Ostatnio podczas rozmowy A. powiedziała, że najłatwiej dziewczyny podrywają w metrze na Dostojewskiego. Przy tym nie trzeba czytać, wystarczy trzymać sobie np. na kolanach.
Okazuje się, że jest w tym system. Na Gombrowicza "wyrywałem" zawsze podchmielonych panów w średnim wieku, którzy widząc okładkę starali nawiązać rozmowę o tym, że "mądry facet, ten Gombrowicz"; ewentualnie trafiałem na trzeźwych robotników, którzy dosiadali się do mnie na ławce, by poopowiadać o swojej córce i pracy.
Słuchajcie zatem uważnie, młodzi adepci podrywu na tak zwaną knigę! Ostatnio wracam sobie nocnym z Gocławia i poczytuję pożyczoną mi przez timofa lekturę "Comic, Comix & Graphic novels" a history of comic art", gdy jakiś chłopak w moim wieku, siedząc po drugiej stronie alejki pyta, czy to są ryciny japońskie (byłem na rozdziale o początkach komiksu, gdzie faktycznie były ryciny, ale europejskie). Mówię, że nie, że to o komiksie, a on, och, komiks, sentymenty, czy ja zbieram, czy robię, a ja, że robię, to on sobie tytuł wpisał do komórki. Udało mi się tylko wyciągnąć od niego, że studiuje na afrykanistyce, bo musiał po dwóch przystankach wysiadać.
Okazuje się, że jest w tym system. Na Gombrowicza "wyrywałem" zawsze podchmielonych panów w średnim wieku, którzy widząc okładkę starali nawiązać rozmowę o tym, że "mądry facet, ten Gombrowicz"; ewentualnie trafiałem na trzeźwych robotników, którzy dosiadali się do mnie na ławce, by poopowiadać o swojej córce i pracy.
Słuchajcie zatem uważnie, młodzi adepci podrywu na tak zwaną knigę! Ostatnio wracam sobie nocnym z Gocławia i poczytuję pożyczoną mi przez timofa lekturę "Comic, Comix & Graphic novels" a history of comic art", gdy jakiś chłopak w moim wieku, siedząc po drugiej stronie alejki pyta, czy to są ryciny japońskie (byłem na rozdziale o początkach komiksu, gdzie faktycznie były ryciny, ale europejskie). Mówię, że nie, że to o komiksie, a on, och, komiks, sentymenty, czy ja zbieram, czy robię, a ja, że robię, to on sobie tytuł wpisał do komórki. Udało mi się tylko wyciągnąć od niego, że studiuje na afrykanistyce, bo musiał po dwóch przystankach wysiadać.
Tak więc, ladies and gentlemen, jeśli afrykanistyka to Wasz cup of tea, to zakupcie sobie wspomniane tomiszcze i niech się dzieje wola nieba!
***
Dzień później zostałem zaproszony na spotkanie charytatywne, imprezę właściwie, wspierające ośrodek dla dzieci na Wrzecionie. Młodzi mieszkańcy osiedla mogą tam sobie przychodzić w określonych godzinach albo na jakieś zajęcia, albo po prostu spędzić miło czas, zamiast wałęsać się li i tylko po osiedlu. Zresztą kiedyś ze znajomym prowadziliśmy tam jedne zajęcia z graffiti i uważam, że ten ośrodek to inicjatywa godna wsparcia.
Wracając do imprezy. O północy wystawiono egzemplarz Powidoku na licytację i zgarnął (tak naprawdę dzięki świetnemu wodzirejowi - dzięki Ci, Piotrze!) na rzecz ośrodku 350 złotych! Co prawda został zakupiony dzięki funduszom korporacji akademickiej Arkonia, ale na zbliżajacym sie balu charytatywnym Arkonii ten egzemplarz, już z ładną laurką, pójdzie dalej w obieg, wspierać dzieci. Czuję się jak Bono.
A co to jest ta Arkonia? Misję mają tak sformułowaną:
Koło Arkonii ma za zadanie wykształcenie i dostarczenie Krajowi ludzi dobrze myślących, połączonych ze sobą solidarnie, dążących do polepszenia położenia Kraju pracą i postępowaniem opartym na pewnych przyjętych zasadach, a mianowicie: przez rozwijanie i popieranie czynnie samodzielnej pracy narodowej nad podniesieniem bytu moralnego i materialnego Kraju, wolnej od niechęci i uprzedzeń do jakichkolwiek warstw w społeczeństwie naszym i ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb mniej oświeconych warstw narodu.
Pamiętacie tych wszystkich filomatów i filaretów ze szkoły? To takie organizacje wciąż istnieją i skupiają w swoich szeregach naprawdę świetnych, pracowitych i ambitnych ludzi. Zajrzyjcie sobie na ich stronę, a nuż widelec poczujecie w sobie powołanie?
***
A na deser serwuję Wam przed Gildią, Aleją i Wrakiem, nawet przed Maciejem Pałką, prosto z piekarnika gorący komiksowy niuz.
Miał być na WSK, ale nie popisałem się i wszystko ugrzęzło w development hell, aż do dziś!
Jerzy Szyłak napisał scenariusz, który potem Chojnacki rozbudował do wielowątkowej opowieści. Wchodzimy w świat pełnego relatywizmu moralnego, gdzie każdy ze swoimi demonami walczy, walczył, albo dopiero stoczy najcięższą bitwę. Jestem fanem Russa Meyersa, i George'a Romero, którzy tworzą bystre i zaskakujące pulpowe dziełka. "Serce wilkołaka" też takowym jest. Złapiemy się czasem za głowę myśląc - Tu już przegięli - ale mi bardzo przypasowało. Rysunki Chojnackiego w tej konwencji sprawdzają się idealnie, choć na pierwszy rzut oka wydają się zbyt storibordowe.
Nie oczekujcie ode mnie pełnej, a na pewno obiektywnej recenzji tej pozycji, bo się zbytnio z nią emocjonalnie związałem.
Możecie za to dostać przedsmak w postaci okładki, którą zrobiłem wraz z Krzysztofem Kasprzakiem, odpowiedzialnym za zdjęcia w "Powidoku".
Smacznego.
***
Dzień później zostałem zaproszony na spotkanie charytatywne, imprezę właściwie, wspierające ośrodek dla dzieci na Wrzecionie. Młodzi mieszkańcy osiedla mogą tam sobie przychodzić w określonych godzinach albo na jakieś zajęcia, albo po prostu spędzić miło czas, zamiast wałęsać się li i tylko po osiedlu. Zresztą kiedyś ze znajomym prowadziliśmy tam jedne zajęcia z graffiti i uważam, że ten ośrodek to inicjatywa godna wsparcia.
Wracając do imprezy. O północy wystawiono egzemplarz Powidoku na licytację i zgarnął (tak naprawdę dzięki świetnemu wodzirejowi - dzięki Ci, Piotrze!) na rzecz ośrodku 350 złotych! Co prawda został zakupiony dzięki funduszom korporacji akademickiej Arkonia, ale na zbliżajacym sie balu charytatywnym Arkonii ten egzemplarz, już z ładną laurką, pójdzie dalej w obieg, wspierać dzieci. Czuję się jak Bono.
A co to jest ta Arkonia? Misję mają tak sformułowaną:
Koło Arkonii ma za zadanie wykształcenie i dostarczenie Krajowi ludzi dobrze myślących, połączonych ze sobą solidarnie, dążących do polepszenia położenia Kraju pracą i postępowaniem opartym na pewnych przyjętych zasadach, a mianowicie: przez rozwijanie i popieranie czynnie samodzielnej pracy narodowej nad podniesieniem bytu moralnego i materialnego Kraju, wolnej od niechęci i uprzedzeń do jakichkolwiek warstw w społeczeństwie naszym i ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb mniej oświeconych warstw narodu.
