Chciałbym swój dziennikarski tryptyk zakończyć we właściwy sobie sposób, czyli samemu sobie zaprzeczając. Jako moralny abnegat i relatywista totalny uważam za zgodne z tą postawą przedstawienie wszelkich stron medalu (przednią, tylną, i brzeg - na którym raz mi moneta, wierzcie lub nie, wylądowała, gdy ją rzuciłem).
Karel Capek jest znany Wam wszystkim. To dzięki niemu mamy słowo ROBOT. A dokładniej - dzięki jego bratu, ale to Karel Capek wykorzystał to słowo w swoim dramacie science fiction w 1921 r.
Czeski pisarz nie tylko robotami się zajmował. Polecam wszystkim biednym partnerkom i matkom tak zwanych artystów Osiem twarzy mistrza Foltyna, biografię zmyślonego "wielkiego kompozytora". Dlatego określiłem partnerki i matki takich ludzi jako biedne, bo jeśli nie uważają się za biedne, to tak naprawdę nie są z tak zwanymi artystami, a z ludźmi, którzy traktują twórczość jako hobby i potrafią oddzielić ją od życia. A oczywiście tak się nie da.
Oczywiste jest też, że jak tak sobie polecam tytułami, to i tak nikt nie sięgnie (wyjątki potwierdzają regułę). Dlatego też nie polecam Wam eseju pod tytułem Pochwała prasy, a przytaczam całość, by mogli sobie Państwo czytać po fragmencie przy śniadaniu (chyba że w przeciwieństwie do mnie jecie śniadanie w kuchni, a nie podczas porannego przeglądania blogów).
Capek posługuje się gawędziarskim stylem jak może bardziej Wam znany Hrabal, co może niektórym lubiącym zwięzłość nie przypaść do gustu. Rekompensuje to moim zdaniem bystrym i swobodnym poczuciem humoru.
Jeśli zastanawialiście się kiedyś
Czy prasa musi tak epatować sensacją?
Jaka jest właściwie różnica między literaturą a prasą?
Czy prasa może kłamać?
O czym najchętniej czytamy?
Jak starym zawodem jest dziennikarstwo?
i nie znacie odpowiedzi na te pytania, zachęcam do lektury.
A już niedługo wyjawię czym się ostatnio zajmuję. A zajmuję się m. in. zajęciami wręcz mistycznymi!
Karel Capek
Pochwała prasy
ze zbioru Marsjasz, czyli na marginesie literatury
Przetłumaczyła: Halina Janaszek-IvanickovaWydawnictwo Literackie, Kraków 1981
Wszelkie czeskie znaki diakrytyczne muszą sobie Państwo dorysować na monitorach, bo blogspot mówi mi "Keine czeskie znaki diakrytyczne".
Zilustrowane pracami George'a Grosza.
Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do jej obecności, że nie widzimy w niej powtarzającego się co dzień cudu. Cudem jest już to, że co ranka wychodzi, chociaż poprzedniego dnia nie zaszło nic godnego uwagi, ale ów dziw pozostanie tajemnicą redakcyjną, ja natomiast zamierzam pisać o prasie z punktu widzenia czytelnika.
Czasem nawet czytelnik w nagłym olśnieniu odkryje niezwykłość prasy; mnie się to na przykład zdarzyło w Ballinluig, chociaż może nie w Ballinluig, raczej w Crainlarich albo w Tyndrum, ale chyba nie w Tyndrum; najprawdopodobniej w Mallaig, bo było to nad morzem, a ja kupiłem sobie do pociągu, nie wiem już jaką, gazetę. I kiedy energicznie ją rozpostarłem, wzrok mój padł na wiadomość:
W Czeskich Budziejowicach wytępiono pięć tysięcy kotów.
No, bo przyznacie sami: kiedy człowiek siedzi w pociągu w Mallaig, jest przygotowany na wszystko, tylko nie na Czeskie Budziejowice czy fantastyczny zgoła obraz pięciu tysięcy kotów. Musiałem zamknąć oczy, żeby strawić ten natłok wydarzeń. Gdybym zamiast gazety wziął do ręki jakąś powieść, już po chwili domyśliłbym się, o co chodzi i co może być dalej, ale żaden powieściopisarz nie wpadłby na fantastyczne wyobrażenie pięciu tysięcy kotów i żadnemu nie przyszłyby do głowy w tym kontekście Czeskie Budziejowice. Natknąć się w Mallaig na Czeskie Budziejowice to dziw nad dziwy: znaleźć na jednej stronie pana Mac Donalda i pięć tysięcy kotów to coś bardziej fantastycznego niż Ali Baba i czterdziestu rozbójników, a jeśli człowiek przy tym patrzy na Ocean Atlantycki, zostaje porażony tą dziką koegzystencją wszystkiego, co istnieje, a więc polityki, kotów, morza, socjalizmu i Czeskich Budziejowic. Dzięki temu, jak w krótkim i niezwykłym rozbłysku, objawia mu się ogrom świata i niezwykłość prasy.
Proszę wybaczyć, że zatrzymam się jeszcze przy tych kotach. Jestem w pewnym sensie znawcą kotów i mógłbym długo jeszcze opowiadać o kotach w Nottinghill i Geniu, i o kotach weneckich i paryskich, o hodowli kotów, o tym jak pozyskać zaufanie kota i innych jeszcze sprawach. Otóż w prasie nigdy nie pojawia się wiadomość, że kot złapał kosa albo kotka okociła się i ma troje kociąt; zawsze ujrzycie ją tam w jakimś szczególnym, a często nawet przerażającym świetle, dowiecie się na przykład, że wściekły kot pogryzł listonosza, że jakiś uczony odkrył kocie serum, że w Plymouth, czy gdzieś tam, przyszedł na świat kot o dziewięciu ogonach albo coś w tym guście. Tak samo w żadnej gazecie nie znajdziecie wiadomości, że kelner podał komuś kufel piwa, tylko że zabił swą kochankę albo że wybuchł strajk kelnerów. Czeskie Budziejowice nie wejdą na łamy prasy w swej spokojnej egzystencji: musi tam być masowy mord kotów albo przynajmniej wybory, aby to szacowne miasto przedstawiło się światu w jakimś pełnym tragizmu kolorycie. A jeśli dowiem się z gazety, że jakiś poseł wygłosił przemówienie, wiem z góry, że jest w tym coś równie dramatycznego i niezwykłego, jak w pogryzieniu przez wściekłego kota listonosza lub w zabójstwie kochanki kelnera.
