BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

niedziela, 21 kwietnia 2013

Jaśmina Wójcik: Spacer Akustyczny po dawnych terenach ZPC URSUS - krótka relacja

Niedziela upłynęła nam (Oldze, Grecie i mi) pod znakiem obecnej odnogi rozbudowanego projektu Jaśminy Wójcik, do którego należy dokument o właścicielach traktorów Ursus, P7P (kliknijcie, by zobaczyć stronę projektu wraz z galerią). "Odnogi" jest jak najwłaściwszym słowem, bo zwiedzaliśmy pieszo wielohektarowe tereny fabryczne.

Nie będę się silił na rozbudowany opis, zwłaszcza że często znajdowałem się poza zasięgiem głośników Jaśminy i nie słyszałem nagranych wcześniej relacji byłych pracowników zakładów. Na szczęście, nagrania będą dostępne na stronie internetowej, więc warto tam wkrótce zajrzeć.

Zdjęcia autorstwa Jakuba Wróblewskiego, jak i dokładny opis założeń projektu można zobaczyć na Facebooku.

***

Na miejsce zbiórki przyjechaliśmy wraz z teściami w ramach rodzinnej wycieczki w pół do 12.00 i obawiałem się, że frekwencja może nie dopisać.


Obawy były płonne. Zjawiło się bardzo dużo mieszkańców z okolic, którzy byli istotnym targetem Jaśminy. Cieszy to, bo często mieszkańcy danego obszaru, do których adresowane są takie akcje, są dość nieufni, albo po prostu ich to nie obchodzi.

Pierwszym punktem wycieczki było wejrzenie do ogromnej, zrujnowanej hali fabrycznej. Właściwie tu pojawił się jedyny zgrzyt wycieczki, bo Jaśmina i głośniki z lecącymi wciąż relacjami byłych pracowników kontynuowała podróż, a duża część zwiedzających została, by fotografować każdy malowniczy zakamarek i musieliśmy doganiać. Ale z drugiej strony, tak jak wcześniej napisałem, będę mógł odsłuchać plik audio potem, więc było warto zostać w tyle.

Przez tę dziurę w płocie przedostało się pewnie z tuzin wózków z dziećmi, obcy ludzie pomagali je przenosić. W tym to newralgicznym miejscu najlepiej uwidoczniła się tego dnia idea solidarności społecznej.

Wiecznie żywy Guy Debord (pełny tekst, którego tytuł widnieje na ścianie, możecie przeczytać TU).

Inżynier Kazimierz Okraszewski, jeden z byłych pracowników i były kustosz muzeum ZPC Ursus, szczegółowo (ale i ciekawie!) opowiadał o historii tego miejsca i produkowanych tu traktorów.

W muzeum mogłem wreszcie pokazać Grecie traktor (tata Oli w Elementarzu jeździ traktorem, a mam dziwną potrzebę kompulsywnego pokazywania córce oryginalnych przedmiotów, które widzi wpierw w ilustrowanych książeczkach, jakby dziewięciomiesięczne dziecko dopiero wtedy mogło zrozumieć co reprezentuje pomarańczowa plama z kółkami).

Choć największą atrakcją dnia były manometry, w których nieruchome wskazówki Greta wpatrywała się z ogromną radością.

Jeszcze zdjęcie drzewa w fabryce i dwa zdjęcia rur, bo wiadomo, że jak się zwiedza fabrykę, to trzeba zrobić 50 zdjęć rur bo rury są super.

I bohaterka całego spotkania, Jaśmina Wójcik, oklaskiwana po dwugodzinnym spacerze przez spalonych słońcem i wysmaganych wiatrem uczestników.


wtorek, 16 kwietnia 2013

Strategie artystyczne

Mam wreszcie czas na spotkania ze znajomymi z Akademii i na przemyślenia. Już trwa trzeci tydzień od kiedy jestem na wychowawczym, a jak Greta idzie spać o 11.00, to nim siądę do kolejnych kadrów albumu wchodzę na Facebooka, potem kliknę na Komiksiki i przejrzę co tam w "Komiksowie" się dzieje. Przeczytam recenzję albumu, którego nie czytałem, pośmieję się z nieudolnej pracy, jaką ktoś wrzucił na swojego bloga, poprzeklinam Marcina Podolca, za to, że jest tak zajebisty, jedząc przy tym wszystkim serek homogenizowany i bułkę z pasztetem i porem.

Wczoraj narzekałem Jaśminie Wójcik (na której spacer akustyczny po fabrykach w Ursusie w tę niedzielę, na który bardzo gorąco zapraszam), że jeszcze chwila, i zostanę takim kolesiem, co to w wieku czterdziestu lat będzie mówił córce: No tak, studiowałem na Akademii, to były czasy, papierosy na korytarzu i rozmowy światopoglądowe przy wódce, czy piwie do późnej nocy. No i będę miał hobby, jakim jest rysowanie sobie przez godzinę tygodniowo, jeśli mnie najdzie.

Ale STOP! Tak nie musi być! Po co mi te wszystkie komiksikowe sprawy? Frustracje, zastanawianie się, czy tym kilku znajomym z Fejsa naprawdę podoba się kolejny post o Zapętleniu, czy kliknęli Lubię to przez przypadek. Odłączam się i wyłączam. Co to mnie wszystko obchodzi? Jak zrobię album i będzie dobry, to znajdą się ludzie, którzy będą lajkować i nawet przyjdą po autograf, na jakimś spotkaniu autorskim. I zresztą co mi daje to całe patrzenie na te komiksiki, na te okładki i plansze? Nic.

Zatem założyłem sobie na pasku Ulubionych folder o tytule Sztuczna prasówka, powrzucałem linki do stron, które mnie interesują w kontekście tego, kim jestem (ale ledwo ledwo, prawie że już tylko byłem) i sobie będę jadł pora z pasztetem nadrabiając trzyletnie zaległości. Greta lubi galerie, więc wybrać się po popołudniowej drzemce do CSW to żaden problem. Skończysz album, ogarnij się w sprawie stypendiów, grantów, kontaktów zagranicznych, a nie zastanawiaj się całymi miesiącami: Pójść na Komiksową Warszawę? I co, gadać o tym, co wyszło, co nie wyszło, przepraszać za okładkę From Hell i mówić o albumie to samo, co piszę na blogu?

Żegnaj Danielu zaściankowy, coraz głupszy, pokorporacyjnie wyssany, godzący się z tym, że takie życie, gotowy już przyklejać sobie słuchawkę do ucha niczym piętno. Niech moja praca twórcza będzie po godzinach, bez perspektyw, bez kasy, ale jestem ostatecznie twórcą, plastykiem, a nie człowieczkiem z hobby, i nie mogę dać sobie o tym zapomnieć!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wielkimi krokami

No, to jestem już drugi tydzień na wychowawczym (tak, ten bezpłatny urlop dla jednego z rodziców, nie ojcowski dwutygodniowy, albo "tacierzyński", który jest brzydkim zdrobnieniem ojcowskiego). Życie jest piękne. Zamiast pytać ludzi przez 8 godzin, jaką usługę transportową chcieliby dla swojej paczki i łącznie spędzać 2 godziny dziennie w tramwajach (czyli 10 godzin poza domem), uczymy się z Gretą stawiać pierwsze kroczki (tak, w sensie stawianie jednej nogi przed drugą, bez trzymanki, dziecko w dziewiątym miesiącu może już tak robić, nie, nie jestem szalonym człowiekiem w entuzjazmie swym mylącym raczkowanie z kroczkami). Poza tym oddaję się gosposiowemu szałowi, czyli sprzątam i ogarniam (choć niestety Olga wciąż gotuję, bo jestem w tym napraaawdę zły). I pracuję, rzecz jasna, nad albumem.

Wczoraj, gdy Olga oglądała sobie z siostrą w kinie Martwe zło, ja przekalkowałem model dworku i pracowni w Dłużewie. Model w Google SketchUp na bazie kilku zdjęć i kilkudziesięciu minut materiałów filmowych odtwarzałem z ogromnymi przerwami od 1 maja 2012 r.

(To białe coś w lewym dolnym rogu to Uhu patafix, niezbędny składnik naszego "lightboardu")

Teraz jest już na papierze, więc najgorsze za mną (w tym najtrudniejsza, bo najmozolniejsza) rozkładówka.

Pewnie nim Greta skończy pierwszy rok (20 lipca), będzie wszystko jasne, jeśli chodzi o to kiedy, za ile, itd. mój pierwszy od 5 lat pełnometrażowy album.