BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

wtorek, 21 lipca 2009

Who could this be? I do believe it's me

Przepraszam. Przepraszam, że nagromadziło się tyle mnie w sieci ostatnio, że aż źle się z tym czuję. Gdyby to jeszcze polegało na tym, że co chwilę pojawiają się plansze nowych komiksów, albo przynajmniej szkice, ale nie! Ja wciąż odcinam kupony od tego, co zrobiłem prawie półtora roku temu, gdy tymczasem najwięcej aktywności przejawiam w Mafia Wars na fejsbóku.

Zostałem przepytany przez Tomka Pstrągowskiego dla Wirtualnej Polski i przez Kubę Oleksaka dla Kolorowych Zeszytów. Pierwszy wywiad robiony był na żywo, z dyktafonem. Do tego Tomek jest jak Steve Albini - minimum ingerencji ze strony redaktora, z zachowaniem szorstkości języka mówionego. Podejście skrajnie różne od mojego, bo gdy przepytywałem Brito i Fazendę dla Ziniola, to właściwie napisałem wszystkie wypowiedzi od nowa, zostawiając tylko ich sens i pewne aspekty charakteru twórców, który oddaje język mówiony.

Wywiad przeprowadzony przez Kubę był dokładnie skonstruowaną ankietą, na którą odpowiedziałem mejlowo za jednym zamachem. Tak dobrze to zostało skonstruowane, że niektórzy czytelnicy dali się nabrać, że mój finałowy, pełen patosu bełkot został z zaskoku przycięty lekkim pytaniem Kuby o komiksach superbohaterskich.

Kiedy tak patrzę z boku, nie zważając na to, że to ja udzielałem odpowiedzi, to bardzo ciekawie prezentuje się zestawienie tych trzech podejść ("na żywo i surowo"; "na żywo z mocną postprodukcją"; "korespondencyjnie"). U Tomka jest kilka fragmentów naprawdę pięknych w szczerości dialogu, jaki miał między nami miejsce. Nie dałoby się tego uchwycić, gdybyśmy nie siedzieli twarzą w twarz, zbaczając od zapisanych na kartce pytań w różne, wywołane chwilą, rozważania.

Z drugiej strony, kiedy udzielali mi wywiadu Portugalczycy, to w pewnym momencie Brito otworzył komiks Kobieta mego życia, kobieta moich snów, wskazał rysunek i machając długopisem powiedział: "O, a tu zrobiłem tak, żeby był ruch w czasie, widzisz? Tik, tak". Doszedłem do wniosku, że czytelnik wywiadu nie musi mieć gruntownej wiedzy o komiksie autorów, ba, nie musi go nawet mieć przeczytanego! Czy wywiad ma być tylko dla tych kilku wtajemniczonych? Jak wydobyć uniwersalny sens formalnych działań twórców z tej niejasnej wypowiedzi? Na papierze brzmi ona: "Przykładowo, na początku komiksu Tomas siedzi nad rzeką ze swoją maszyną do pisania. Pali papierosa i rozmyśla. Narysowaliśmy jego głowę dwa razy. W jednej pozycji na czarno, w trochę innej pozycji na czerwono. Powstał w ten sposób rytm myślenia - tik tak - jego głowa jest jak metronom".

Dokumentalna wartość takiego zdania jest żadna - jest to sztuczny twór na podstawie wypowiedzi autora i zobrazowanie ruchu długopisu porównaniem do metronomu. Ma jednak wartość literacką i jest w pełni klarowna dla każdego czytelnika.

Nie uważam, by jakakolwiek z tych metod była jedyną słuszną. Dużo zależy od tego kto będzie czytał, gdzie to będzie umieszczone, ile z wypowiedzi zostanie wycięte, jak się wypowiada osoba przepytywana i jak pisze, czy dziennikarz lubi twórczość danej osoby lub przepytuje ją z obowiązku. Wszystkie te i inne czynniki są do rozważenia, gdy się wybiera formę wywiadu. Oczywiście duży wpływ ma też charakter pytającego - czy jest Albinim, czy Timbalandem.

Chciałem ze znajomym dziennikarzem przeprowadzić wywiad o robieniu wywiadów, bo jest to zagadnienie niesamowicie ciekawe (przynajmniej dla mnie), ale nie mam w tej chwili do tego głowy. Może kiedyś, jak będzie odpowiednia chwila i wolny dyktafon.