Pamiętacie tych wszystkich filomatów i filaretów ze szkoły? To takie organizacje wciąż istnieją i skupiają w swoich szeregach naprawdę świetnych, pracowitych i ambitnych ludzi. Zajrzyjcie sobie na ich stronę, a nuż widelec poczujecie w sobie powołanie?
***
A na deser serwuję Wam przed Gildią, Aleją i Wrakiem, nawet przed Maciejem Pałką, prosto z piekarnika gorący komiksowy niuz.
Dziś do drukarni leci składany przeze mnie komiks Przemysława Chojnackiego i Jerzego Szyłaka:
Serce wilkołaka.
Serce wilkołaka.
Miał być na WSK, ale nie popisałem się i wszystko ugrzęzło w development hell, aż do dziś!
Jerzy Szyłak napisał scenariusz, który potem Chojnacki rozbudował do wielowątkowej opowieści. Wchodzimy w świat pełnego relatywizmu moralnego, gdzie każdy ze swoimi demonami walczy, walczył, albo dopiero stoczy najcięższą bitwę. Jestem fanem Russa Meyersa, i George'a Romero, którzy tworzą bystre i zaskakujące pulpowe dziełka. "Serce wilkołaka" też takowym jest. Złapiemy się czasem za głowę myśląc - Tu już przegięli - ale mi bardzo przypasowało. Rysunki Chojnackiego w tej konwencji sprawdzają się idealnie, choć na pierwszy rzut oka wydają się zbyt storibordowe.
Nie oczekujcie ode mnie pełnej, a na pewno obiektywnej recenzji tej pozycji, bo się zbytnio z nią emocjonalnie związałem.
Możecie za to dostać przedsmak w postaci okładki, którą zrobiłem wraz z Krzysztofem Kasprzakiem, odpowiedzialnym za zdjęcia w "Powidoku".
Smacznego.
10 komentarzy:
Łał łał łał.
Ciekaw jestem tego komiksu.
Okładka bardzo fajna.
Tej, ja chodziłem na Afrykanistykę dwa lata. Czy ten koleś nie miał przypadkiem dreadów?
W ciemno oprawionych okularach, ciemne krótkie włosy, nie chudy, ale i nie gruby. Dredy może w domu zostawił.
hmmm coraz chętniej mi się czyta tego bloga i przyjemniej
A mi się Twojego, Karolu, jakoś nie czyta! Tak zawalony pracą, że wciąż natrafiam na stare wpisy?
Dzięki za komentarz. A tymi Stray Bullets zaciekawiłeś. I marzę sobie w duszy, by może kogoś z wydawców też ta notka zachęciła.
pracuje 28 godzin na dobę ostatnio
xt rozpoczętych cały grom
jakies komiksy jakies gry
jakieś coś....
To powodzenia! Czekam niecierpliwie na owoce tej pracy.
O rany... Po latach zapomniałem na śmierć... Dostojewski był zawsze niezawodny. Wystarczył mały schludny tom Braci Karamazow i jeden słownie przystanek. Za pierwszym razem myślałem że to przypadek, ale gdzie tam...
Dziękuje za przypomnienie, to może się jeszcze przydać.
Proszę bardzo, Michale. A ciekaw jestem, gdyby wsiadło kilka osób z Dostojewskim, co by sie stało. Czy sparowaliby się dostojewscy, czy do nich dołączyli by niedostojewscy? I czy Biesy by większe tłumy przyciągały, niż Idiota?
okładka fantastyczna, szkoda tylko, że te strony z komiksu, które widziałem nie zapowiadają niczego na tym samym poziomie.
natomiast podziwiam Cię za czytanie w autobusach takich opasłych tomisk jak ten o komiksie. może też powinienem wozić ze sobą takie pozycje. byłby jakiś substytut siłowni...
Prześlij komentarz