Olga na mieście z siostrą, Greta śpi, mam jakieś 15 minut na
blogowanie.
Dwa tygodnie temu odbyła się inauguracja X konkursu Ładnego Pisania. Jest to konkurs adresowany do młodzieży szkolnej i zachęcający do
ładnego pisania. Piórem. Jest kilka tematów, wybiera się jeden i pisze się
kilka akapitów. Prace konkursowe są zbierane
przez półtora miesiąca, potem zwycięzcy są wybierani na podstawie tego
co napisali, ale też i jak, w sensie estetycznym.
Dlaczego o tym piszę? Bo Olga została poproszona o zrobienie
warsztatu związanego z tekstem w komiksach (po sukcesie zeszłorocznego) i
outsourcingowała to mężowi.
Sama inauguracja odbyła się w Empiku Junior w Warszawie.
Marta Żmuda Trzebiatowska odsłoniła tablicę z wspomnianymi tematami, Hirek
Wrona i Andrzej Pągowski dzielili się anegdotkami o pisaniu piórem, a potem
były ciastka.
Dokładne założenia konkursu są na stronie Kampanii Pisania Piórem. Można też obejrzeć galerię zdjęć, gdzie i ja się produkuję przy
warsztatach. I to na nich się skupię teraz.
Impreza była sponsorowana przez firmę Parker, więc mogliśmy
używać wyłącznie markerów Sharpie i standardowych piór firmy Parker. Niestety oznaczało
to brak brushpenów, cienkopisów (a propos, polecam bardzo dobre zestawieniecienkopisów u Tomka Zycha) i odpowiednich dla kaligrafii ściętych końcówek
piór. Ale na bezrybiu i rak ryba. Zwłaszcza, że w praktyce inne cele wzięły
górę podczas warsztatów.
Na inaugurację zapraszana jest co roku jedna klasa
gimnazjalna. Tym razem padło na klasę 3a z Gimnazjum nr 85 z Zespołu Szkół nr48 w Warszawie, którą przyprowadziła wychowawczyni,
pani Izabela Soból-Kaluga. Dzieciaki / młodzież / uczniowie (jak trzydziestolatkowi
przystoi mówić na piętnastolatków?) zasiedli do stołów, na których leżały
przyniesione przeze mnie z domu komiksy (pod kątem i użyteczności dla danych
zajęć) i plansze z własnych publikacji.
Taki oto plan ramowy przesłałem organizatorowi:
Ćwiczenia polegają na tworzeniu pojedynczych kadrów / kilkukadrowych scenek,
gdzie na dalszy plan schodzi biegłość warsztatowa w rysowaniu (mogą być tzw.
"patyczaki"), a najistotniejsze będzie poznanie zagadnień związanych
z samym słowem / dźwiękiem w komiksie:
- Jakich narzędzi używać do odręcznego pisania (piór, cienkopisów, ołówków,
farb)
- Jak aranżować tekst mówiony w kadrze, by był czytelny, jak ustawiać dymki
z tekstem względem siebie, by tworzyć zależności między nimi (semantyczne i
czasowe)
- Jak dynamizować kadr onomatopeją (jakimi narzędziami, jak graficznie
przedstawiać "dźwięk")
- oraz proste ćwiczenia - jak obyć się bez onomatopei, by przedstawić dźwięk
Oczywiście musiałem powyższy plan od razu wyrzucić do kosza,
gdyż okazało się, że młodzi nie czytają komiksów, nigdy nie rysowali komiksów i
w ogóle co oni tu robią, siedząc przy stole wśród rysuneczków z dymkami i z
jakimś garbusem machającym rękami i nawijającym jak katarynka.
Problemem numer jeden, gdy każesz ludziom rysować komiks,
jest: O czym? Wtedy mówię: Niech będzie o czymkolwiek – scenka z życia
codziennego, coś co Wam się dziś przytrafiło, monolog wewnętrzny dotyczący
Waszej obecności tu. Szczerze. Chcecie przeklinać? Chcecie napisać jak się
nudzicie? Dawajcie.
A potem już indywidualnie podchodzę do każdego przypadku. Co
ciekawe, wielu osobom zamknięcie jakiegoś pomysłu w pewnej sekwencji wychodzi
przynajmniej dobrze, nawet jeśli nigdy nie próbowali tworzyć pewnej zamkniętej całości
narracyjnej bazującej na obrazkach i treści (napisanej lub domyślnej).
Poniżej przykład chłopaka o ksywie Nachos, który przyznał,
że nigdy nie robił komiksów, a poradził sobie perfekcyjnie z wymyślonym przez
siebie prostym gagiem:
(Kliknij w obrazek dla większej wersji)
Powinienem właściwie napisać „pozornie prostym gagiem”, bo
jak każdy zajmujący się humorem wie, istotny w dowcipie jest czas. A ten został
tu rozegrany idealnie, z kadrami akcji, z kadrami zawieszenia akcji, z tekstem
ograniczonym do funkcjonalnego minimum, z brakiem dymków (które tylko by
zaśmieciły czyste kadry).
Poniżej przykład tego, co jak taki warsztat może przydać się
w rozwoju estetycznym i narracyjnym. Anita Nader, również nie mająca nic
wspólnego z komiksem, zajmująca się głównie poezją, przygotowała taką oto
scenkę z życia wziętą, bardzo udaną pod względem ekspozycji, akcji i zabawnej
puenty.
(Kliknij w obrazek dla większej wersji)
Poradziłem jednak, by, jeśli ma ochotę, zrobić to raz
jeszcze, z następującymi punktami na uwadze:
- Spróbować zdynamizować komiks formalnie, działać na
zasadzie kadrów bliższych i dalszych, by uniknąć monotonii kopiowania i wklejania
jednego rysunku z kadru na kadr.
- Przyciąć to i owo z tekstu, by uniknąć dłużyzn,
oczywistości, powtórzeń tego, co się widzi w kadrze (albo co jest automatycznie
domyślne)
Wydaje mi się, że wyszło lepiej, zwłaszcza, że Anita przy
drugim podejściu ładnie rozbiła końcową kwestię bohatera, by zaakcentować puentę.
(Kliknij w obrazek dla większej wersji)
Innej dziewczynie (akurat nie zapisałem imienia, za co
bardzo przepraszam) poradziłem popracować nad światłem w dymkach, przy drugim
podejściu, by litery nie stykały się z krawędzią dymku i0 by nie były stłoczone.
Najlepszym rozwiązaniem jest inwersja w myśleniu – wpierw naszkicować kadry,
potem napisać tekst, komponując dymki tak, by dobrze skakało się wzrokiem od
jednego do drugiego, a potem dopiero uzupełnić przestrzeń rysunkami. Sam tę
metodę stosuję. W tym miejscu bardzo polecam bardzo ciekawe spostrzeżenia Eddiego Campbella dotyczących dymków w komiksie, koniecznie się zapoznajcie.
Oczywiście czasem zdarzał się jakiś WTF, ale właściwe i
komunikatywne przekazywanie myśli to już kwestia treningu, istotne, by w ogóle
coś zrobić.
Tak jak jeden chłopak, który swój skończony komiks szybko
skrył w kieszeni, ale udało mi się namówić go do pokazania wstydliwego tworu.
Okazało się, że narysował bardzo udaną anegdotkę o na uczniu okazującemu
nauczycielowi brak szacunku do momentu, aż nauczyciel pęka i postanawia użyć
przemocy wobec niego, ale akurat w tym momencie wchodzi dyrektor i bezradny
nauczyciel musi się tłumaczyć.
Rozumiem, że w szkołach najlepiej patrzy się na prace
afirmujące rzeczywistość i status quo, jednak gorąco namawiam do wszelkiego
kwestionowania zastanego porządku (oczywiście z tym zastrzeżeniem, że ma się coś
innego do zaoferowania). Tą parafrazą Timothiego Leary kończę swoje sprawozdanie
i wracam do żony i córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz