BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

piątek, 7 marca 2008

Człowiek - maszyna

Dzień dobry, Państwu.
Przesyt bodźców i myśli dał mi się ostatnio mocno we znaki i muszę odetchnąć i uporządkować kilka spraw. Żeby Pub pod Picadorem nie świecił pustkami, podzielę się kolejną pracą napisaną w ramach opracowania lektury filozoficznej na Akademii. Wydaje mi się, że warto się zapoznać z pewnymi myślami tu zawartymi, więc jak macie 20 minut na zbyciu, to zapraszam do lektury.
***
Mały wtręt tu zrobię - od wczoraj w Kawangardzie wiszą prace fotograficzne Alicji, Tomka Głowackiego, Krzysztofa Kasprzaka, Łukasza Dybalskiego i moje. Zapraszam na doznania smakowe i estetyczne.
***
Szkic o książce CZŁOWIEK - MASZYNA La Mettriego

Żyjący w latac
h 1709 - 1751 Julien Offray de La Mettrie był jednym z pierwszym nowożytnych materialistów. Lekarz ze szkoły Boerhave'a, zafascynowany Kartezjuszem, goszczący przez czas pewien na dworze Fryderyka II, z powodu śmiałych poglądów nie tolerowany przez sobie współczesnych i prawie wpędzony w zapomnienie z powodu przytłoczenia jego wkładu filozoficznego przez często zmyślone ekscesy obyczajowe.

Wystarczy się jednak przyjrzeć jego najważniejszemu dziełu - "Człowiek - maszyna", by zauważyć przełomowość jego systemu filozoficznego i graniczące z naukami buddyzmu moralne konsekwencje tegoż systemu.
Oświecenie było epoką zagorzałych walk dwóch obozów, idealistów i dopiero co wyłaniających się materialistów. Tak jak wcześniej idealizm był tym kierunkiem niesfornym, awangardowym, tak teraz materializm wkradł się na scenę i wkrótce zmienił oblicze świata, głównie politycznie (mowa o Rewolucji Francuskiej i późniejszemu zaadaptowaniu materializmu dla swoich potrzeb przez Lenina). Podczas lektury "Człowieka - maszyny" widać co krok twierdzenia, które podkopują fundamenty wszelkich idealistycznych systemów. Dopomógł w tym La Mettriemu fakt, że był lekarzem. Również gruntowna znajomość Montaigne'a niewątpliwie zaważyła na sposobie patrzenia na świat, tak z punktu etycznego, jak i naukowego (zestawianie, porównywanie, wyciąganie wniosków a posteriori).
Tak właśnie postuluje na początku swojego dzieła La Mettrie odkrywać duszę - a posteriori - poprzez narządy ciała. Doświadczenie i obserwacje winny być jedynymi naszymi przewodnikami w dążeniu do prawdy. Wyszydza też od razu myśl o tym, że wartość rozumu (czy duszy) tkwi w samej niematerialności tegoż. Jest to pierwszy z wielu pojawiających się na stronicach książki ataków niwelujących wszelką wyjątkowość człowieka, jako pana świata. Po tym, gdy człowiek w Renesansie wstąpił na piedestał, zostaje wreszcie zepchnięty z powrotem do świata poziomego, gdzie stoi na równi ze zwierzętami, a nawet, jak to w pewnym miejscu zauważy La Mettrie, może nawet i niżej: "Natura umieściła nas tedy poniżej zwierząt, a uczyniła tak po to, by lepiej uwypuklić cuda, których dokonuje wychowanie, ono bowiem jedynie podnosi nas, stawiając w końcu człowieka wyżej od zwierząt."
Dusza zależna jest od ciała - twierdzi francuski lekarz. Widać to chociażby wtedy, gdy człowiek śpi. Dusza śpi wraz z ciałem, nie posiada się wtedy woli. Albo choroba - wystarczy, że ciało jest osłabione, a od razu dusza gaśnie, trudniej cokolwiek zrobić, nawet mimo największych chęci, których wtedy często właśnie nie ma! "Czegoż było potrzeba," pyta retorycznie La Mettrie, "by nieustraszona odwaga Juliusza Kanusa, Seneki, czy Petroniusza zmieniła się w lękliwość albo wręcz tchórzostwo? Stwardnienia śledziony, wątroby lub zatkania żyły wrotnej."
Jak Fryderyk Nietzsche półtora wieku później w "Ecce Homo", La Mettrie wymienia trzy kluczowe elementy wpływające na dobry stan "duszy". Po pierwsze - pokarm. "Nakarmcie ciało, a wzmocni się dusza". Po drugie, pogoda. Opiera się w tym na przykładach, jak to osoby w pełni pogodne lub rozważne w jednej sytuacji, pod wpływem złego odżywiania lub innego klimatu mogą zamienić się w potwory. Podany zostaje jeszcze trzeci kluczowy element - wiek. Gombrowicz napisał w swoim Dzienniku - "Człowiek dorasta do trzydziestego roku życia, potem zaczyna się umieranie." Tak samo jest z duszą (którą wszędzie powinienem właściwie w cudzysłowie ujmować), im człowiek starszy, tym bardziej traci bystrość, tym słabiej działa wyobraźnia. Nawet po fizjonomii to widać - czy w człowieku tkwi geniusz, czy już ten geniusz wygasł. Po twarzy zresztą, jak twierdzi La Mettrie, powołując się na autora "Listów filozoficznych o fizjonomiach", widać czy ktoś jest łotrem, czy człowiekiem dobrym. Rozważania te możemy w postaci alegorycznej zaobserwować w "Portrecie Doriana Graya" Oscara Wilde'a.
W dążeniu do empirycznego wykazania podobieństwa między człowiekiem i zwierzęciem, La Mettrie przedstawia swój dowód anatomiczno porównawczy. Dowód ten składa się z trzech tez. Pierwsza - im dziksze zwierzę, tym mniejszy posiada mózg. Druga - wielkość mózgu proporcjonalna jest do pojętności zwierzęcia. Trzecia teza - im bardziej rozwija się umysł, tym słabszy staje się instynkt. Czynniki te powodują, że różnimy się od zwierząt, ale tylko w takim sensie, że mamy bardziej rozwinięte mózgi, i praktycznie zero instynktu samozachowawczego. Tylko ludzkie dziecko byłoby w stanie utopić się w rzece mleka - pół żartem, pół serio obrazuje to autor "Człowieka - maszyny". Czynniki te dzielą nas więc (ale tylko pozornie) od zwierząt, ale jednocześnie, w sytuacjach patologicznych, wykazują nasze zupełne do nich podobieństwo. "Drobiazg, maleńkie włókienko, coś, czego nie zdoła odkryć najsubtelniejsze nawet badanie anatomiczne, uczyniłoby z Erazma i Fontenelle'a dwóch głupców."
W swoim dowodzie psychogenetycznym, La Mettrie, powołując się na fizjonomiczną i anatomiczną zbieżność człowieka i małpy, proponuje śmiałe twierdzenie, że tak jak szwajcarski lekarz, Jan Konrad Amman, uczył głuchoniemych mówić, tak pewnie dałoby się w odpowiednich warunkach nauczyć mówić tak zwanego "dzikiego człowieka", jak to wtedy określali małpy przyrodnicy.
A propos Ammana, La Mettrie wygłasza swój pogląd na badaczy: "Badacz dokonujący cudów dzięki wysiłkom swego umysłu przewyższa moim zdaniem człowieka, który zawdzięcza swoje odkrycia przypadkowi. Ten, który znalazł sposób, by przyozdobić i udoskonalić najpiękniejszy z tworów przyrody, zasługuje na większe uznanie niż pracowity a bezużyteczny twórca czczych systematów lub sprawca jałowych odkryć", podsumowując, że takie odkrycia jak Ammana, wyrywają nas z jarzma zabobonnej wiary w nieprzezwyciężalność instynktu i wyroków natury.
