We interrupt this broadcast to bring you a news-flash:
Po pierwszych nieśmiałych wzmiankach tu i ówdzie, Powidok doczekał się pierwszej notki recenzenckiej na blogu Karola Konwerskiego. Z tego co czytałem w innym miejscu na wspomnianym blogu, różnimy się w swoich upodobaniach recenzenckich - ja lubię długo i z niuansami, pan Konwerski dosadnie i na temat.
Zatem dosadnie i na temat o "Powidoku":
"I przeczytałem nowości Timofa, co prawda w pedefach a nie na papierze co z deka męczy ale przeczytałem.
Zostawiając powidok wibrującej czerni. Czyli najbardziej nieoczekiwany debiut roku. I jest dobrze. Jak na debiut. Ogólnie czytało mi się to przyjemnie. Daniel Chmielewski to młody człowiek czym wiele rzeczy sobie tłumacze, min. skoki od refleksji przez dowcip do lekkiej treściowej pretensjonalności i czasami dziecinady utkanej w klimat jakiejś tam artystycznej akcji. Ale! Brzmi to tak jakbym miał w rękach skrzywdzone komiksem dzieci B. Kurca, a to wręcz przeciwnie jest. Bo, i tu uwaga Daniel CH. człowiek młody, może nie wiedzieć, nie poczuć, nie dostrzec, wydawca powinien jako redaktor, selekcji lekkiej dokonać. Są w tym albumiku komiksy, które najzwyczajniej w świecie odstają jakością. Wydawca powinien wychwycić, wypieprzyć, kazać zrobić nowe, albo i nie, bo to co słabe osłabia ten debiut… Mimo tych kilku mielizn i cienia jakiejś takiej naiwności komiksy Chmielewskiego czyta się przyjemnie. Co jeszcze? Autor widać rysując myśli, co nie jest wcale takie powszechne. Konkluzja jest taka, że kupie sobie papierową wersje…"
Karol Konwerski
Po pierwszych nieśmiałych wzmiankach tu i ówdzie, Powidok doczekał się pierwszej notki recenzenckiej na blogu Karola Konwerskiego. Z tego co czytałem w innym miejscu na wspomnianym blogu, różnimy się w swoich upodobaniach recenzenckich - ja lubię długo i z niuansami, pan Konwerski dosadnie i na temat.
Zatem dosadnie i na temat o "Powidoku":
"I przeczytałem nowości Timofa, co prawda w pedefach a nie na papierze co z deka męczy ale przeczytałem.
Zostawiając powidok wibrującej czerni. Czyli najbardziej nieoczekiwany debiut roku. I jest dobrze. Jak na debiut. Ogólnie czytało mi się to przyjemnie. Daniel Chmielewski to młody człowiek czym wiele rzeczy sobie tłumacze, min. skoki od refleksji przez dowcip do lekkiej treściowej pretensjonalności i czasami dziecinady utkanej w klimat jakiejś tam artystycznej akcji. Ale! Brzmi to tak jakbym miał w rękach skrzywdzone komiksem dzieci B. Kurca, a to wręcz przeciwnie jest. Bo, i tu uwaga Daniel CH. człowiek młody, może nie wiedzieć, nie poczuć, nie dostrzec, wydawca powinien jako redaktor, selekcji lekkiej dokonać. Są w tym albumiku komiksy, które najzwyczajniej w świecie odstają jakością. Wydawca powinien wychwycić, wypieprzyć, kazać zrobić nowe, albo i nie, bo to co słabe osłabia ten debiut… Mimo tych kilku mielizn i cienia jakiejś takiej naiwności komiksy Chmielewskiego czyta się przyjemnie. Co jeszcze? Autor widać rysując myśli, co nie jest wcale takie powszechne. Konkluzja jest taka, że kupie sobie papierową wersje…"
Karol Konwerski
***
Cieszą mnie takie opinie, bo dają do myślenia - co poprawić w swoim podejściu i w warsztacie. Szkoda, że nie sprecyzowano gdzie te mielizny i naiwności i "artystyczne akcje". Ale zgadzam się, że jest tu sporo do poprawy. Prawdę mówiąc jeszcze kilka dni przed oddaniem do drukarni chciałem odwołać wszystko, zacząć od nowa. Ale pomijając fakt, że z praktycznego punktu widzenia byłoby to niemożliwe, to czasem trzeba powiedzieć - już nie ingeruję, nawet jeśli sie chce.
