BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Politycy w snach... i chuj

Jestem politycznym dyletantem. Są okresy, w których staję się w pełni rozpolitykowany, oglądając amerykańskie debaty polityczne w środku nocy, popierając takie i siakie inicjatywy, ale potem popadam w polityczny sen. Co jest właściwie dobrym określeniem, bo jest taki jeden element w moich snach, którego zupełnie nie potrafię rozgryźć.

Kiedyś goniłem przez dżunglę mordercę mojego przyjaciela z poligonu wojskowego, w którym stacjonowałem, gdy natrafiłem w samym środku gęstwiny na wycieczkę dzieci z przedszkolankami. Dwoje dzieci miało na patykach wycięte z tektury podobizny Nixona i jakiegoś innego amerykańskiego prezydenta, którego nie pamiętam.

Innym razem usiadłem w kino-restauracji. Dlatego tak to nazywam, bo krzesełka ustawione były w rzędach, każdy rząd o schodek wyżej niż poprzedni. Ale przede mną nie było płachty ekranu kinowego, tylko restauracja, w której ludzie siedzieli przy stolikach, a kelnerzy podawali drogie trunki. Później jeden z klientów rozrósł się w pół-potwora i zaczął wywracać stoły, ale nie o tym chciałem. Był to sen podsumowujący moje dotychczasowe życie, gdyż w rzędach za mną usiadły wszystkie kobiety (właściwie dziewczyny), o których marzyłem lub z którymi byłem. Całowały się za moimi plecami z nieznanymi mi mężczyznami. I któż nagle siada pośród nich? Józef Oleksy. I z uśmiechem zaczyna patrzeć na spektakl, jaki urządza jeden z klientów w części restauracyjnej.

Przedwczoraj kręciłem niskobudżetowy film z Wałęsą, a wczoraj moja rodzina jadła kolację wigilijną z Jolantą Kwaśniewską. Jeszcze rozumiem Wałęsę, non stop w mediach, Bolki, niebolki, Dalajlama podbiegający z chusteczką - to gdzieś zostaje w człowieku. Ale pani prezydentowa? Ani na okładkach kolorowych pism nie widziałem ostatnio, ani nigdzie w serwisach informacyjnych nie ma wzmianek. Zupełnie nie rozumiem.

***

Na Gildii Komiksu ukazały się recenzje mojego autorstwa komiksów Duds Hunt i Archentina. Pojawiła się również recenzja Powidoku, napisana przez Wojciecha Birka. Bardzo miło mi się zrobiło (choć oczywiście superlatywy powinno się podzielić), głównie dlatego, że pan Birek wypunktował kilka ważnych zabiegów, jakie w komiksie zastosowałem, czyli że są widoczne.

***

Nie zbaczając zbytnio z tematu, pewna historyjka obrazkowa wydana w tym roku dostała niezłe publicity, dzięki sławnej już w niektórych kręgach recenzji.

Kupiłem ostatnio Hard i czas, by oddać temu komiksowi sprawiedliwość, czyli stanąć po drugiej stronie barykady. Mówiąc wprost: Jestem fanem Hard.

Tomasz Biniek, znany większości populacji (która komiksów nie czyta) z radosnych kolorowanek dla dzieci, stworzył krótki komiksowy zeszyt pornograficzny. Mamy tu wszystko, czego można by oczekiwać od pulpowego pornola - szczątkową historię, patetyczne dialogi, głupią blondynkę, już od początku tak wyzywająco ubraną, że przewidzenie jej roli w danej produkcji nie przysparza kłopotów.

To, co decyduje o tym, czy pornos ma jakąkolwiek wartość, to jedna, jedyna scena (jeśli jest ich więcej, to tylko winszować), której człowiek sam by wcześniej nie wymyślił. Gdy oglądałem niedawno Pink Flamingos, jeden z bohaterów zaprasza do siebie kobietę. Przez okno obserwuje ich jego siostra. Wcześniej bohater zapewnia siostrę, że teraz zrobi coś takiego, czego jeszcze nigdy w życiu nie widziała, w domyśle adresując swą wypowiedź do widza. Podszedłem do tego sceptycznie. Bo czy może być coś, czego nie widział człowiek, który w wolnych chwilach w liceum rysował ze znajomymi komiksy o Dorotce w Krainie Oz, której tornado zdmuchnęło piersi na plecy, czy o potrójnej penetracji kobiety ulepionej z purée przez parówkę o imieniu Hoddog?






















"Przygody Hoddoga" - nieopublikowane. 2004


Cóż mogę powiedzieć? Nie spodziewałem się tego, co chwilę później ujrzałem. I tak samo, będąc mężczyzną, wiedząc jak delikatnym organem jest prącie, nie wpadłbym na taką scenę, jaką kończy się komiks Tomasza Bińka.

Boję się, że po fali sarkazmu, jaka zalała Hard, autor może zrezygnowac z projektu. Mam nadzieję, iż to się nie stanie.

Bo co jest z tym komiksem nie tak? Duszny klimat kolorów połączony z naiwną kreską cudownie buduje klimat horroru klasy C. Mamy złoczyńcę, mamy cliff-hanger na końcu, "kamera" wciska się wszędzie, ukazując nam akcję pod zaskakującymi kątami, czasem z punktu widzenia "góry". Obrazki wypełniają całe strony, tworząc kinematograficzny rozmach (aczkolwiek rozmiar zeszyciku, jak i jego cena przypominają o offowości dzieła).

Biniek jest tym dla polskiego komiksu, czym Russ Meyer jest dla filmu, a Daniel Johnston dla muzyki! Niektórzy dopiero wzniosą kciuk w górę, gdy Johnstona zaśpiewa Tom Waits, albo za pulpowy film weźmie się Rodriguez. Takie zachowanie jest analogiczne do tego, gdy krytycy chwalili Lichtensteina za stworzenie sztuki ze śmiecia, jakim był komiks.

Hard nie znalazłby się na mojej liście dziesięciu najważniejszych komiksów wydanych w Polsce w 2008 r. (gdyby takową chciało mi się sporządzić), ale jest pulpowym dziełkiem, które mnie ujęło. Panie Tomaszu, czekam na część drugą!

***

A na koniec tytuł artykułu znalezionego w sieci (podczas góglowania samego siebie), który powinien znaleźć się na okładce jakiejś książki. Nawet Masłowska, Szcześniak, czy ja nie wymyślilibyśmy czegoś tak genialnego:

"Yamaha pełna amfetaminy na zakorkowanej ulicy"

Ma brzmienie, nie?
x

12 komentarzy:

maggot pisze...

autentycznie cię uwielbiam za takie wpisy

Daniel Chmielewski pisze...

Dziękować, dziękować, Pani Agato.

To skorzystam z okazji, i zażyczę wesołych świąt i nieschnącego źródła fotograficznych inspiracji w ciągu nadchodzącego roku!

Anonimowy pisze...

heh, jakos weselej się robi po przeczytaniu takiego tytułu. A gdzie tego Harda utrafiłeś? bo mi się jeszcze nie udało, a w Łodzi zwyczajnie zapomniałem zanabyc...

pzdr568

Gonzo pisze...

też chciałem kupić już po MFK, ale nigdzie nie widziałem.

co do yamahy - jakiś czas temu była depesza o zgarnięciu grupy murarzy co 'dziwnie się zachowywali'. byli po amfetaminie. Zwizualizuj to sobie, Danielu. ładne, nie?

Daniel Chmielewski pisze...

Do Gonza: Co to znaczy "dziwnie"? Wyrabiali 200 % normy? Faktycznie trudne do wyobrażenia sobie.

Do Kuby: Akurat ja przez timofa kupiłem, a on z hurtowni chyba. Ale co i rusz na allegro się pojawia i jest chyba po prostu w sklepach internetowych.