***

Skoro była mowa o Tomku, to należy się słowo o Komiksomanii, serwisie komiksowym działającym pod szyldem Wirtualnej Polski, a którym Tomek przewodzi. Inicjatywa zacna, kilka rozwiązań bardzo ciekawych, ale jak to bywa, gdy się pracuje dla wielkich molochów, opór materii jaki będzie musiał przebić Tomek jest niemały. Ciekawy artykuł o tym napisał Łukasz Babiel. Przykładowe plansze Powidoku w dwa dni miały 499 odsłon, z czego pewnie niemałą liczbę oględzin nabili mi ludzie po raz pierwszy stykający się z moją twórczością, więc zamierzam wspierać to źródło darmowej reklamy, jak tylko będę mógł. Komiksiarzu, jeśli jeszcze nie wrzuciłeś żadnych plansz na Komiksomanię, uczyń to teraz. Wesprzesz siebie i serwis, który potrzebuje jak największe zainteresowanie na starcie, by zainwestowali reklamodawcy. A jeśli, drogi Czytelniku lub Czytelniczko, nie macie nic wspólnego z komiksem, to i tak wejdźcie i nabijcie Komiksomanii statystyki - dla dobra nas wszystkich!

***

Kończąc już z wiadomościami dotyczącymi sieci, to jeszcze raz przeproszę za przesyt mnie, tym razem z winy Bartka Biedrzyckiego i Roberta Wyrzykowskiego, którzy postanowili podyskutować sobie o zeszłorocznym śniegu, czyli o Powidoku. Połechtali mi ego komplementami, ale i zwrócili też uwagę na kilka mielizn, w które znów zamierzam zabrnąć w najbliższych produkcjach. Dziękuję, Panowie*! Będę uważał jakimi szlakami przez to bagno megalomanii tym razem iść, by nie wejść dalej, niż po kolana.

* Słowa napisane bez ironii.

Co do rozważań nad finałowym przesłaniem w dyskusji Bartka i Roberta - przesłanie jest niejednoznaczne i właściwie ma wynikać z nastroju i charakteru konkretnego czytelnika. Zresztą, jak zdążyłem już zauważyć, niektórzy odkładają ten komiks zdołowani - inni, podbudowani. Chciałbym, by moje zakończenia pisał czytelnik, ale żeby same komiksy uwidaczniały mu jakim jest pisarzem (nie w kategoriach "dobry/zły", a raczej - "autor tragedii lub komedii").

***

Ale żeby nie było, że przez kolejne półtora roku wciąż tu będę pisał o jednym i tym samym - mam nadzieję, że te wywiady i dyskusje to podsumowanie i uporządkowanie kilku niejasności i oczyszczenie terenu przed nowym.

Bo nadchodzi nowe. Chcę tego, czy nie.

W zeszły czwartek podpisałem na siebie wyrok, a profesor Stanisław Wieczorek przypieczętował mój los słowem "Zgoda".

Zapętlenie, mój następny album, będzie jednocześnie moją pracą dyplomową. Oczywiście nie ma szans, bym w rok skończył tak ogromne przedsięwzięcie, więc pewnie wykonam z połowę komiksu na dyplom, a drugą połowę zakończę, jeśli wszystko dobrze pójdzie, w połowie 2011 roku. Po czym uwolniony od zobowiązań Akademii i pracy komiksowej, zatrudnię się w jakimś stołecznym Kebabie i spędzę spokojny, nudny żywot, o którym tak marzę, mimo że rzeczywistość wciąż te marzenia mi zabiera.

Na przykład dziś. Pojechałem do takiego Kebabu, bo mieli karteczkę, że zatrudnią człowieka. Wpierw była kartka, że zatrudnią kobietę, ale gdy zmienili napis z "kobiety" na "człowieka", to rzuciłem się na szansę. A właściciel powiedział mi, że jednak kobietę chce. I gdy dopytywałem się, czy chodzi o atrakcyjność, czy uczciwość, czy inne względy, uciął - mówiąc, że to jest jego wybór i on chce kobietę.

Tym samym zgłaszam się do Was z apelem. Jeśli w Kebabie obok Was będę poszukiwali do pracy człowieka, a nie kobietę, dajcie mi cynk.

I nie zawracajcie mi głowy zleceniami reklamowymi, bo są mi tylko źródłem rozterek, wewnętrznych batalii na tle moralnym i kolejną przyczyną wiecznej chandry.

No, więc Zapętlenie. Zapraszam Was teraz już na uroczystą prapremierę, która odbędzie się koło czerwca lub września 2010 roku. Jako, że będzie to powstawało pod czujnym okiem profesora Wieczorka, to może nawet i rysunkowo się postaram.

***

Oczywiście innych projektów nie porzucam. Olga Wróbel zabrała mnie ostatnio na Requiem Mozarta do Kościoła Seminaryjnego na Krakowskim Przedmieściu. Chór i Orkiestra Warszawskiej Opery Kameralnej pod przewodnictwem dyrygenta Rubena Silvy zrobiła takie wrażenie na widowni, że ta wymogła bis w postaci Lacrimosy.

Scena już po bisie.

Requiem było jedyną kompozycją muzyki klasycznej, którą w liceum nosiłem w łokmenie. Ostatnio porażający film, Idź i patrz, przypomniał mi ten utwór. Jestem muzycznym laikiem, może to jest oklepane i proste, a może nie, ale uwielbiam Requiem.

Podczas samego koncertu objawiła mi się nowa wersja enigmatycznego projektu, nad którą sobie cicho, ale coraz głośniej dyskutujemy z pewnym rysownikiem. Stara wersja komiksu, napisana kilka lat temu i dopieszczana co kilka miesięcy, runęła pod siłą głosów i muzyki, a to co zostało, odsłoniło przede mną zupełnie nową panoramę.

Takie to proste. Niecała godzina koncertu rozwala dwa lata pracy i konstruuje Ci przed oczami w mig dzieło o wiele doskonalsze, niż pierwowzór.

Dziękuję, Olgo!

***

Olga również popełniła relację z Kabackiego Pikniku Komiksowego, jaki się odbył zeszłej niedzieli. Niech Was jednak nie zmyli to hermetyczne słówko na Ka (bynajmniej nie "Kabacki"). Każdy jest zaproszony na nasze wyjścia, które z komiksami mają akurat nie dużo wspólnego. Za to ze świetną zabawą i rozwojem intelektualnym i fizycznym - tak.

Zapraszam tym samym w imieniu nas wszystkich, a zwłaszcza w imieniu pomysłodawcy, Jacka Jastrzębskiego, na Kampinoski Rajd Komiksowy, jaki odbędzie się w najbliższą niedzielę, 26 lipca. Potrzebny będzie rower i dobry nastrój. Jeszcze nie wiem, gdzie się spotkamy i o której, ale dopiszę, jak zostanie uzgodnione.

Na deser dla tych, co dobrnęli do końca - powrót do domu z KPK. Już po północy, więc karoca wróciła do pierwotnej postaci - może nie tak wytwornej, ale wciąż funkcjonalnej.


6 komentarzy:

Ystad pisze...

jeżeli już to "zapraszamy" kurfa, bo koncept był mój :>

kmh pisze...

To świadczy nie tyle o "dobrym skonstruowaniu ankiety", co było widać gołym okiem, co o zmarnowaniu przez Kubę świetnego tematu na rzecz końca wywiadu i drętwego pytania.

pstraghi pisze...

Jak nie zaczniesz pisać krótszych notek, to przestanę Cię czytać:>

Daniel Chmielewski pisze...

Do Jacka: Już wprowadziłem erratę, by nie było niejasności!

Do Konrada: Etam, czepiasz się. Mi to rozwiązanie się bardzo spodobało. Wydawało mi się, że u Ciebie to zakończenie też wywołało uśmiech?

Do Tomka: No, miało być krótko, takie mini mini, naprawdę. Bardzo się starałem.

robwajler pisze...

A ja konkretnie - w sushi barze "Tokio Express" w Złotych Tarasach szukają człowieka.

A przynajmniej ostatnio szukali.

Anonimowy pisze...

Śledziu też się zarzeka, że biuro będzie, czyli "nomalna praca" i chuj w rzopsko agencjom i takie tam.
Panowie, pierw pozasuwać dłuższy czas w średniopłatenj, nudnej robocie typu biurowe akcje, paszodajnia, sklepik i potem rozkminić, czy jednak takie agencje i ciskanie storyboardów to jednak nie jest mistrzowska opcja.
Bo ja to bym wolał ciskać nowe logo dla konglomeratu piastix, czy robić projekty grzybków na fartuchy, niż zapierdalać w tym biurze, w którym zapierdalam.