Komiksy piszę i rysuję od czwartej klasy podstawówki (choć pierwszy narysowałem i napisałem przy pomocy cioci już w wieku 5 czy 6 lat. Był o jelonku Bambi, który wykluwa się z jajka, bo jeszcze nie wiedziałem, że u ssaków to trochę inaczej sie odbywa.) Od 2001 wziąłem się za komiks biograficzno-światopoglądowy. Pierwsze próby, choć miały potencjał treściowy, zupełnie nie działały formalnie, napaćkane obrazki, za dużo gadania, właściwie same minusy.
Mam pół szafy zapchanej scenariuszami i szkicami, nad którymi pracowałem czasem po 5 lat i które porzucałem, bo nowsze projekty lepiej ujmowały dane kwestie. Większość łanszotów z "Powidoku" też powstawała całymi tygodniami lub miesiącami, nim wreszcie postanowiłem daną myśl przelać na papier. Zacząłem w 2003. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, a kiedy próbuje się zrobić komiks o pewnym światopoglądzie, gdzie takie elementy jak fabuła i forma są spychane na drugi plan, to kilka lat w najważniejszej dekadzie życia (wg Havla między 20 a 30 rokiem życia twórca konkretyzuje swój światopogląd), to całe wieki. Sama próba ujmowania czasem skomplikowanych myśli na jednej stronie też okazała sie karkołomna. Nie da się opisać problemu formy wg Gombrowicza na jednej stronie. Tym bardziej 80 stronicowego eseju pt. "Pogarda mas "Petera Sloterdijka. Mogłem jedynie zasygnalizować pewną myśl i zachęcić do dalszej lektury.
Tak samo jednostronicowy format wymuszał na mnie wielkie ustępstwa. Pomijając wspomniany fakt ewolucji światopoglądowej, to żeby opisać dlaczego neguję pojęcie "sztuki" potrzebny jest pięciostronicowy esej (który zamieszczam na tym blogu). Wolałem więc zostawić znane pojęcia i starać się innymi sposobami ukazać o co mi chodzi. Np. poprzez łanszoty zapreczajace sobie nawzajem. Jeśli się przyjrzycie niektórym komiksom, to w jednym pochwalam pewne zjawisko, w drugim je neguję. Dzięki temu mogę powiedzieć coś o relatiwizmie etycznym czy estetycznym bez wchodzenia w długie wywody.
Tych jest trochę w Epilogu, choć znów - czasem musiałem coś tylko zasugerować, albo spłycić. Wychodzę z założenia, że mniej wymagającemu czytelnikowi taki populizm wystarczy. Bardziej wymagający ma wystarczająco tropów pochowanych w tekście jak i w rysunkach, by mógł odnaleźć głębszą myśl.
W ramach przeprosin za wszelkie mielizny i spłycenia wpakowałem dość dużą dozę autoironii i mrugnięć okiem, poczynając od zupełnie grafomańskiego i patetycznego tytułu, którego i tak nikt nie będzie używał. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie na ten komiks mówił inaczej niż "Powidok", ale dopiero taki tytuł na okładce sugerowałby jakąś nietykalną powagę, a tej nie chcę, dziękuję bardzo.
Powtarzam raz jeszcze - nie wierzę w skończoność "dzieła". "Powidok" nie jest mój. Jest zbiorem cytatów i zlepkiem myśli (chociaż ostatecznie tworzy spójną całość światopoglądową). Nie odłożyłem cienkopisu po ostatniej stronie, myśląc - już niczego nie da się dodać.
Monie Lizie zawsze można domalować wąsy.
Do czego zachęcam. Do rozmowy o "Powidoku" też.
Komiksy piszę i rysuję od czwartej klasy podstawówki (choć pierwszy narysowałem i napisałem przy pomocy cioci już w wieku 5 czy 6 lat. Był o jelonku Bambi, który wykluwa się z jajka, bo jeszcze nie wiedziałem, że u ssaków to trochę inaczej sie odbywa.) Od 2001 wziąłem się za komiks biograficzno-światopoglądowy. Pierwsze próby, choć miały potencjał treściowy, zupełnie nie działały formalnie, napaćkane obrazki, za dużo gadania, właściwie same minusy.
Mam pół szafy zapchanej scenariuszami i szkicami, nad którymi pracowałem czasem po 5 lat i które porzucałem, bo nowsze projekty lepiej ujmowały dane kwestie. Większość łanszotów z "Powidoku" też powstawała całymi tygodniami lub miesiącami, nim wreszcie postanowiłem daną myśl przelać na papier. Zacząłem w 2003. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, a kiedy próbuje się zrobić komiks o pewnym światopoglądzie, gdzie takie elementy jak fabuła i forma są spychane na drugi plan, to kilka lat w najważniejszej dekadzie życia (wg Havla między 20 a 30 rokiem życia twórca konkretyzuje swój światopogląd), to całe wieki. Sama próba ujmowania czasem skomplikowanych myśli na jednej stronie też okazała sie karkołomna. Nie da się opisać problemu formy wg Gombrowicza na jednej stronie. Tym bardziej 80 stronicowego eseju pt. "Pogarda mas "Petera Sloterdijka. Mogłem jedynie zasygnalizować pewną myśl i zachęcić do dalszej lektury.
Tak samo jednostronicowy format wymuszał na mnie wielkie ustępstwa. Pomijając wspomniany fakt ewolucji światopoglądowej, to żeby opisać dlaczego neguję pojęcie "sztuki" potrzebny jest pięciostronicowy esej (który zamieszczam na tym blogu). Wolałem więc zostawić znane pojęcia i starać się innymi sposobami ukazać o co mi chodzi. Np. poprzez łanszoty zapreczajace sobie nawzajem. Jeśli się przyjrzycie niektórym komiksom, to w jednym pochwalam pewne zjawisko, w drugim je neguję. Dzięki temu mogę powiedzieć coś o relatiwizmie etycznym czy estetycznym bez wchodzenia w długie wywody.
Tych jest trochę w Epilogu, choć znów - czasem musiałem coś tylko zasugerować, albo spłycić. Wychodzę z założenia, że mniej wymagającemu czytelnikowi taki populizm wystarczy. Bardziej wymagający ma wystarczająco tropów pochowanych w tekście jak i w rysunkach, by mógł odnaleźć głębszą myśl.
W ramach przeprosin za wszelkie mielizny i spłycenia wpakowałem dość dużą dozę autoironii i mrugnięć okiem, poczynając od zupełnie grafomańskiego i patetycznego tytułu, którego i tak nikt nie będzie używał. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie na ten komiks mówił inaczej niż "Powidok", ale dopiero taki tytuł na okładce sugerowałby jakąś nietykalną powagę, a tej nie chcę, dziękuję bardzo.
Powtarzam raz jeszcze - nie wierzę w skończoność "dzieła". "Powidok" nie jest mój. Jest zbiorem cytatów i zlepkiem myśli (chociaż ostatecznie tworzy spójną całość światopoglądową). Nie odłożyłem cienkopisu po ostatniej stronie, myśląc - już niczego nie da się dodać.
Monie Lizie zawsze można domalować wąsy.
Do czego zachęcam. Do rozmowy o "Powidoku" też.
1 komentarz:
ot widzisz a ja to o czym mówisz że "specjalne" i grafomanskie uznalem za prawdziwe i szczere:)
a wiecej tłumaczeń u mnie w temacie:)
Prześlij komentarz