Początek trzeciego rozdziału obejmuje rozważania na temat komunikacji i jak owa komunikacja międzyludzka mogła powstać. W tym przede wszystkim, upatruje La Mettrie naszą oddzielność od zwierząt. Praludzie, według niego, nie różnili się od małp, wydawali niewyartykułowane dźwięki, a cały świat odbierali dzięki poznaniu intuicyjnemu (jak to określił Leibniz), czyli że odbierali tylko kolory i barwy, ale nie rozróżniali ich, nie wartościowali. Moment przełomowy (choć o żadnych momentach tu przecież nie możemy mówić, bo wszelkie zmiany ewolucyjne dzieją się przez wielkie przestrzenie czasowe) nastąpił w chwili pojawienia się znaków, a co za tym idzie, poznania symbolicznego. Autor stawia hipotezę, że bardziej rozwinięte jednostki, odkrywając coś, co było dla nich inne, nowe, wydawały pewne dźwięki, pewne ruchy, zgodne ze swoimi możliwościami, ale które utożsamione zostały z tym konkretnym odkryciem. Te zestawienia, przedmiotu i znaku, podłapywały mniej pojętne jednostki, aż zaczęły wykształcać się coraz bardziej skomplikowane prajęzyki.
Czy hipoteza ta jest prawdziwa czy nie, La Mettrie nie jest w stanie orzec, nie posiadając wiedzy empirycznej na temat naszych przodków. Ale nie zważając na korzenie powstania poznania symbolicznego, można go określić jako mechanizm zestawiania i porównywania znaków. Dzięki temu można wnioskować, można wartościować. Dywagacje te zainspirowały Marshalla McLuhana w XX wieku do napisania "Mechanicznej panny młodej", w której jednak bada nie tyle człowieka jako maszynę, a maszynę jako człowieka, i jaką rolę technologia odgrywa w naszej komunikacji, albo właśnie poznaniu symbolicznym. Warto może w tym miejscu zaznaczyć, że autor "Człowieka - maszyny" zainspirował się, wybierając tytuł do swojego dzieła, automatami współczesnego mu mechanika, Jakuba de Vaucansona. Roboty te w zamierzeniu twórcy miały kiedyś w przyszłości zastąpić człowieka przy wykonywaniu różnych czynności. Widzimy więc, że to co tak dokładnie McLuhan badał w XX wieku, ma swój zalążek już dwieście lat wcześniej.
Gdy czytelnik już powoli zaczyna zapoznawać się z wykładnią poglądową francuskiego lekarza, La Mettrie ostatecznie zrywa z pojęciem duszy, jako czymś autonomicznym, twierdząc po pierwsze, że dusza i wyobraźnia są synonimiczne, a po drugie, że wyobraźnia jest nierozerwalnie powiązana z ciałem. Ale skupmy się najpierw na przedstawionych przez autora dwóch warunkach dobrej wyobraźni. Pierwszym jest ustrój wewnętrzny. Tak jak bardziej ceni La Mettrie naukowców dochodzących do odkryć nieprzypadkowo, tak z kolei radzi być dumnym z naturalnych swych przymiotów i talentów. To co wyuczone, jest już wpływem kultury, ale to, z czym przychodzimy na świat jest pierwotne i właśnie naturalne. Jednak zastrzega w drugim warunku, że nawet najlepsza wyobraźnia na mało się zda bez gruntownego wykształcenia, pozwalającego wyobraźni okiełznać się, uporządkować. Zwłaszcza, że często brak jej uwagi. Wtedy wyobraźnia "unoszona jest ustawicznie przez falowanie krwi i wir tchnień życiowych, znaczona śladem jednej fali, zmywanym zaraz przez falę następną."
Mówiąc o uporządkowaniu, La Mettrie dalej porządkuje pojęcia, łącząc tak jak uprzednio dusze z wyobraźnią, tak teraz wyobraźnię z inteligencją. "Człowieka o najwyższej wyobraźni należy uważać za najinteligentniejszego (...) ponieważ te słowa są synonimami". Nie hierarchizuje tu jednak, bo są różne dziedziny, w których wyobraźnia może się realizować.
Dużo uwagi autor poświęca zagadnieniu prawa naturalnego, czyli czegoś, czym obdarowała nas natura, a co można by uznać za niechęć do czynienia tego innym, czego sami byśmy nie chcieli od innych doświadczyć. Myśl ta jest parafrazą biblijnego "Czyń innym, co chcesz by inni czynili Tobie", ale w hobbesowskiej konwencji. Ale tam gdzie Kartezjusz przyznawał tylko człowiekowi prawo naturalne, tam La Mettrie doszukuję się też prawa naturalnego u zwierząt - powołując się chociażby na przykład psa, który wie, kiedy pan jest niezadowolony, a kiedy przyczynił się do zadowolenia swojego właściciela. Dość mętnie autor doszukuje się ogólnego prawa świadczącego o tym, że albo zwierzęta i ludzie mają poczucie prawa naturalnego, albo obydwie grupy tego poczucia nie mają i jest to twór fałszywy. Udowadniając jednak bezsprzeczność istnienia prawa naturalnego, dochodzi do wniosku, że i zwierzęta i ludzie wiedzą czym ono jest. A propos, autor uważa, albo każe czytelnikowi tak wierzyć, że Kartezjusz tylko dlatego rozdzielił w swoich rozważaniach człowieka i zwierze na dwie grupy, by „zmusić teologów do przełknięcia trucizny ukrytej w pewnej analogii – uderzającej dla każdego prócz nich.”
Może same wywody w tej części są dość mętne, ale prowadzi to do bardzo ważnej konkluzji. Mianowicie, La Mettrie uważa, że wszelkie patologie, zbrodnicze czyny itd. nie są wynikiem zła, a pewnych czynników, które powinno starać się leczyć. Uważa, że rolę katów powinni zastąpić lekarze, a zamiast straszyć piekłem i torturami, to powinno doprowadzać się takich osobników do poziomu równowagi. Głos sumienia, gdy już odzyskają normalną ludzką świadomość, będzie wystarczającą karą. Myśl ta jest o tyle wzniosła, że jest zalążkiem kierunki, w którym poszła dwudziestowieczna psychiatria.
Prawo naturalne, kończy rozważania na ten temat autor, nie powinno być utożsamiane z żadnym bóstwem, ani kultem. To czy Bóg istnieje jest niemożliwe do sprawdzenia, a i tak w kwestii prawa naturalnego nie ma jakiegokolwiek znaczenia.
Rozdział czwarty „Człowieka – maszyny” poświęcony jest mechanizmowi natury ludzkiej, jak to określił La Mettrie w tytule rozdziału. Autor szuka dowodów na to, że zorganizowana materia jest myśląca, mówiąc po laicku. Przedstawia teorię drgań włókien nerwowych, które wprawiają ciało w ruch, ale które same muszą być ciągle pobudzane. Daje to obraz człowieka jako perpetuum mobile. I chociaż według francuskiego lekarza we włóknach nerwowych wszelkie czynności duchowe mają początek, to sama siła życiowa znajduje się w całej substancji ciała. Pogląd ten przywołuje na myśl rozważania ze starożytnej Grecji. La Mettrie nie potrafi też dać odpowiedzi na to, jak możliwym jest, by była materia zorganizowana i niezorganizowana, ale tutaj nawet nie stara się obmyślać teorii i po prostu nie dotyka tej kwestii.
„Człowiek – maszyna” kończy się ogólnymi rozważaniami nad tym jak mało odróżnialne są embriony ludzkie od zwierzęcych (a może nawet jakiś związek pomiędzy zwierzętami roślinami istnieje – bo przecież na głowie naszej włosy, na drzewie liście i kwiaty). Ważniejsze są jednak postulaty etyczne. La Mettrie poleca zapomnieć o wszelkich rozważaniach dotyczących naszej genezy i naszego przeznaczenia i wyrzec się wszelkiej wiary w pierwiastki nadludzkie. Bo wszelka wiara powoduje zabobony i hierarchizowanie. Gdy z kolei świat będzie ateistyczny, gdy zauważymy jak nieważni jesteśmy i jak podobni, będziemy potrafili szczerze kochać swych bliźnich, a wszelkie patologie będziemy starać się leczyć, a nie zrzucać na karb złych mocy. „Wnioskujmy zatem śmiało” pisze La Mettrie, „że człowiek jest maszyną i że w całym wszechświecie istnieje tylko jedna substancja, występująca w rozmaitych postaciach.” Od czasu napisania tych słów minęły dwa wieki i wciąż jest zbyt wiele zabobonów i zbyt mało miłości dla bliźniego. Ale Julien Offray de La Materie pozostawił po sobie dziedzictwo, które wbrew różnym wcześniejszym wypadkom w historii, może kiedyś, wraz z kolejnymi myślami jego następców, zbliży nas do wymarzonego poziomu cywilizacyjnego.

Brak komentarzy: