BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

środa, 22 grudnia 2010

Zmiana percepcji czasu i tożsamości w wyniku nowego przełomu technologicznego - część II

Ciąg dalszy tego wpisu.

Na początku chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom uroczego happeningu pod poprzednim wpisem, którego prowodyrami byli Olga i Łukasz Mazur.

Dziś prezentuję wprowadzenie do pierwszej części pracy i jej pierwszy rozdział. Jako, że na ASP nie jest wymagana od nas jakakolwiek naukowa metodologia, skoro i tak promotorzy patrzą z przymrużeniem oka na prace często niepiśmiennych i działających wyłącznie na bazie intuicji plastyków, również pozwoliłem sobie pofolgować z pewnymi wnioskami i mającymi czysto populistyczny charakter hiperbolami, choć starałem sie ograniczyć je do minimum.

Do przypisów na końcu wpisu odsyłają cyfry w nawiasach.

Chyba tyle uwag jak na razie. Czas wziąć się za strojenie choinki fantastycznymi filcowymi ozdobami z Ikea, którą wciąż uwielbiam, mimo że coraz częściej produkuje nieskładalne i wybrakowane meble.

Tym samym życzę wszystkim szczęśliwych świąt (wesołych też, ale przede wszystkim szczęśliwych).

*

CZĘŚĆ I

Historia czasu i tożsamości w Europie

1.0. Wprowadzenie

Pomimo coraz to nowszych odkryć naukowych i coraz głębszego zrozumienia praw rządzących światem, sama istota relacji międzyludzkich wydaje się nam wymykać. Chodzi głównie o to, że człowiek przez te wszystkie tysiące lat praktycznie w ogóle się nie zmienił pod względem biologicznym i chemicznym. Wciąż działamy na zasadzie tych samych popędów, co dawniej, o czym świadczy choćby fakt, że potrafimy bez problemu zrozumieć psychologiczne przesłanki stojące za wyborami postaci w tragediach Eurypidesa. „Przebyliście drogę od robaka do człowieka, ale wiele w was jeszcze robaka. Niegdyś byliście małpami, a i teraz jeszcze człowiek bardziej jest małpą niżeli jakakolwiek małpa” (1). Wbrew oskarżającej mowie Zaratustry, powyższa wypowiedź jest metaforą prostej konstatacji. Jesteśmy zwierzętami. Z rozwiniętą technologią. I anomalią genetyczną, którą zwiemy świadomością. Wiele zwierząt ma świadomość. Wiele zwierząt ma pamięć. Ale chyba tylko człowiek potrafi po dokonaniu wyboru zastanawiać się czy druga opcja była lepsza. Tylko człowiek, któremu powodzi się w życiu – ma zapewniony dach nad głową, jedzenie, wierną samicę lub samca i szacunek bliskiego otoczenia, może pomyśleć: „A gdybym w pewnym momencie życia wybrał inaczej” – po czym przestać doceniać to, co ma.
1.1. Strukturalizowanie czasu

Zanim przejdziemy do opisu zjawisk historycznych, ogólnikowo przedstawiających zmiany percepcyjne w cywilizacji europejskiej, warto przyjrzeć się, na bazie psychologii, jak odczuwanie czasu w kontekście styku jaźni z zewnętrznymi bodźcami działa na płaszczyźnie indywidualnej.

Egzystencjalizm ateistyczny, według mnie filozofia najbardziej odpowiadająca realnemu obrazowi rzeczy, zakłada, że „człowiek jest projektem” (2) tworzonym w czasie. Bardzo trafnie oddaje to Ortega y Gasset, pisząc, że „życie to przebywanie w pewnych ‘okolicznościach’, czyli w świecie” (3). Świat jest ramą naszych możliwości, a nie czymś obcym, istniejącym poza człowiekiem. Ten sam wniosek wynika również z „Tractatus Logico-Philosophicus” Wittgensteina – „Świat i życie to jedno” (4).

„Przebywanie w świecie” to inaczej stykanie się z bodźcami, które interpretujemy i wartościujemy na podstawie już nabudowanych doświadczeń. Żeby „projekt człowiek” rozwijał się, potrzebuje bodźców. Ich brak prowadzi do zaburzeń psychicznych, powikłań chorobowych i wreszcie śmierci (5). To, co Nietzsche ujął w poetyckiej metaforze, że bliżej nam do zwierząt, niż ideałów człowieka, ma swoje potwierdzenie w praktyce. Najkorzystniejsze dla nas są bodźce wynikające z bliskości fizycznej. Jednakże, w wyniku socjalizacji, dochodzi do sublimacji pierwotnych potrzeb – człowiek zaczyna zastępować bliskość fizyczną innymi bodźcami, jakimi są np. uznanie szefa lub uwielbienie fanów. Gombrowicz zwraca na to uwagę w „Kosmosie”, gdy jeden z jego bohaterów mówi o bembergowaniu, co oznacza oddawanie się małym przyjemnościom w zastępstwie właściwego zaspokojenia potrzeb (6). Choć, co należy zaznaczyć, „każdy stosunek społeczny, bez względu na swój charakter ma biologiczną przewagę nad brakiem stosunku w ogóle” (7).

Najbardziej w tych rozważaniach interesuje nas wynik przytaczanych obserwacji. Pojedyncze bodźce nam nie wystarczają. Nie wystarczy przywitać się z kimś na ulicy lub zagrać swoją rolę na deskach teatru i zbiec ze sceny nim widownia wyrazi swoją opinię oklaskami. „Po zaspokojeniu głodu bodźców i głodu poznawczego pojawia się głód struktur. (…) Człowiek ma wieczny problem z ustrukturalizowaniem godziny swojego czuwania. W sensie egzystencjalnym funkcja wszystkich istot społecznych polega na wzajemnym użyczaniu sobie wsparcia w drodze do tego celu.” (8).

Najdogodniejszym sposobem strukturalizowania czasu jest zajęcie się jakąkolwiek aktywnością lub fantazjowaniem. Następnie można zagospodarować czas wszelkimi rytualnymi wymianami społecznymi, czyli tym, czego uczy się nas w trakcie wykładania dobrych manier – jak się z kimś pozdrawiać, jak zachować się przy stole, itd. Wreszcie można strukturalizować czas, podejmując świadome decyzje dotyczące swojej roli społecznej.

Świadome uczestniczenie w relacjach międzyludzkich ma za cel utrzymanie równowagi psychosomatycznej. Z każdej transakcji z drugą osobą chcemy wyciągnąć odpowiednią korzyść, czyli potwierdzenie wewnętrznych przeświadczeń. Korzyść nie musi oznaczać czegoś pozytywnego. Człowiek może specjalnie (choć nieświadomie) źle pracować, co spowoduje, że zgani go szef, co potwierdzi przeświadczenie danej osoby, że świat jest przeciwko niemu, co z kolei będzie wynikało z wcześniejszych doświadczeń, dzięki którym takie, a nie inne przeświadczenie się w nim wyrobiło.

Powyższy model, podany tu z pewnymi uproszczeniami, wydaje się dość adekwatny do stanu rzeczy. Według Sartre’a, filozofia jest dziełem konkretnego człowieka i tworzona jest po to, by służyć swemu twórcy w zrozumieniu własnej kondycji. Teoria Berne’a relatywizuje nam formy aktywności, odsłaniając stojące za nimi psychologiczne mechanizmy. Jest to o tyle istotne, że w drugiej części pracy będziemy przyglądać się współczesnemu pejzażowi kulturalnemu, praktycznie w pełni zdemokratyzowanemu, gdzie pytania o wyższy sens rzeczy lub wyższość pewnych dziedzin aktywności nad innymi nie mają już racji bytu (jeśli kiedykolwiek miały).

1) Fryderyk Nietzsche, To rzekł Zaratustra, Warszawa 1999, s. 8.
2) Por. Jean Paul Sartre, Egzystencjalizm jest humanizmem, Warszawa 1998.
3) Por. José Ortega y Gasset, Bunt mas, Warszawa 1995.
4) Ludwig Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus, Warszawa 1970, s. 68.
5) René Spitz, Hospitalism: Genesis of Psychiatric Conditions In Early Childhood [w:] W co grają ludzie, Warszawa 2008, s. 7.
6) Por. Witold Gombrowicz, Kosmos, Wydawnictwo Literackie 1994.
7) Eric Berne, W co grają ludzie, Warszawa 2008, s. 9.
8) Eric Berne, op. cit., s. 10.

2 komentarze:

scattering pisze...

Brawo, podoba mi się takie skrótowe poszerzanie horyzontów.

Łukasz Mazur pisze...

halo, halo! gdzie cześć III i IV?