Chcę więc powiedzieć to, co zaniepokoiło już Chestertona, a mianowicie, że świat prasy jest skonstruowany z samych wyjątkowych wydarzeń, niezwykłych przypadków, a często nawet dziwów i cudów. Jeśli w gazecie jest mowa o domu, to nigdy się tam nie opowiada o tym, że dom stoi, tylko że się pali albo że się zawalił, albo przynajmniej, że jest największy na świecie, albo że się w jakiś specjalny sposób wyróżnił między wszystkimi domami, ile ich by nie było. Kelner jest intrygującą postacią, która zabija swą ukochaną, kasjer zwiewa z powierzonymi mu pieniędzmi, miłość w sposób fatalny wiedzie ku temu, że się z Mostu Legionów skacze do Wełtawy, auto jest środkiem służącym do bicia rekordów, wypadków i przejeżdżania dziatek lub staruszek. Wszystko, co jest, zjawia się w aspekcie dramatycznym i poniekąd alarmującym. W każdym porannym wydaniu prasy codziennej świat przekształca się w dżunglę, w której czyhają na nas niezliczone niespodzianki, niebezpieczeństwa i wydarzenia epickie.
Wyobraźcie sobie, jak by wami wstrząsnęło, gdyby prasa przyniosła, dajmy na to, przemówienie posła Petrovickiego sprzed roku. Może je zamieścić z adnotacją, że "dzisiaj upływa właśnie rok", albo że "dzisiaj są na wagę złota", ale jakieś "dzisiaj" tam musi być, bo inaczej wydawałoby się się wam, że wszechświat się wali na głowę, albo że kategoria czasu oszalała; tego z pewnością nie można byłoby przeżyć. Pewien moralista (był to, jak sądzę, pan Gamma) napisał, że gazety zamiast podawać actualia, winny zamieszczać aeternalia i perpetualia, dając pierwszeństwo sprawom wiecznym przed sprawami doczesnymi. Tak więc zamiast mów Cziczerina powinny wydrukować mowę Cycerona do Placjusza, która bezsprzecznie nie jest aktualna. Zamiast wdawać się w pełne konfuzji opisy sytuacji w parlamencie, mogłyby zamieścić wyjątki z Konfucjusza, a zamiast ostatniego morderstwa, dajmy na to, rozdziałek z Sieci wiary Chelcickiego. Przyznam, że takich gazet (jakie z pewnością wydawane są w niebie) nie chciałbym redagować; nie wiedziałbym z jakiej racji właśnie dzisiaj drukować mowę do Plaucjusza zamiast trzeciej mowy przeciw Verrusowi i dlaczego, z punktu widzenia wieczności, winienem właśnie dzisiaj dać pierwszeństwo Konfucjuszowi przed Fedonem Platona. Jeśli prasa drukuje exposé ministra, to nie znalazło się ono tam dlatego, że jest lepsze i ważniejsze, klnę się na swą duszę, od Kazania na Górze Oliwnej, ale dlatego, że w odróżnieniu od Kazania na Górze Oliwnej zostało wygłoszone wczoraj. Kradzież futra w kawiarni z pewnością nie jest bardziej sensacyjna od abdykacji Napoleona, ale zdarzyła się wczoraj. Nic nie można na to poradzić, współczesność jest dla ludzi w sposób szczególny i zagadkowy pociągająca; ludzie tłumnie biegną popatrzeć na dom, w którym krawiec pozabijał cegłą swą siedmioosobową rodzinę, ale nie biegną tłumem patrzeć na Sterbohole, gdzie w czasie wojny siedmioletniej poległo nie wiem ile tysięcy ludzi wraz z generałem Schwerinem. Fanatyczne zainteresowanie teraźniejszością jest jedną z tajemnic życia; jest to także jedna z tajemnic prasy.
Każdy taki ustalony zwrot posiada swoją wartość estetyczną. Jest jakąś chwilą wytchnienia w nawale nowości, jest jak refren, który czytelnik może sam powtórzyć. Są to ramy, w które można bez trudu oprawić nowe wydarzenie i w ten sposób zadowalająco je załatwić. Zalediwe sie wyłoni, przestaje być czymś niezwykłym.
Niedawno jechałem tramwajem. W pewnym momencie coś zakotłowało się na szynach, motorniczy strasznie klnie i wściekle dzwoni, wóz nagle się zatrzymuje, wszyscy walimy się na plecy motorniczego, nie wiadomo skąd bierze się na szynach tłum ludzi, jakby wyrósł spod ziemi, dwóch strażników dźwiga jakiś ciężki pakunek do bramy, śmiertelnie blady motorniczy obciera zimny pot z czoła i szuka policjanta; jest to jakiś dziwny, surowy chaos, w którym się wszystko powoli i jakby gorączkowo rozpada; przez cały dzień nie mogłem się pozbierać. Aż tu nazajutrz czytam w gazecie: "Wczoraj o godzinie pierwszej na ul. Narodni trida tramwaj potrącił Frantiska S., księgowego zamieszkałego w Pradze. Lekko rannego odwieziono na pogotowie ratunkowe, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy". Tak, to wszystko, a ja zostałem wyzwolony z męczącego chaosu, którego doświadczyłem; w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że przypadek jest, chwała Bogu, zwyczajny. Nie pozostało w nim ani szczypty gorączkowego chaosu. Otzrymał pierwszą pomoc - to jest normalizacja. Jeśli przed stworzeniem świata istniał chaos, to jedynie dlatego, że nie było prasy, która by sprawę wystylizowała mniej więcej tak: "Także w dniu wczorajszym nic nie zakłóciło podniosłego biegu wieczności. Pod wieczór lotem błyskawicy rozniosła się wiadomość, że na Maninach został stworzony Wszechświat. Na szczęście wiadomość ta przed oddaniem do druku pisma nie została potwierdzona. Zwracamy jednak uwagę odpowiednich kół na niepowołane elementy, które zagrażają poważnie dotychczasowemu chaosowi". Caveant consules!