Choć faktycznie, w Kolporterze żadnym nie utrafiłem, a miało być tam rozprowadzane (dlatego opakowane w folię).

Daniel Gizicki pisze...

a ja se zamówiłem ten cały Hard ze sklepu Gildii. I ja nie wiem o co kaman. Ani to śmieszne (nie kwiczałem ze śmiechu jak Holcman) ani to fajne. Straszny krap. zmarnowałem te siedem zeta.
ale ja jestem prostak i być może nie jestem w stanie docenić ukrytych zalet tego komiksu

Daniel Chmielewski pisze...

Do Daniela: W ogóle to trzeba by znaleźć jakieś naukowe opracowania estetyki pulpowej, jeśli takowe są w języku polskim. Może to by nam pozwoliło na zbadanie takich komiksów jak "Hard", czy wydane przez timofa "Serce wilkołaka" we właściwym kontekście lub stare dobre "Klosy".

Wydaje mi się, że po pierwsze, pulpowe prace, tak literackie, jak i komiksowe, w tej całej swojej grafomanii są wyjątkowo szczere - a jednocześnie mają konkretną strukturę fabularną z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. To je odróżnia od fristajlowych eksperymentów robionych na żywca, które są mozaiką gagów lub zbiorem sytuacji, ale bez jakiejkolwiek spójnej konstrukcji.

Prace te mają przez tkwiącą w nich szczerość potencjał. Wykorzystują to tzw. profesjonalni twórcy, jak Tarantino, czy Moore w "Watchmen" (zważ na opowiadanie o żeglarzu). "Hard" z lepszymi rysunkami i dopracowanymi dialogami byłby hitem. A gdyby jeszcze wcisnąć jakiś joyce'owski monolog wewnętrzny, na tym szkielecie moglibyśmy stworzyć poważany komiks intelektualno-pornograficzny.

Według mnie Biniek w swoim komiksie intuicyjnie natrafia na obszar fantazji o seksu w brudzie, w miejscu publicznym (gdzie dla obu stron możliwość nakrycia stacje się dodatkową podnietą), zaufanie nieznajomemu (umawianie się na seks przez internet bez wysyłania sobie zdjęć i spotykaniu się w mieszkaniu jednej z osób).

Bo ten komiks w dużej mierze jest o fantazjach tej kobiety. Ona swoim ubiorem sugeruje na poziomie symbolicznym, że to jest jej sen, w którym ona pragnie tego, co ją czeka.

Równocześnie, przez monolog wewnętrzny "oprawcy" mamy ciągnący się jednocześnie drugi wątek - męskiej fantazji sadomasochistycznej (bo on albo sam sobie musi tym ostatnim czynem zadać ból, albo może ma atrapę, która jednak symuluje ból, jak w grze komputerowej).

Ostatnim elementem, tym łączącym ich fantazje, jest pośrednik. Pionek, którym oboje grają, ona w swoich fantazjach tworzy faceta w zielonej kurtce. To jest jej opór, a jednocześnie taniec godowy wobec "oprawcy". Ten z kolei pozbywając się kolesia w zielonej kurtce, łamie wewnętrzny opór dziewczyny - kończy się gra wstępna. Mogą dokończyć już wspólną fantazję w pokątnym, brudnym miejscu, gdy tuz za ścianą mają innych ludzi.

Możesz mi zarzucić, Danielu, że nadinterpretuję. Pewnie sam Biniek nie potrafiłby tak tego przedstawić. Ale o to mi chodzi w tej szczerości pulpy. I dlatego tacy twórcy jak Moore, czy Tarantino się za nią biorą. Bo już wszystko tam jest. Tylko trzeba odpowiednio przedstawić, by "wyrafinowana kulturalnie" publiczność to doceniła.

Daniel Gizicki pisze...

Sorry Danielu, ale dorabiasz kaskady ukrytych sensów tam gdzie ich nie ma. Wiadomo, można - ponoć każda interpretacja jest dobra. Ty dopatrujesz się niesamowitych pokładów treści, której ja tam nie widzę (być może nie chce zobaczyć) za to widzę w tym komiksie przede wszystkim brak umiejętności warsztatowych i miałkość fabularną, którą ma zamaskować obecność roznegliżowanej panienki. Nie mam nic przeciwko pornusom, ale nie dam sobie wmówić, że takie dzieła jak "Hard" tak naprawdę pornusami nie są i niosą nie wiadomo co. "Hard" w moim odczuciu nie jest świadomą grą z estetyką kiczu, pulpy czy czegoś tam. Śmiem przypuszczać, że autor robił ten komiks na poważnie.
I nie dam się przekonać, że jest inaczej. Sorry.

kupa to kupa i nie ma sensu na siłę udowadniać, że to sorbet wiśniowy. Jasne "narzędzia" w postaci teorii i terminologii to umożliwiają.
Tylko po co?

Daniel Chmielewski pisze...

Ależ Danielu (a propos, zawsze mnie bawią rozmowy dwóch imienników, używających imienia w wołaczu).

Zgadzam się, żadna gra konwencjami, żadnych ukrytych sensów tu nie ma. W tym się specjalizują wymienieni specjaliści od "adaptowania" pulpy, a "Hard" pulpą po prostu jest.

Również nie w głowie mi spierać się o to komu się podobało i mam nadzieję, że nikt nie kupi po moich słowach tego komiksu, by zarzucać mi, że sprzedałem kota w worku. Nie obchodzą mnie gusta, ani mój nie powinien być dla innych ważny.

Interesuje mnie za to estetyczna wartość tej naiwnej szczerości zawartej tak w "Hardzie", jak i punkowych wierszykach ulicznych. Bo oczywiście zgodnie z przyjętymi akademickimi zasadami są one technicznie kulejącą grafomanią. Nie potrafię ich jednak odrzucić jako złe.

Co nie oznacza, że każdy wierszyk uliczny jest dobry, tylko dlatego, że jest uliczny. Chciałbym prostu, by "Hard" nam posłużył jako element do dyskusji nad pulpą jako gatunkiem. Odrzucanie jej od razu jest tym samym, co mówienie: Wszystkie komiksy są dziecinne.

Anonimowy pisze...

szczerze mówiąc to mnie pulpa średnio interesuje a tym bardziej zawarta w niej szczerość. Bo szkoda mi czasu na przegryzanie sie przez tak wątpliwej jakości dzieła tylko po to by sobie troszkę poteoretyzować.
Jaka szczerość poza tym? Kompletnie nie rozumiem co masz na myśli. Bo dla mnie Biniek robiąc ten komiks, "szczerze" dał do zrozumienia, że komiksów robić raczej nie potrafi, tym bardziej komiksów erotycznych/pornograficznych/horrorów.
Poza tym nie wyobrażam sobie dyskusji nad kategorią estetyczną opierając się na jednym tytule.
Tu trzeba więcej, głębiej i mocniej (że tak się odniosę do treści przywoływanego komiksu) ale jeśli na takie coś się zdecydujesz to ja tylko będę się przyglądał i przeczytam chętnie ewentualne wnioski i wyniki bo tak jak pisałem, osobiście nie chce mi się babrać w żenującej grafomanii.
Pozdrawiam

Daniel Chmielewski pisze...

Haha, postaram się więcej, głębiej i mocniej w swoim czasie. Dzięki, Danielu, za polemikę. Pomyślę sobie nad tą "szczerością" i czy faktycznie w ogóle jest sens.

A ja sobie za jakiś czas wpadnę poczytać kolejną instalację "najgorszego komiksu świata".

Anonimowy pisze...

ja sądzę że nie ma sensu.
Tak jak zaglądać na najgorszy komiks świata. Tylko się człowiek niesmaczy i frustruje.