BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

sobota, 6 października 2012

Inauguracja X konkursu Ładnego Pisania - warsztat komiksowy



Olga na mieście z siostrą, Greta śpi, mam jakieś 15 minut na blogowanie.

Dwa tygodnie temu odbyła się inauguracja X konkursu Ładnego Pisania. Jest to konkurs adresowany do młodzieży szkolnej i zachęcający do ładnego pisania. Piórem. Jest kilka tematów, wybiera się jeden i pisze się kilka akapitów. Prace konkursowe są zbierane  przez półtora miesiąca, potem zwycięzcy są wybierani na podstawie tego co napisali, ale też i jak, w sensie estetycznym.

Dlaczego o tym piszę? Bo Olga została poproszona o zrobienie warsztatu związanego z tekstem w komiksach (po sukcesie zeszłorocznego) i outsourcingowała to mężowi.

Sama inauguracja odbyła się w Empiku Junior w Warszawie. Marta Żmuda Trzebiatowska odsłoniła tablicę z wspomnianymi tematami, Hirek Wrona i Andrzej Pągowski dzielili się anegdotkami o pisaniu piórem, a potem były ciastka.


Dokładne założenia konkursu są na stronie Kampanii Pisania Piórem. Można też obejrzeć galerię zdjęć, gdzie i ja się produkuję przy warsztatach. I to na nich się skupię teraz.

Impreza była sponsorowana przez firmę Parker, więc mogliśmy używać wyłącznie markerów Sharpie i standardowych piór firmy Parker. Niestety oznaczało to brak brushpenów, cienkopisów (a propos, polecam bardzo dobre zestawieniecienkopisów u Tomka Zycha) i odpowiednich dla kaligrafii ściętych końcówek piór. Ale na bezrybiu i rak ryba. Zwłaszcza, że w praktyce inne cele wzięły górę podczas warsztatów.

Na inaugurację zapraszana jest co roku jedna klasa gimnazjalna. Tym razem padło na klasę 3a z Gimnazjum nr 85 z Zespołu Szkół nr48 w Warszawie, którą przyprowadziła wychowawczyni, pani Izabela Soból-Kaluga. Dzieciaki / młodzież / uczniowie (jak trzydziestolatkowi przystoi mówić na piętnastolatków?) zasiedli do stołów, na których leżały przyniesione przeze mnie z domu komiksy (pod kątem i użyteczności dla danych zajęć) i plansze z własnych publikacji.


Taki oto plan ramowy przesłałem organizatorowi:

Ćwiczenia polegają na tworzeniu pojedynczych kadrów / kilkukadrowych scenek, gdzie na dalszy plan schodzi biegłość warsztatowa w rysowaniu (mogą być tzw. "patyczaki"), a najistotniejsze będzie poznanie zagadnień związanych z samym słowem / dźwiękiem w komiksie:

- Jakich narzędzi używać do odręcznego pisania (piór, cienkopisów, ołówków, farb)

- Jak aranżować tekst mówiony w kadrze, by był czytelny, jak ustawiać dymki z tekstem względem siebie, by tworzyć zależności między nimi (semantyczne i czasowe)

- Jak dynamizować kadr onomatopeją (jakimi narzędziami, jak graficznie przedstawiać "dźwięk")

- oraz proste ćwiczenia - jak obyć się bez onomatopei, by przedstawić dźwięk

Oczywiście musiałem powyższy plan od razu wyrzucić do kosza, gdyż okazało się, że młodzi nie czytają komiksów, nigdy nie rysowali komiksów i w ogóle co oni tu robią, siedząc przy stole wśród rysuneczków z dymkami i z jakimś garbusem machającym rękami i nawijającym jak katarynka.

Problemem numer jeden, gdy każesz ludziom rysować komiks, jest: O czym? Wtedy mówię: Niech będzie o czymkolwiek – scenka z życia codziennego, coś co Wam się dziś przytrafiło, monolog wewnętrzny dotyczący Waszej obecności tu. Szczerze. Chcecie przeklinać? Chcecie napisać jak się nudzicie? Dawajcie.