Reasumując, można zatem powiedzieć, że literatura piękna jest wyrażaniem starych kwestii w nowy sposób, podczas gdy gazeta to wyrażanie stale nowej rzeczywistości w sposób ustalony i niezmienny.
Mimo to gazety mają coś wspólnego z literaturą piękną, na przykład okoliczność, że w odróżnieniu od poznania naukowego są całkowicie niezależne od rzeczywistości.
Pewnego razu angielski dziennikarz, nie wiem już, jaką ciekawością wiedziony, przeprowadził ze mną wywiad na temat miejsca mego urodzenia i innych równie dawnych spraw. W dzień później z dziecięcym zdziwieniem wyczytałem w gazecie, że przyszedłem na świat na dzikim pustkowiu Gór Olbrzymich w ubogiej rodzinie surowych i pobożnych górali... Nieśmiało zaprotestowałem wobec innego przedstawiciela prasy, że nie jest to zgodne z prawdą. - Czy jest pan tego pewien? - spytał ów człowiek. - Pewnie ma pan rację, ale tak jest to bardziej interesujące. - Od tego czasu czytam gazety z głębszym zrozumieniem i pożytkiem; gdy znajduję w nich pasjonujące informacje, np. expose ministra spraw zagranicznych, wiadomość o otwarciu wystawy drucianych sieci w Rozmitalu albo sensacyjną wiadomość, iż w Teatrze Narodowym wystawiono nową sztukę czeską, i myślę oczarowany: z pewnością było to zupełnie inaczej, ale tak to jest bardziej interesujące. Należy jednak przyznać, że chociaż gazety (z powodów zasadniczych - wolności prasy) są niezależne od rzeczywistości, korzystają ze swojego prawa do fikcji w sposób bardzo umiarkowany; np. ów angielski dziennikarz mógł równie dobrze napisać, że przyszedłem na świat w postaci skrzydlatego nasionka, które wypadło z sosnowej szyszki, albo że wyrzucił mnie na brzeg w koszyczku wodospad Łaby, niemniej ograniczył się on do jedynie umiarkowanego retuszu rzeczywistości w stopniu, jaki w ogóle zagraża zdolności zwykłego czytelnika do zachowania wiary w słowo pisane. W gazetach można pisać, co się chce, pod warunkiem, że jest to dość codzienne i zwykłe, aby czytelnik w to bez trudu uwierzył. Można dopuszczać się pewnego odchylenia od rzeczywistości, ale trzeba to robić w sposób delikatny, aby czytelnik nie krzyknął, że to bzdura i że prasa chce go zrobić w konia. Ze względu na wygodę umysłową i skromną fantazję czytelnika odchylenie od rzeczywistości prasy jest daleko mniejsze, niż można byłoby teoretycznie tego oczekiwać, ba, co więcej, nawet rzeczywistości tej - pobieżnie i nie dość dokładnie - prasa się trzyma, ponieważ łatwiej jest reprodukować rzeczywiste rzeczy, niż wymyślać rzeczy prawdopodobne.
Szczególnych rozkoszy dostarcza czytelnikowi odnajdywanie w gazecie wiadomości nie o tych sprawach, o których nie wie, ale o których wie albo przy których nawet był obecny. Nigdy nie czytam z tak namiętnym zainteresowaniem o pożarze, którego nie widziałem na własne oczy, jak o pożarze, który przypadkiem obserwowałem od początku do końca, i muszę przyznać, że gdybym o nim nie znalazł wzmianki w prasie, poczułbym się dotknięty i jakoś osobiście obrażony, uznałbym za przejaw braku szacunku to, że wydarzenie, które tak bardzo przykuło mą uwagę czarem swej piromanii, niegodne jest ani krzty zainteresowania prasy. Czytelnik prasy uważa po prostu sam siebie za publiczność i jeśli czyta, że "pożar przyciągnął wielu widzów", ma satysfakcję, że nie został pominięty.
Z obojętnością czytam o tym, że w Krumlovie ogłoszono kwarantannę psów; po prostu nic mnie to nie obchodzi, ponieważ nigdy w życiu nie byłem w Krumlovie. Jednakże czytam o tym z przyjemnością i pełnym zrozumieniem, jeśli kwarantannę psów ogłoszono w Horicy albo Glasgow, ponieważ w obu tych miejscowościach byłem, wskutek czego mam do tych wydarzeń w pewnej mierze osobisty i empiryczny stosunek. Nie wiem, czy najbardziej zwodniczym urokiem prasy w odróżnieniu od literatury nie jest to, że udziela tak szerokiej platformy stosunkom osobistym. Przyjemnie ekscytuje mnie fakt, gdy znajdę w prasie przemówienie posła Lukavskiego, ponieważ go gdzieś, zaraz, gdzie to było, no, wszystko jedno, widziałem na własne oczy. Interesuje mnie nagła śmierć starego emeryta na Malej Stranie, ponieważ mieszkam na Malej Stranie. Ciekawi mnie deficyt w budżecie Jindrichovego Hradca, ponieważ byłem w Jindrichowym Hradcu. Ze zrozumieniem przeczytam wiadomość o niewypłacalności Jana Holzbacha ze Znojma, ponieważ znam osobiście jakiegoś innego Holzbacha, i tak dalej. Prasa apeluje do osobistych uczuć czytelnika w daleko większej mierze niż na przykład wiersze miłosne; mówiąc stylem wierszy miłosnych, gra głęboko na strunach duszy.
Myślę naprawdę, że prasa jest tak stara jak ludzkość. Herodot był dziennikarzem, a Szeherezada nie jest niczym innym jak orientalnym symbolem wieczornego wydania gazet. W czasach pierwotnych ludzie uwieczniali godne uwagi wydarzenia wznoszeniem budowli megalitycznych, było to pismo monumentalne, ale wymagające więcej wysiłku. Egipcjanie wyciosywali swe dzienniki na obeliskach i ścianach świątyń. Wyobraźcie sobie, że codziennie rano rozwożono by po placu Wacława sześćdziesiąt tysięcy obelisków i że każdy egzemplarz musiałoby ciągnąć sześćdziesiąt wołów. To jest zapewne przyczyna, z powodu której dziennikarstwo w starożytnym Egipcie nie nabrało większego rozmachu.
Również za swojego rodzaju dziennikarzy należy uważać różnych rapsodów, aojdów, skaldów i bardów. Iliada była do pewnego stopnia nowością, gdy ją recytował sam Homer, a później była już tylko powtarzaniem wytartych spraw; w obu wypadkach była podobna do dzisiejszej prasy. Ponieważ połową prawdy jest twierdzenie, że prasa służy do przekazywania nowości, taka samą prawdą jest, że służy do przekazywania starych, dobrze znanych rzeczy. jest na pewno jakąś nowością to, że wczoraj wygłosił przemówienie pan Herriot, ale fakt, że premier rządu zwykł przemawiać, to nienowina. Nowością jest to, że wczoraj ktoś komuś ukradł futro w kawiarni "Union", ale fakt, że kradnie się futra, jest stary i znany już w epoce jaskiniowej. Prasa codzienna zwraca nam uwagę na to, że na świecie dzieją się one stale i regularnie. Prasa odkrywa przed nami wieczną kontynuację życia, ponieważ, posługując się terminem Gammy, prawie wszystkie aktualia są właściwie "perpetualiami".
Gdyby w prasie pojawiła się jutro przerażająca wiadomość, że armia chińska obległa Zurych, pojawiłaby się tam także drobna notatka o tym, że na ulicy Ovocnej nastąpiło zderzenie ręcznego wózka z tramwajem; a więc, chwała Bogu, świat się nie zmienił. Gdyby wieczorne wydanie przyniosło depeszę, że właśnie nastąpił koniec świata, przyniosłoby także rzeczową informację o tym, że Mala Strana cierpi na brak szaletów publicznych i że konieczna jest niezwłoczna poprawa. A gdyby prasa oznajmiła, że z loży Teatru Narodowego rozległ się właśnie głos trąby wzywającej na Sąd Ostateczny, nie zapomniano by oznajmić, że do kwestii tej powróci się w szczegółowym omówieniu korespondenta muzycznego i sprawozdawcy sądowego. Świat prasy jest stale nowy, ale niezmienny.
Koniec końców, dla umysłu filozoficznego czytanie gazet jest czynnością równie kontemplacyjną jak oglądanie zachodu słońca albo biegu płynącej rzeki. Gazety odznaczają się periodycznością i niezmiennością właściwą zjawiskom przyrody: zamiast stać się szóstym mocarstwem, są raczej czwartym królestwem natury. Przestudiowanie ich praw i ustalenie ich gatunków, rodzajów i podrodzajów nie może być zadaniem tego artykułu, który chciał być pochwałą prasy; dlatego nie może być wyczerpujący, ponieważ chwały nie powinno się nigdy wyczerpać do ostatniej kropli.
(1925)
Karel Capek jest znany Wam wszystkim. To dzięki niemu mamy słowo ROBOT. A dokładniej - dzięki jego bratu, ale to Karel Capek wykorzystał to słowo w swoim dramacie science fiction w 1921 r.
Czeski pisarz nie tylko robotami się zajmował. Polecam wszystkim biednym partnerkom i matkom tak zwanych artystów Osiem twarzy mistrza Foltyna, biografię zmyślonego "wielkiego kompozytora". Dlatego określiłem partnerki i matki takich ludzi jako biedne, bo jeśli nie uważają się za biedne, to tak naprawdę nie są z tak zwanymi artystami, a z ludźmi, którzy traktują twórczość jako hobby i potrafią oddzielić ją od życia. A oczywiście tak się nie da.
Oczywiste jest też, że jak tak sobie polecam tytułami, to i tak nikt nie sięgnie (wyjątki potwierdzają regułę). Dlatego też nie polecam Wam eseju pod tytułem Pochwała prasy, a przytaczam całość, by mogli sobie Państwo czytać po fragmencie przy śniadaniu (chyba że w przeciwieństwie do mnie jecie śniadanie w kuchni, a nie podczas porannego przeglądania blogów).
Capek posługuje się gawędziarskim stylem jak może bardziej Wam znany Hrabal, co może niektórym lubiącym zwięzłość nie przypaść do gustu. Rekompensuje to moim zdaniem bystrym i swobodnym poczuciem humoru.
Jeśli zastanawialiście się kiedyś
Czy prasa musi tak epatować sensacją?
Jaka jest właściwie różnica między literaturą a prasą?
Czy prasa może kłamać?
O czym najchętniej czytamy?
Jak starym zawodem jest dziennikarstwo?
i nie znacie odpowiedzi na te pytania, zachęcam do lektury.
A już niedługo wyjawię czym się ostatnio zajmuję. A zajmuję się m. in. zajęciami wręcz mistycznymi!
Karel Capek
Pochwała prasy
ze zbioru Marsjasz, czyli na marginesie literatury
Przetłumaczyła: Halina Janaszek-IvanickovaWydawnictwo Literackie, Kraków 1981
Wszelkie czeskie znaki diakrytyczne muszą sobie Państwo dorysować na monitorach, bo blogspot mówi mi "Keine czeskie znaki diakrytyczne".
Zilustrowane pracami George'a Grosza.
Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do jej obecności, że nie widzimy w niej powtarzającego się co dzień cudu. Cudem jest już to, że co ranka wychodzi, chociaż poprzedniego dnia nie zaszło nic godnego uwagi, ale ów dziw pozostanie tajemnicą redakcyjną, ja natomiast zamierzam pisać o prasie z punktu widzenia czytelnika.
Czasem nawet czytelnik w nagłym olśnieniu odkryje niezwykłość prasy; mnie się to na przykład zdarzyło w Ballinluig, chociaż może nie w Ballinluig, raczej w Crainlarich albo w Tyndrum, ale chyba nie w Tyndrum; najprawdopodobniej w Mallaig, bo było to nad morzem, a ja kupiłem sobie do pociągu, nie wiem już jaką, gazetę. I kiedy energicznie ją rozpostarłem, wzrok mój padł na wiadomość:
W Czeskich Budziejowicach wytępiono pięć tysięcy kotów.
No, bo przyznacie sami: kiedy człowiek siedzi w pociągu w Mallaig, jest przygotowany na wszystko, tylko nie na Czeskie Budziejowice czy fantastyczny zgoła obraz pięciu tysięcy kotów. Musiałem zamknąć oczy, żeby strawić ten natłok wydarzeń. Gdybym zamiast gazety wziął do ręki jakąś powieść, już po chwili domyśliłbym się, o co chodzi i co może być dalej, ale żaden powieściopisarz nie wpadłby na fantastyczne wyobrażenie pięciu tysięcy kotów i żadnemu nie przyszłyby do głowy w tym kontekście Czeskie Budziejowice. Natknąć się w Mallaig na Czeskie Budziejowice to dziw nad dziwy: znaleźć na jednej stronie pana Mac Donalda i pięć tysięcy kotów to coś bardziej fantastycznego niż Ali Baba i czterdziestu rozbójników, a jeśli człowiek przy tym patrzy na Ocean Atlantycki, zostaje porażony tą dziką koegzystencją wszystkiego, co istnieje, a więc polityki, kotów, morza, socjalizmu i Czeskich Budziejowic. Dzięki temu, jak w krótkim i niezwykłym rozbłysku, objawia mu się ogrom świata i niezwykłość prasy.
Proszę wybaczyć, że zatrzymam się jeszcze przy tych kotach. Jestem w pewnym sensie znawcą kotów i mógłbym długo jeszcze opowiadać o kotach w Nottinghill i Geniu, i o kotach weneckich i paryskich, o hodowli kotów, o tym jak pozyskać zaufanie kota i innych jeszcze sprawach. Otóż w prasie nigdy nie pojawia się wiadomość, że kot złapał kosa albo kotka okociła się i ma troje kociąt; zawsze ujrzycie ją tam w jakimś szczególnym, a często nawet przerażającym świetle, dowiecie się na przykład, że wściekły kot pogryzł listonosza, że jakiś uczony odkrył kocie serum, że w Plymouth, czy gdzieś tam, przyszedł na świat kot o dziewięciu ogonach albo coś w tym guście. Tak samo w żadnej gazecie nie znajdziecie wiadomości, że kelner podał komuś kufel piwa, tylko że zabił swą kochankę albo że wybuchł strajk kelnerów. Czeskie Budziejowice nie wejdą na łamy prasy w swej spokojnej egzystencji: musi tam być masowy mord kotów albo przynajmniej wybory, aby to szacowne miasto przedstawiło się światu w jakimś pełnym tragizmu kolorycie. A jeśli dowiem się z gazety, że jakiś poseł wygłosił przemówienie, wiem z góry, że jest w tym coś równie dramatycznego i niezwykłego, jak w pogryzieniu przez wściekłego kota listonosza lub w zabójstwie kochanki kelnera.
Chcę więc powiedzieć to, co zaniepokoiło już Chestertona, a mianowicie, że świat prasy jest skonstruowany z samych wyjątkowych wydarzeń, niezwykłych przypadków, a często nawet dziwów i cudów. Jeśli w gazecie jest mowa o domu, to nigdy się tam nie opowiada o tym, że dom stoi, tylko że się pali albo że się zawalił, albo przynajmniej, że jest największy na świecie, albo że się w jakiś specjalny sposób wyróżnił między wszystkimi domami, ile ich by nie było. Kelner jest intrygującą postacią, która zabija swą ukochaną, kasjer zwiewa z powierzonymi mu pieniędzmi, miłość w sposób fatalny wiedzie ku temu, że się z Mostu Legionów skacze do Wełtawy, auto jest środkiem służącym do bicia rekordów, wypadków i przejeżdżania dziatek lub staruszek. Wszystko, co jest, zjawia się w aspekcie dramatycznym i poniekąd alarmującym. W każdym porannym wydaniu prasy codziennej świat przekształca się w dżunglę, w której czyhają na nas niezliczone niespodzianki, niebezpieczeństwa i wydarzenia epickie.
*
Ale gazety nie informują tłustym drukiem o tym, że spłonęła Troja albo że Herod ze względów sanitarnych kazał wymordować pięć tysięcy niemowląt. Wyczytacie tam o krwawej bójce dwóch ślusarzy na ulicy Szczepańskiej, ale nie dowiecie się niczego o krwawej walce Cezara z Gallami. Nie dość, że coś krwawi lub płonie, musi być jeszcze nowe. Nie wystarcza, że przemawia do wyobraźni, musi być przede wszystkim w stu procentach aktualne. Prasa może donieść, że dzisiaj, dnia 14 listopada 1924 roku, upływa dokładnie trzy tysiące lat od pożaru Troi; jeśli nie jest tak co do minuty, wiadomość taka nie ma czego szukać na łamach prasy. Świat prasy, podobnie jak świat dzikich zwierząt, istnieje tylko w teraźniejszości; świadomość prasy (jeśli w ogóle można mówić o świadomości) jest ograniczona wyłącznie do teraźniejszości, sięgającej od wydania porannego do wieczornego albo na odwrót. Jeśli człowiek czyta gazetę sprzed tygodnia, czuje się tak, jakby wertował kronikę Dalimila; to już nie gazeta, ale zabytek. Gnoseologicznym systemem prasy jest teraz; extra praesentiam non est existentia: ergo bibamus.Wyobraźcie sobie, jak by wami wstrząsnęło, gdyby prasa przyniosła, dajmy na to, przemówienie posła Petrovickiego sprzed roku. Może je zamieścić z adnotacją, że "dzisiaj upływa właśnie rok", albo że "dzisiaj są na wagę złota", ale jakieś "dzisiaj" tam musi być, bo inaczej wydawałoby się się wam, że wszechświat się wali na głowę, albo że kategoria czasu oszalała; tego z pewnością nie można byłoby przeżyć. Pewien moralista (był to, jak sądzę, pan Gamma) napisał, że gazety zamiast podawać actualia, winny zamieszczać aeternalia i perpetualia, dając pierwszeństwo sprawom wiecznym przed sprawami doczesnymi. Tak więc zamiast mów Cziczerina powinny wydrukować mowę Cycerona do Placjusza, która bezsprzecznie nie jest aktualna. Zamiast wdawać się w pełne konfuzji opisy sytuacji w parlamencie, mogłyby zamieścić wyjątki z Konfucjusza, a zamiast ostatniego morderstwa, dajmy na to, rozdziałek z Sieci wiary Chelcickiego. Przyznam, że takich gazet (jakie z pewnością wydawane są w niebie) nie chciałbym redagować; nie wiedziałbym z jakiej racji właśnie dzisiaj drukować mowę do Plaucjusza zamiast trzeciej mowy przeciw Verrusowi i dlaczego, z punktu widzenia wieczności, winienem właśnie dzisiaj dać pierwszeństwo Konfucjuszowi przed Fedonem Platona. Jeśli prasa drukuje exposé ministra, to nie znalazło się ono tam dlatego, że jest lepsze i ważniejsze, klnę się na swą duszę, od Kazania na Górze Oliwnej, ale dlatego, że w odróżnieniu od Kazania na Górze Oliwnej zostało wygłoszone wczoraj. Kradzież futra w kawiarni z pewnością nie jest bardziej sensacyjna od abdykacji Napoleona, ale zdarzyła się wczoraj. Nic nie można na to poradzić, współczesność jest dla ludzi w sposób szczególny i zagadkowy pociągająca; ludzie tłumnie biegną popatrzeć na dom, w którym krawiec pozabijał cegłą swą siedmioosobową rodzinę, ale nie biegną tłumem patrzeć na Sterbohole, gdzie w czasie wojny siedmioletniej poległo nie wiem ile tysięcy ludzi wraz z generałem Schwerinem. Fanatyczne zainteresowanie teraźniejszością jest jedną z tajemnic życia; jest to także jedna z tajemnic prasy.
