BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

sobota, 21 lutego 2009

Antymassmedialność

Mam postawę antymassmedialną. Od kilku lat nie czytam gazet, tygodników opiniotwórczych, nie oglądam telewizji i nie słucham radia.

Czasem co najwyżej włączę MTV, by pośledzić jakie teraz trendy wśród młodzieży panują. Nad muzyką, której słucham muszę mieć pełną kontrolę, więc losowe bloki radiowe poprzetykane reklamami nie pozwoliłyby mi się skupić na pracy i po prostu drażniły.

Nie przeszkadza mi moja ignorancja, bo naprawdę to, kto się z kim pokłócił i gdzie teraz jaka wojna trwa jest tak naprawdę zupełnie nieistotne dla mojego życia. Gdybym był maklerem giełdowym, to wtedy wojny i kryzysy ekonomiczne by mnie interesowały, bo byłyby sprzęgnięte z moim zawodem.

Mi wystarczy, że są otwarte uczelnie, sklepy plastyczne i antykwariaty, że działa internet i komunikacja miejska. I że jak dziś kupuję cienkopis za 4.50, to jutro nawet jak podrożeje, to do 5.20, a nie do 27 złotych. Reszta to materiał do rozmów, by zapełnić sobie czas ze znajomymi. Jak rozmowy o pogodzie. Czy politykowanie w swoich czterech ścianach. Niczemu to nie służy, poza strukturalizowaniem czasu i potwierdzaniem się w swoich przeświadczeniach, co jest czynnością przyjemną i wynagradzającą.

Żeby jednak nie być zaskoczonym, gdy pewnego dnia wyjdę z bloku, by trafić w epicentrum epidemii zombie, które opanowały Mazowsze po ewolucji ptasiej grypy, codziennie klikam na www.tvn24.pl i przelatuję szybko po nagłówkach, by mieć ogólne rozeznanie w tym, kto umarł, kto żyje, co za nacja jest oburzona jakimś filmikiem kursującym w internecie i jaka piosenkarka znów kręci prowokujący teledysk.

Ewentualnie kliknę na coś, co wydaje mi się popkulturowo istotne (np. wyrzucenie Rokitów z samolotu). Wczoraj takim ciekawym kąskiem wydał mi się klip pt. "Kaziu, kochasz mnie?", otagowany hasłem "miłość". Tego samego dnia czytałem sobie o zasadach neutralności na Wikipedii. Tłumaczą tam, że nie można zaczynać artykułu od tego, że "Hitler był złym człowiekiem". To jego czyny powinny mówić za niego.

Marcinkiewicz wykazał się czynami, przesyłając zdjęcia siebie i pani Izy Super Expressowi, jak i żenującym spektaklem, który z tego wyniknął. Artykuł z tvn 24 dotyczący tej sprawy kończy się zdaniem W ostatnich dniach sprawa rozwodu Kazimierza Marcinkiewicza i jego związku z o ponad 20 lat młodszą kobietą jest głównym tematem poruszanym przez prasę bulwarową. Rozśmieszylo mnie to niezmiernie, bo wynika z tego, że dziennikarz TVN zdaniem tym rysuje grupą kreskę między rodzimą stacją, a "mediami bulwarowymi".

Aż tu nagle pan Kazimierz zaprasza swoją mającą parcie na szkło trzpiotkę do studia, pewnie dlatego, iż zagroziła, że jak jej nie weźmie, to zero seksu przez tydzień. No to ją wziął, a ona się wygłupia przed jakimś wywiadem. I on wygłasza magiczną formułkę: Oni zrobią te zdjęcia i puszczą w Szkle Kontaktowym. Podobne słowa wypowiadane z ust polityków stały się ostatnio ich oficjalną zgodą na umieszczanie tych "przypadkowych scen". Między wierszami mówią: Okej, ja teraz zrobię coś takiego trochę głupiego, a Wy to puście w Szkle i zróbcie wokół mnie trochę szumu, by mnie Monika Olejnik znów zaprosiła do studia, bo dawno u niej nie byłem.

TVN oczywiście puściło scenkę, żeby ludzie mieli o czym poplotkować w celu odpoczęcia od tak smutnych spraw, jak kryzys ekonomiczny.

Myślę sobie o byłej żonie Marcinkiewicza i jego dzieciach oglądających to, albo przynajmniej slyszących o tym od znajomych i rówieśników w szkole i przypomina mi się książka Heinricha Bolla - Utracona cześć Katarzyny Blum.

Ja rozumiem, że popyt kształtuje podaż, że najważniejsze są słupki oglądalności i wyniki sprzedaży, ale... A zresztą szkoda czasu.