A potem już indywidualnie podchodzę do każdego przypadku. Co ciekawe, wielu osobom zamknięcie jakiegoś pomysłu w pewnej sekwencji wychodzi przynajmniej dobrze, nawet jeśli nigdy nie próbowali tworzyć pewnej zamkniętej całości narracyjnej bazującej na obrazkach i treści (napisanej lub domyślnej).

Poniżej przykład chłopaka o ksywie Nachos, który przyznał, że nigdy nie robił komiksów, a poradził sobie perfekcyjnie z wymyślonym przez siebie prostym gagiem:

(Kliknij w obrazek dla większej wersji) 
Powinienem właściwie napisać „pozornie prostym gagiem”, bo jak każdy zajmujący się humorem wie, istotny w dowcipie jest czas. A ten został tu rozegrany idealnie, z kadrami akcji, z kadrami zawieszenia akcji, z tekstem ograniczonym do funkcjonalnego minimum, z brakiem dymków (które tylko by zaśmieciły czyste kadry).

Poniżej przykład tego, co jak taki warsztat może przydać się w rozwoju estetycznym i narracyjnym. Anita Nader, również nie mająca nic wspólnego z komiksem, zajmująca się głównie poezją, przygotowała taką oto scenkę z życia wziętą, bardzo udaną pod względem ekspozycji, akcji i zabawnej puenty.

(Kliknij w obrazek dla większej wersji)

Poradziłem jednak, by, jeśli ma ochotę, zrobić to raz jeszcze, z następującymi punktami na uwadze:

- Spróbować zdynamizować komiks formalnie, działać na zasadzie kadrów bliższych i dalszych, by uniknąć monotonii kopiowania i wklejania jednego rysunku z kadru na kadr.

- Przyciąć to i owo z tekstu, by uniknąć dłużyzn, oczywistości, powtórzeń tego, co się widzi w kadrze (albo co jest automatycznie domyślne)

Wydaje mi się, że wyszło lepiej, zwłaszcza, że Anita przy drugim podejściu ładnie rozbiła końcową kwestię bohatera, by zaakcentować puentę.

(Kliknij w obrazek dla większej wersji) 
Innej dziewczynie (akurat nie zapisałem imienia, za co bardzo przepraszam) poradziłem popracować nad światłem w dymkach, przy drugim podejściu, by litery nie stykały się z krawędzią dymku i0 by nie były stłoczone. Najlepszym rozwiązaniem jest inwersja w myśleniu – wpierw naszkicować kadry, potem napisać tekst, komponując dymki tak, by dobrze skakało się wzrokiem od jednego do drugiego, a potem dopiero uzupełnić przestrzeń rysunkami. Sam tę metodę stosuję. W tym miejscu bardzo polecam bardzo ciekawe spostrzeżenia Eddiego Campbella dotyczących dymków w komiksie, koniecznie się zapoznajcie.

Oczywiście czasem zdarzał się jakiś WTF, ale właściwe i komunikatywne przekazywanie myśli to już kwestia treningu, istotne, by w ogóle coś zrobić.

Tak jak jeden chłopak, który swój skończony komiks szybko skrył w kieszeni, ale udało mi się namówić go do pokazania wstydliwego tworu. Okazało się, że narysował bardzo udaną anegdotkę o na uczniu okazującemu nauczycielowi brak szacunku do momentu, aż nauczyciel pęka i postanawia użyć przemocy wobec niego, ale akurat w tym momencie wchodzi dyrektor i bezradny nauczyciel musi się tłumaczyć.

Rozumiem, że w szkołach najlepiej patrzy się na prace afirmujące rzeczywistość i status quo, jednak gorąco namawiam do wszelkiego kwestionowania zastanego porządku (oczywiście z tym zastrzeżeniem, że ma się coś innego do zaoferowania). Tą parafrazą Timothiego Leary kończę swoje sprawozdanie i wracam do żony i córki.

Brak komentarzy: