BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

wtorek, 29 kwietnia 2008

Wpis cyniczny

D. i Ł. siedzą w kawiarni, popijając małą czarną i dyskutując.

Wszyscy mówią teraz o Austriaku, który zamknął swoją córkę na 24 lata w piwnicy. I wciąż te same gadki w telewizji - że był taki miły i pomocny, a tu coś takiego. Że ludziom się w palu nie mieści, itd. Z tej okazji przypomniało mi się pewne opowiadanie pana de Sade, które przeczytałem kilka lat temu. Cyniczne to z mojej strony polecać je, ale cała dyskusja o ojcu swoich wnuków była cyniczna i dla zdrowia psychicznego co wrażliwszych gości Pubu pod Picadorem oszczędzę relacjonowania jej. Zainteresowanych zaś odsyłam do strony 35. e-książki, którą udało mi sie znaleźć.

D. i Ł. zapalają po kolejnym papierosie. Przygląda im się i przysłuchuje starszy mężczyzna, siedzący samotnie z piwem.

Wyrzuciłem do kosza wszystkie pomysły na etiudy filmowe, które miałem w tym roku zrealizować. Miałem wczoraj na balkonie olśnienie i postanowiłem pójść dalej ścieżką wytyczoną przez poetyckie łanszoty z narracją z offu.

W scenie jednej z etiud, międlę wpierw swoją twarz, a potem twarz kobiety. Zaglądam do jej ust jak dentysta i pytam: Gdzie jesteś? Głos z offu dodaje: "Zapytać: kim jesteś jest przyznaniem się do bycia idiotą".

Może i mało subtelne. Kim jesteś? Podaj w dziesięciu punktach kim jesteś. Można zapytać Austriaka, Josefa Fritzla, kim jest? Można zapytać kim był John Wayne Gacy? Czy był kochającym mężem, ojcem, lubianym w mieście przedsiębiorcą, który na imprezach dla dzieci przebierał się za clowna, czy był mordercą ponad trzydziestu młodych mężczyzn znalezionych pod jego domem? Był jednym i drugim, nierozerwalnie. Nie ma jednego i drugiego Gacy'ego.

Kawa już ostygła, czy raczej - ostygły ostatnie dwa łyki na dnie filiżanki. Jedna kawa nie starcza na dyskusję tej długości. Nie ma już pieniędzy na kolejną. Ważne, że klarują się pewne myśli, które będzie można wieczorem zapisać.

Ostatnio podaję ludziom na początku rozmowy warunki albo uwarunkowania. Np. Nie mam dziś inicjatywy, Ty musisz się nią wykazać. Albo - Czuję jakby wszyscy byli za szkłem, nie dociera do mnie co mówisz, oglądam Cię jak film. Dzięki temu nie czuję wyrzutów sumienia, że rozmowa się nie klei, nie musimy wymyślać fałszywych wymówek o tym, że się spieszymy, czy wyciągać komórek i udawać, że dostaliśmy ważną wiadomość informującą nas o tym, że mamy być gdzieś indziej.

Wydawałoby się, że przy takim postawieniu sprawy, rozmowa będzie otwarta i szczera. Ale i tak praktycznie zawsze kończy się zignorowaniem uwarunkowań. Mimo mojego powiedzenia na początku, że bez sensu mówić o ocenach w szkole, w pewnym momencie pojawia się ten temat. Dlaczego? Czy ludzie:
a) naprawdę nie traktują poważnie tego, co mówię o bezsensowności niektórych elementów dyskusji?
b) czy tak bardzo potrzebują się podzielić czymś, że mówią wbrew apriorycznemu sprzeciwowi? A może ten sprzeciw im to mówienie ułatwia, bo nie muszą się zastanawiać, czy to interesuje rozmówcę, czy nie, mogą mówić jak do ściany, ale żywej ściany, co daje poczucie komfortu.
c) wychodzą z założenia, że postawione warunki ograniczyłyby rozmowę do wspólnego milczenia, więc lepiej mówić cokolwiek, niż nic?

Dywagacje, z których wykluły się powyższe pytania, schodzą drogą żartów na grząski grunt przygodnych kontaktów seksualnych. Ale czy w tym chodzi o coś więcej niż seks? - pytam. Tak, oczywiście, że tak - odpowiada Ł. Ale na tyle nie przekonująco, że rozkręca się ostatnia część dyskusji, nim zauważam, że już jestem 45 minut spóźniony na spotkanie z timofem w Kawangardzie.

Czy seks z obcą osobą bawi? Czy potrafisz się w tym zatracić? A rano - jak brzmią pierwsze wypowiedziane słowa? Słowa niepewności. Zwłaszcza, jeśli dotychczas znało się tę osobę na tle nieseksualnym. Czy w trakcie znajdujesz się w krainie zupełnego, oderwanego od świadomości szaleństwa? Czy może kalkulujesz, obliczasz? To dotknięcie zadziała tak, a to tak. Czy po, czujesz się zniechęcony i przeczuwasz, że druga osoba to widzi, mimo Twoich zapewnień, że wszystko jest w porządku?

To jest jak bycie w stroju wielkiego kurczaka na placu zabaw, i widzisz, że dzieciaki dobrze się bawią, więc też starasz się wejść w tę bajkę.

Czy myślicie, że druga strona ma inaczej? A może - paralela z problemami napotkanymi w dyskusji - ludzie:
a) bawią się świetnie i nie zauważają naszych rozterek.
b) chcą czuć trochę więcej ciepła i nieoczekiwanych zwrotów akcji, niż podczas masturbacji.
c) czują, że są w stroju, ale starają się uwierzyć, że naprawdę są kurczakiem.

***

Wyjeżdżam dziś na kolejny plener, o którym wspominałem w poprzednim wpisie. Wrócę chyba za cztery dni, ale nie sprawdzałem. Może pięć.

W tym czasie warszawiaków zachęcam do wstąpienia do Siedziby Działu Zbiorów Specjalnych Biblioteki Narodowej (Pałac Rzeczpospolitej, pl. Krasińskich 3/5) na wystawę:

„Norwid – Herbert. Inspiracje Śródziemnomorskie”

Jest to multimedialna wystawa prezentująca rysunki Norwida i Herberta z ich podróży po Europie. Oryginały są bardzo ładnie wyeksponowane w gablotach, do tego pokazywane są na wielkich ekranach, i można sobie zabrać wydrukowane na kolorowym ksero reprodukcję. Same bloki Herberta są też skserowane i zszyte, byśmy mogli je (albo ich namiastki) nie tylko oglądać, ale i dotykać. Jeśli tego Wam mało, to przy wejściu / wyjściu są wielkie pegazy z ekranami, na których możemy znów te rysunki zobaczyć, i do tego są słuchawki, z których, jeśli je założymy, usłyszymy Zapasiewicza czytającego wybrany wiersz.

Godziny otwarcia, skopiowane ze strony o roku Herberta:

Wystawa będzie prezentowana od 26 kwietnia codziennie w godz. 10.00 – 18.00. Po raz ostatni ekspozycja zostanie udostępniona publiczności podczas Nocy Muzeów przygotowanej przez Urząd miasta stołecznego Warszawy z 17 na 18 maja br.

Przeczytajcie też notkę wiszącą przy schodach, porównującą charakter rysunków obydwu poetów. Bardzo ciekawa obserwacja o celu twórczości plastycznej panów H. i N.

Zostawiam Was z jednym z moich ulubionych wierszy Herberta (którego nie ma na wystawie). Kiedy go po raz pierwszy przeczytałem w wieku lat 19, to mną wstrząsnął. Zrobiłem na jego podstawie komiks, z Cynikiem w roli głównej. Właściwie Cynik i jego zawód powstały dla tego wiersza. A że dzisiejszy wpis jest cyniczny, to nie pozostaje mi zakończyć inaczej, niż w takim tonie. (wersy ze względu na blogowy format inaczej przerzucone, niż w innych internetowych wersjach)

Zbigniew Herbert
Piekło
Licząc od góry: komin, anteny, blaszany, pogięty dach. Przez okrągłe okno widać zaplątaną w sznury dziewczynę, którą księżyc zapomniał wciągnąć do siebie i zostawił na pastwę plotkarek i pająków. Niżej kobieta czyta list, chłodzi twarz pudrem i znów czyta. Na pierwszym piętrze młody człowiek chodzi tam i z powrotem i myśli: jak ja wyjdę na ulicę z tymi pogryzionymi wargami i w rozlatujących się butach? W kawiarni na dole pusto, bo to rano.
Tylko jedna para w kącie. Trzymają się za ręce. On mówi: "Będziemy
zawsze razem. Proszę pana czarną i oranżadę." Kelner idzie szybko za
kotarę i tam dopiero wybucha śmiechem.
.
.
.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

widzą,bo czują to samo,im wiecej znasz, tym więcej wiesz, tym więcej widzisz, a rano skórę przeszywa zimny chlód , który potrafi powiedzie: oh , znam cię ... znałam ... ,...ah...bełkot, rozmowa z samą sobą...jednakowoż tak wlaśnie czuję