Jeśli, drogi Czytelniku, planujesz zdawać na studia dziennikarskie, przeczytaj wspomnianą książkę i nie rób z siebie hieny tylko dlatego, że to się opłaca. Pozostałych namawiam, jeśli nie do antymassmedialności, to przynajmniej do bardzo silnego filtrowania wiadomości, które w prasie i telewizji pokazują się przez ułamek chwili, a często potem przez całe lata szkodzą poszczególnym ludziom (żona Marcinkiewicza) lub całym społecznościom (vide słowa Ziobry o panu, który już nie będzie zabijał).

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

czesc,

Jako, ze studiuje dziennikarstwo, czuje sie niejako wywolany do tablicy w zwiazku z ta notka :)

Przede wszystkim trzeba sobie postawic pytanie do jakiego targetu chce trafic dana stacja/gazeta. Nie ukrywam, ze jesli dostalbym sie do redakcji SE czy Faktu, nie robilbym z siebie jedynego sprawiedliwego i zgodnie z zasada "jesli wchodzisz miedzy wrony" z podobna determinacja sledzilbym celebrytow i pisalbym o nich to, co wydawaloby mi sie interesujace. Moze jestem pozbawiony wszelkich zahamowan, ale sadze, ze jesli ktos wchodzi w spodnie "osoby publicznej" to powinien sie pogodzic z zainteresowaniem (nawet nadmiernym) ze srony mediow. Dzis kontakt media<->osoba publiczna to podobna interakcja co matka<->dziecko. Jednej stronie ciezko zyc bez tej drugiej. Smieszy mnie, ze na kazdych zajeciach wpajaja nam o etyce dziennikarza, o rzetelnosci o obiekywnosci, ktore nijak sie maja do realnej pracy w redakcji, gdzie najwazniejsza sprawa jest news. Nie ma dzis takiej redakcji, ktora nie zostala pozwana o naruszenie dobr osobistych czy o znieslawienie/zniewazenie.

Swoja droga podziwiam, ze potrafisz tak dystansowac sie od masowosci zycia. Ja na ten przyklad nie potrafie zyc bez porannej prasowki i ogladania wiadomosci. Podobno - uzaleznienie od informacji :)

pozdrawiam!

Iwona pisze...

Ech, kiedyś to były skandale.
A propos Bolla, to popełnił on kiedyś krótkie opowiadanie "Nie tylko na Boże Narodzenie", w którym oszalała nestorka rodu wymuszała na rodzinie świętowanie Bożego Narodzenia przez okrągły rok; codziennie bogato zastawiony stół, mechaniczny dźwięk kąlęd, światełka na choince, a za oknem już luty, potem czerwiec; wstyd rodziny, degrengolada młodszych pokoleń, epizody kryminalne i samobójstwa w rodzinie. Przesyt, jednym słowem.
Bardzo słuszny Twój wybór, nie uczestniczyć w tych perwersyjnych obchodach głupoty, zboczeń i przemocy. Ja, niestety, dzień muszę zaczynać od lektury Financial Times, a potem to już tylko gorzej.

Anonimowy pisze...

no właśnie, właśnie- taka postawa to trochę broń obosieczna- bo niby nie trujesz sobie głowy tym całym syfem, ale też czasami ciężko zrozumieć jakiś komiks (np boli.bloga :-)), książkę jesli nawiązuje do jakiś faktów medialnych. Filtracja wiadomości jest odruchem każdej inteligentnej jednostki, ale jako że diabeł tkwi w szczegółach, mogą czasami wyniknąć problemy komunikacyjne.

Jakoś tak się składa, że ja radia również nie słucham, wiadmości oglądam w zwiększonej dawce tylko, kiedy jestem u rodziny, a tak na co dzień to tylko teleekspres (ale to dla Orłosia, a nie dla wiadomości chyba :lol:) i od czasu do czasu czytam jakaś darmową gazetkę, ale jako że wychodzę z domu na ogół po południu, to i rzadko się załapuję na nią.

No i nagłowki na onecie widuję, jak się z poczty wyloguję.

Znam jednak ludzi, którzy potępiają postawy podobne do Twojej i do mojej.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z Tobą, Danielu. W szkołach ładują nam do głów informacje. Jednak, w dziejszych czasach, umiejętnością dalece istotniejszą niż wchłanianie wiadomości, jest ich filtorwanie.

Jestem zwolennikiem NewsLetterów i gazet "dojeżdżających". W Szwajcarii funkcjonują 2 ogólnokrajowe gazety dla "commuters" - za darmo pobierasz sobie je na stacjach oraz dworcach, możesz przejrzeć generalnie, co się dzieje w kraju na świecie, a potem, jeśli Cię coś zainteresuje (np. wzrost cen cienkopisów i kawy), zawsze przecież możesz sobie poszukać w Internecie.

To jedyne zainteresowanie mass mediami, jakie przejawiam. Radio, TV, gazety to dla mnie marnotrawstwo czasu, papieru, prądu i mnóstwa innych rzeczy. Skupiam się na tym, co jest ważne dla mnie, przez co często nie mam aktualnych informacji do small talków. Ale, ale... moja wiedza medyczna i psychologiczna może zdominować każdy small talk, bo "everyone's favourite subject is themselves" :D

A już najbardziej śmieszą mnie "skandale". Wielkie afery, kto kogo oczernił, kto nakłamał... Sensacje. Najczęściej b. negatywne. Pozytywne wiadomości sprzedają się gorzej niż przemoc, perwersja i trauma. Ostatnio w Szwajcarii był głośny temat Pauli O., Brazylijki, która zameldowała się w szpitalu z historią pobicia przez neonazistów, w wyniku którego poroniła dwójkę dzieci. Na udach miała wycięte litery "SVP", czyli tutejszej partii prawicowej.

Ale się narobiło szumu. Ludzie zaczęli się solidarizować, zgłaszać sprzeciwy... Rząd Brazylii wymagał natychmiastowej interwencji i groził postawieniem Szwajcarii przed Trybnuałem w Hadze...

A ja się tylko uśmiechnąłem. Historia nieprawdopodobna, nawet jeszcze niepotwierdzona i jakże dziwaczna. A w szpitalu badania pokazują co innego... Hłe hłe.
No i to jedna osoba. Na codzień umierają setki ludzi od czasami nierzadko większego bestialstwa. Czy Szwajcaria mendziła Brazyli, że porywa się tam tyle, a tyle gringos rocznie dla okupu? Albo że mają tam miejsce całkiem liczne strzelaniny między gangami?

I dostawałem łańcuszki o tym, że musimy pomóc i solidaryzować się z Paulą O.
A jak sprawa wygląda teraz? Zatrzymano jej paszport, sądzą ją za okłamanie lekarzy, władz i mediów. Ciąży nigdy nie było, sznyty wykonała sama.

I co? W sumie kolejna sensacja. W sam raz dla następnej gazety... Syndrom Munchausena czy Pinokia, czy innego tam :D

A ja się pytam, po co to wszystko? Jak zgrabnie to ująłeś, nie mamy zastosowania dla tych informacji i za często są one podkręcone. Wchłanienie tego wszystkiego byłoby sztuką dla sztuki :D
Wybieram więc to, co mi potrzebne, a resztę widzę tylko jako poszerzenie horyzontów tu i ówdzie, czasami.

Universal knowledge does not come in "Fishing Monthly" :D

Protazy

Daniel Chmielewski pisze...

Witam, Johniss.

Pewnie też, pracując w "Fakcie" przyjąłbym panujące tam zasady. Chciałem napisać o tym, że bardziej drażni mnie to kumplostwo polityków i dziennikarzy, te fingowane sensacje, co się odbijają na postronnych ludziach. Z drugiej strony dzięki współpracy Beger z dziennikarzami Teraz My, nie mielibyśmy dokumentu o tym, jak PiS werbował posłów Samoobrony. To jest grząski grunt. Zdjęcia z Guantanamo przemówiły o wiele silniej, niż jakiekolwiek słowa. Ale czy zdjęcie Milewicza martwego w samochodzie powiedziało cokolwiek o wojnie w Iraku? A może miało powiedzieć zdaniem redaktorów, a peryferyjna rozmowa rozdmuchała się do takich rozmiarów, że zapomniano o celu umieszczenia zdjęcia? A wracając do dziennikarzy brukowców, to przecież zazwyczaj inteligentni, bystrzy ludzie i dokładnie zdają sobie sprawę z tego co się stanie, jak zrobią to i to. Ale jest potrzeba na tę sensację i oni po prostu spełniają swoją rolę, wykonują swoją funkcję w delikatnym ekosystemie. Bez brukowców, które bądź co bądź są takim światem fikcji, trochę jak gry komputerowe, to wiele osób inaczej musiałoby wentylować swoje emocje.

Do Iwony: Świetnie brzmi ten pomysł! Przypomina mi film "Wielkie żarcie". Niestety Bolla to znam tylko jedną książkę, bo dodana była do gazety wyborczej i tematyka mnie zainteresowała. Ale dużo dobrego o nim słyszałem i podoba mi się ten prosty, chłodny język. Po Twojej rekomendacji muszę poszukać w bibliotece jego krótkich form.

Do Kuby: Przyjmuję w tych swoich dywagacjach, że adresaci mają dostęp do sieci, mieszkają w mieście (nie dyskredytuję wsi, ale inaczej to wszystko tam wygląda, nie ma bilbordów i darmowych gazet porannych np.) i wychodzą czasem z mieszkania. Człowiek w takich realiach, nawet jak by w ogóle nie oglądał telewizji i nie czytał gazet, w pewnym momencie musi się natknąć na WTC, Busha trafionego butem, dowcipy o Chucku Norrisie. A czy wyczytałeś to w dzienniku, czy usłyszałeś od kumpla i potem sobie podczytałeś na Wikipedii, by nie być zupełnie zielonym, zupełnie nie ma znaczenia. Od popkultury nie uciekniesz, nawet gdybyś chciał. Od obiektywnie najważniejszych wydarzeń również.

Do Protazego: Co do prasy, to chyba w ogóle w tym kierunku zmierza dostarczanie informacji. Po to te wszystkie ankiety przy wszelkich zapisach do stron internetowych itd, by każdy dostawał tylko co dla niego przydatne.

Do uniwersaliów i codziennych skandali ustosunkuję się mam nadzieję (jeśli starczy na to czasu), bardzo ciekawym artykułem czeskiego pisarza, Karela Capka. Tylko am to kilka stron i muszę przepisać.

O tej "pobitej" to czytałem. Zresztą podane było, że chyba niedawno inna kobieta też upozorowała pobicie przez nazistów, już nie pamiętam gdzie. Czy one się bawią w jakieś współczesne sufrażystki, czy są członkiniami jakiejś Antify? Czy faktycznie wszystko zwalić na syndrom barona M.?

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Polecam "Pokalanie" Czerwińskiego. Gdzieś we wstępie rozprawia się z intelektualną kutasówą targetu, a w połowie wspominków rozgranicza dziennikarza i hienę. A poza tym, ciekawy, żywy język, prawie autentyczny, bez zadęcia właściwego młodszym rocznikom pisującej braci.

Nie czytaj aktualności, bo ocipiejesz. Ja mam wściek jak czytam tylko niusy z Komiks.Gildia. Jak znów "redaktory"
puszczają "Slik Spectre" zamiast "Silk Spectre" dość zresztą udatnie przetłumaczonej w Bolandii na Jedwabną Zjawę.

Dziennikarstwo straciło etos. Nikt już nie potrzebuje kapuścińskich.

Anonimowy pisze...

a ja lubie sledzic od czasu do czasu "nowosci" polityczne - tylko po to zeby na przyszlosc wiedziec kto jest jaka menda i na kogo nie glosowac. szkoda tylko ze ogol ma krotka pamiec

Daniel Chmielewski pisze...

Do godai'ego: Ten Czerwiński to jakaś młoda polska proza? Rokita w wywiadzie rzece powiedział, że czyta książki, które mają przynajmniej 50 lat i przeszły próbę czasu. Może nie jestem tak restrykcyjny, ale boję się. Z komiksami inaczej, bo mniej czasu zajmują. I wyszła prawdziwa motywacja, dlaczego czytam i robię komiksy! A na poważnie, to taki Konwicki jest? Bo u Konwickiego i Różewicza narzekanctwo mi nie przeszkadza.

Mama mnie od lat namawia na Kapuścińskiego, a jakoś nie mogę się nigdy wziąć za niego, choć kilka jego książek stoi na półce w dużym pokoju. Gdyby robił komiksy, to bym znalazł na niego czas.

Do Siegfrieda: Trzeba założyć stronę internetową z "listą złoczyńców". Wyglądałaby jak przeglądarka przestępców Batmana - taki zbiór portretów i na twarzy znaczek "Menda". A po kliknięciu miałoby się kompendium grzechów z przeszłości danego delikwenta. Nie trzeba by szperać po wikipediach albo wygrzebywać starych gazet z piwnicy.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Daniel, Czerwiński jest starszy ode mnie. Ja jestem kilka lat starszy od ciebie. Sam oceń, czy to młoda proza :D

Anonimowy pisze...

daniel: kiedys o tym myslalem, ale chyba by sie nie przyjelo - powiedzieliby ze po wszystkich rowno jedziemy i jestesmy HATERZY i w ogole faszysci albo cus

to mnie przeraza :]

maggot pisze...

ja tam juz nawet nie mam oporow przed byciem ignorantem i uwazam, ze o prawie do ignorancji trzeba mowic glosno.