*
Wszystko powinno być nowe, ale nie może być surowe i nieznane. Dżungla wydarzeń, która wyłania się co rano w prasie codziennej, winna być przetarta wydeptanymi i utartymi ścieżkami, jak np.: Rannego odwieziono na pogotowie ratunkowe. - Wstrząsająca wiadomość lotem błyskawicy (to jest z szybkością 3,133 m/sek.) rozniosła się po mieście. - Nic nie zakłóciło podniosłego przebiegu zebrania. - Odnotowano znaczne szkody. - Caveant consules!
Każdy taki ustalony zwrot posiada swoją wartość estetyczną. Jest jakąś chwilą wytchnienia w nawale nowości, jest jak refren, który czytelnik może sam powtórzyć. Są to ramy, w które można bez trudu oprawić nowe wydarzenie i w ten sposób zadowalająco je załatwić. Zalediwe sie wyłoni, przestaje być czymś niezwykłym.
Niedawno jechałem tramwajem. W pewnym momencie coś zakotłowało się na szynach, motorniczy strasznie klnie i wściekle dzwoni, wóz nagle się zatrzymuje, wszyscy walimy się na plecy motorniczego, nie wiadomo skąd bierze się na szynach tłum ludzi, jakby wyrósł spod ziemi, dwóch strażników dźwiga jakiś ciężki pakunek do bramy, śmiertelnie blady motorniczy obciera zimny pot z czoła i szuka policjanta; jest to jakiś dziwny, surowy chaos, w którym się wszystko powoli i jakby gorączkowo rozpada; przez cały dzień nie mogłem się pozbierać. Aż tu nazajutrz czytam w gazecie: "Wczoraj o godzinie pierwszej na ul. Narodni trida tramwaj potrącił Frantiska S., księgowego zamieszkałego w Pradze. Lekko rannego odwieziono na pogotowie ratunkowe, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy". Tak, to wszystko, a ja zostałem wyzwolony z męczącego chaosu, którego doświadczyłem; w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że przypadek jest, chwała Bogu, zwyczajny. Nie pozostało w nim ani szczypty gorączkowego chaosu. Otzrymał pierwszą pomoc - to jest normalizacja. Jeśli przed stworzeniem świata istniał chaos, to jedynie dlatego, że nie było prasy, która by sprawę wystylizowała mniej więcej tak: "Także w dniu wczorajszym nic nie zakłóciło podniosłego biegu wieczności. Pod wieczór lotem błyskawicy rozniosła się wiadomość, że na Maninach został stworzony Wszechświat. Na szczęście wiadomość ta przed oddaniem do druku pisma nie została potwierdzona. Zwracamy jednak uwagę odpowiednich kół na niepowołane elementy, które zagrażają poważnie dotychczasowemu chaosowi". Caveant consules!
Reasumując, można zatem powiedzieć, że literatura piękna jest wyrażaniem starych kwestii w nowy sposób, podczas gdy gazeta to wyrażanie stale nowej rzeczywistości w sposób ustalony i niezmienny.
*
Prasa, jeśli nie miesza się do polityki, mówi o sprawach niepowtarzalnych i konkretnych. poeta powiada, że "każdy kto kocha, zabija". Gazeta natomiast twierdzi, że pod numerem posesji 891 kelner Vaclav Zajicek zabił swoją kochankę, 27 letnią Terezię Veselą. Poeta może opiewać przebiśniegi w ogóle, ale prasa może podać tylko określoną, asertoryczną informację, że wczoraj o godzinie trzeciej minut piętnaście otworzył się u podnóża Podbaby pierwszy przebiśnieg i że wiadomość ta lotem błyskawicy rozniosła się po Pradze. Naturalnie i w gazetach znajdzie się czasem kawałek literatury lub poezji, ale to nie dlatego że literatura w jakiś sposób należy do prasy, ale dlatego że w prasie jest wszystko.Mimo to gazety mają coś wspólnego z literaturą piękną, na przykład okoliczność, że w odróżnieniu od poznania naukowego są całkowicie niezależne od rzeczywistości.
Pewnego razu angielski dziennikarz, nie wiem już, jaką ciekawością wiedziony, przeprowadził ze mną wywiad na temat miejsca mego urodzenia i innych równie dawnych spraw. W dzień później z dziecięcym zdziwieniem wyczytałem w gazecie, że przyszedłem na świat na dzikim pustkowiu Gór Olbrzymich w ubogiej rodzinie surowych i pobożnych górali... Nieśmiało zaprotestowałem wobec innego przedstawiciela prasy, że nie jest to zgodne z prawdą. - Czy jest pan tego pewien? - spytał ów człowiek. - Pewnie ma pan rację, ale tak jest to bardziej interesujące. - Od tego czasu czytam gazety z głębszym zrozumieniem i pożytkiem; gdy znajduję w nich pasjonujące informacje, np. expose ministra spraw zagranicznych, wiadomość o otwarciu wystawy drucianych sieci w Rozmitalu albo sensacyjną wiadomość, iż w Teatrze Narodowym wystawiono nową sztukę czeską, i myślę oczarowany: z pewnością było to zupełnie inaczej, ale tak to jest bardziej interesujące. Należy jednak przyznać, że chociaż gazety (z powodów zasadniczych - wolności prasy) są niezależne od rzeczywistości, korzystają ze swojego prawa do fikcji w sposób bardzo umiarkowany; np. ów angielski dziennikarz mógł równie dobrze napisać, że przyszedłem na świat w postaci skrzydlatego nasionka, które wypadło z sosnowej szyszki, albo że wyrzucił mnie na brzeg w koszyczku wodospad Łaby, niemniej ograniczył się on do jedynie umiarkowanego retuszu rzeczywistości w stopniu, jaki w ogóle zagraża zdolności zwykłego czytelnika do zachowania wiary w słowo pisane. W gazetach można pisać, co się chce, pod warunkiem, że jest to dość codzienne i zwykłe, aby czytelnik w to bez trudu uwierzył. Można dopuszczać się pewnego odchylenia od rzeczywistości, ale trzeba to robić w sposób delikatny, aby czytelnik nie krzyknął, że to bzdura i że prasa chce go zrobić w konia. Ze względu na wygodę umysłową i skromną fantazję czytelnika odchylenie od rzeczywistości prasy jest daleko mniejsze, niż można byłoby teoretycznie tego oczekiwać, ba, co więcej, nawet rzeczywistości tej - pobieżnie i nie dość dokładnie - prasa się trzyma, ponieważ łatwiej jest reprodukować rzeczywiste rzeczy, niż wymyślać rzeczy prawdopodobne.
*
Często wytyka się prasie anonimowość; sądzę, że niesłusznie. Należy wziąć pod uwagę, że prasy w większości wypadków nie tworzą dziennikarze, ale sama prasa. Ustalone zwroty, które przytaczałem, nie są własnością jednostki, ale całego cechu. Jeśli gdzieś wisi tabliczka "Zanieczyszczanie wzbronione pod karą grzywny", pod ta myślą ogólna nie jest podpisany jej autor; a ponieważ prasa w większości wypadków składa się ze zdań ogólnych, ogólnych poglądów i ogólnych frazesów, jest równie anonimowa, jak tablice ostrzegawcze albo formularze urzędowe. Gdybyście próbowali przymusić autora artykułu wstępnego, aby się pod nim podpisał, oświadczyłby, że w takim razie by go nie napisał w ogóle albo postarałby się napisać lepiej. Anonim w prasie to nie mężczyzna w masce, ponieważ jest to mężczyzna bez twarzy. Jedynie anonim może napisać "Zebranie miało charakter podniosły". Człowiek podpisany , w obawie przed utratą twarzy, musiałby stwierdzić "Zebranie było śmiertelnie nudne; jeśli chodzi o mnie, chętniej pomaszerowałbym piechotą choćby do Vysocan; dziwi mnie, że kogokolwiek może bawić gadanie o rzeczach wszystkim dobrze znanych". Jak widzicie, ten podpisany człowiek byłby złym dziennikarzem; a istnieje zbyt wiele spraw, o których nie można pisać inaczej jak tylko pod warunkiem zaparcia się własnej osobowości.
*
Są w prasie wiadomości, których nikt nie czyta, jak np. artykuł wstępny, dalej wiadomości, które czytają tylko niektórzy, jak np. rubryka ekonomiczna, oraz wiadomości, które czytają wszyscy, jak np. "Z sali sądowej". Jednakże byłoby błędem proste usunięcie z gazet wiadomości, których nikt nie czyta. Masy chcą mieć w gazecie rzeczy, których nie czytają, podobnie jak chcą, aby w mieście były budynki, do których nikt nie chodzi, jak np. muzea. W gazecie musi być, krótko mówiąc, wszystko, nawet wiersze i statystka handlu łotewskiego; ale nie jest to przeznaczone dla kilku niewiarygodnych jednostek, które może i to przeczytają, ale dla tych dziesiątków tysięcy przeciętnych i gwarantowanych czytelników, którzy z pewnością to pominą, zadowalając się po prostu faktem, że to tam jest. Jeśli chodzi o mnie, nie mam odwagi zdecydować się nawet na kupno pół tuzina chusteczek do nosa w obawie, że mógłby być to zakup nieudany; mimo to jednak szukam każdego ranka wiadomości o tym, jaka passa jest w Liverpoolu na bawełnę opartą na bazie Fully Middling albo Sakellaridis i czy Strongsheets ma w Londynie dwa zera; nie wiem wprawdzie, co to jest Strongsheets, ale daje mi to miłe poczucie światowości. Nie interesuję się nazbyt wydarzeniami w Hiszpanii, ale jestem usatysfakcjonowany tym, że gdybym chciał, mógłbym wiedzieć o nich więcej niż o wydarzeniach w Kardasowej Recicy. Nie jestem fanatykiem Meksyku, ale dzięki gazetom Meksyk jest dla mnie mniej zagadkowy i odległy niż mój sąsiad z drugiej strony drzwi. Znane mi są przyczyny rewolucji w Meksyku, ale nie wiem nic o kłótni u swego najbliższego sąsiada. ten stan dzisiejszego człowieka nazywa się światowością i jest rezultatem czytelnictwa prasy.Szczególnych rozkoszy dostarcza czytelnikowi odnajdywanie w gazecie wiadomości nie o tych sprawach, o których nie wie, ale o których wie albo przy których nawet był obecny. Nigdy nie czytam z tak namiętnym zainteresowaniem o pożarze, którego nie widziałem na własne oczy, jak o pożarze, który przypadkiem obserwowałem od początku do końca, i muszę przyznać, że gdybym o nim nie znalazł wzmianki w prasie, poczułbym się dotknięty i jakoś osobiście obrażony, uznałbym za przejaw braku szacunku to, że wydarzenie, które tak bardzo przykuło mą uwagę czarem swej piromanii, niegodne jest ani krzty zainteresowania prasy. Czytelnik prasy uważa po prostu sam siebie za publiczność i jeśli czyta, że "pożar przyciągnął wielu widzów", ma satysfakcję, że nie został pominięty.
Z obojętnością czytam o tym, że w Krumlovie ogłoszono kwarantannę psów; po prostu nic mnie to nie obchodzi, ponieważ nigdy w życiu nie byłem w Krumlovie. Jednakże czytam o tym z przyjemnością i pełnym zrozumieniem, jeśli kwarantannę psów ogłoszono w Horicy albo Glasgow, ponieważ w obu tych miejscowościach byłem, wskutek czego mam do tych wydarzeń w pewnej mierze osobisty i empiryczny stosunek. Nie wiem, czy najbardziej zwodniczym urokiem prasy w odróżnieniu od literatury nie jest to, że udziela tak szerokiej platformy stosunkom osobistym. Przyjemnie ekscytuje mnie fakt, gdy znajdę w prasie przemówienie posła Lukavskiego, ponieważ go gdzieś, zaraz, gdzie to było, no, wszystko jedno, widziałem na własne oczy. Interesuje mnie nagła śmierć starego emeryta na Malej Stranie, ponieważ mieszkam na Malej Stranie. Ciekawi mnie deficyt w budżecie Jindrichovego Hradca, ponieważ byłem w Jindrichowym Hradcu. Ze zrozumieniem przeczytam wiadomość o niewypłacalności Jana Holzbacha ze Znojma, ponieważ znam osobiście jakiegoś innego Holzbacha, i tak dalej. Prasa apeluje do osobistych uczuć czytelnika w daleko większej mierze niż na przykład wiersze miłosne; mówiąc stylem wierszy miłosnych, gra głęboko na strunach duszy.
*
Niezwykle pouczające byłoby rozważenie różnic zachodzących między prasą różnych narodów, różnych partii politycznych i tak dalej, ale do takiej przynajmniej trzytomowej rozprawy in folio brak mi zdolności i papieru. Pisząc o prasie w ogóle, myślę równocześnie o "Timesie" i "Pośle z Cerchova", ale i to zadanie jest niezwykle złożone, tak że rezygnuję z niego, zaledwie je napocząwszy. Trzeba by dokładnie przeanalizować wszystko, z czego składa się gazeta; na przykład artykuł wstępny nie wypływa z pewnością z żywej ludzkiej ciekawości, ale z upodobania do przemawiania z ambony i szczególnej zdolności do słuchania regularnych kazań. Natomiast rubryka z sali sądowej jest jakąś rekompensatą za to, że kiedyś całe plemię siedziało obrzędowo wokół ognia, gdzie ogłaszano wyroki. Wiadomości codzienne do pewnego stopnia zastępują ranne pogaduszki sąsiadek o tym, co nowego wydarzyło się od wieczornej rozmowy itp. Każda rubryka w gazecie ma inne pochodzenie i z pewnością jest to pochodzenie prastare; podziwem musi napełniać nas fakt, że jak dotąd żaden socjolog nie zajął się analizą tego labiryntu, prawiecznych motywów poznawczych, rytualnych, jurystycznych, społecznych i innych, które zlały się potem, dajmy na to, w dzienniki "Polityka Narodowa" albo "Reforma".
Myślę naprawdę, że prasa jest tak stara jak ludzkość. Herodot był dziennikarzem, a Szeherezada nie jest niczym innym jak orientalnym symbolem wieczornego wydania gazet. W czasach pierwotnych ludzie uwieczniali godne uwagi wydarzenia wznoszeniem budowli megalitycznych, było to pismo monumentalne, ale wymagające więcej wysiłku. Egipcjanie wyciosywali swe dzienniki na obeliskach i ścianach świątyń. Wyobraźcie sobie, że codziennie rano rozwożono by po placu Wacława sześćdziesiąt tysięcy obelisków i że każdy egzemplarz musiałoby ciągnąć sześćdziesiąt wołów. To jest zapewne przyczyna, z powodu której dziennikarstwo w starożytnym Egipcie nie nabrało większego rozmachu.
Również za swojego rodzaju dziennikarzy należy uważać różnych rapsodów, aojdów, skaldów i bardów. Iliada była do pewnego stopnia nowością, gdy ją recytował sam Homer, a później była już tylko powtarzaniem wytartych spraw; w obu wypadkach była podobna do dzisiejszej prasy. Ponieważ połową prawdy jest twierdzenie, że prasa służy do przekazywania nowości, taka samą prawdą jest, że służy do przekazywania starych, dobrze znanych rzeczy. jest na pewno jakąś nowością to, że wczoraj wygłosił przemówienie pan Herriot, ale fakt, że premier rządu zwykł przemawiać, to nienowina. Nowością jest to, że wczoraj ktoś komuś ukradł futro w kawiarni "Union", ale fakt, że kradnie się futra, jest stary i znany już w epoce jaskiniowej. Prasa codzienna zwraca nam uwagę na to, że na świecie dzieją się one stale i regularnie. Prasa odkrywa przed nami wieczną kontynuację życia, ponieważ, posługując się terminem Gammy, prawie wszystkie aktualia są właściwie "perpetualiami".
Gdyby w prasie pojawiła się jutro przerażająca wiadomość, że armia chińska obległa Zurych, pojawiłaby się tam także drobna notatka o tym, że na ulicy Ovocnej nastąpiło zderzenie ręcznego wózka z tramwajem; a więc, chwała Bogu, świat się nie zmienił. Gdyby wieczorne wydanie przyniosło depeszę, że właśnie nastąpił koniec świata, przyniosłoby także rzeczową informację o tym, że Mala Strana cierpi na brak szaletów publicznych i że konieczna jest niezwłoczna poprawa. A gdyby prasa oznajmiła, że z loży Teatru Narodowego rozległ się właśnie głos trąby wzywającej na Sąd Ostateczny, nie zapomniano by oznajmić, że do kwestii tej powróci się w szczegółowym omówieniu korespondenta muzycznego i sprawozdawcy sądowego. Świat prasy jest stale nowy, ale niezmienny.
Koniec końców, dla umysłu filozoficznego czytanie gazet jest czynnością równie kontemplacyjną jak oglądanie zachodu słońca albo biegu płynącej rzeki. Gazety odznaczają się periodycznością i niezmiennością właściwą zjawiskom przyrody: zamiast stać się szóstym mocarstwem, są raczej czwartym królestwem natury. Przestudiowanie ich praw i ustalenie ich gatunków, rodzajów i podrodzajów nie może być zadaniem tego artykułu, który chciał być pochwałą prasy; dlatego nie może być wyczerpujący, ponieważ chwały nie powinno się nigdy wyczerpać do ostatniej kropli.
(1925)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz