BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

poniedziałek, 17 marca 2008

Paproszki Jacka Świdzińskiego

Jacek Świdziński jest Eddiem Izzardem polskiego komiksu! (Jak macie półtorej godziny, to obejrzyjcie sobie najlepszy szoł tego angielskiego komika).

Na tegorocznym WSK ukazały się dwa debiuty Jacka. Jeden, napisany i narysowany wspólnie z Michałem Rzecznikiem - Przygody Powstania Warszawskiego. Drugi, w pełni autorski -

Paproszki czyli małe piszczące ludziki.


Paproszki to 40-stronicowy, czarno-biały zeszyt składający się z kilku skeczów. Nie szortów, nowelek, czy jak to tam można jeszcze nazwać, tylko właśnie skeczów. Każdy skecz skupia się na absurdalnej scenie, zazwyczaj odwołującej się do znanych nam z codzienności sytuacji. Tak jak u komika scenicznego tylko niezbędne elementy potrzebne do opowiedzenia historyjki są naszkicowane, tak też jest i tu.

Prosty, ale i klarowny i jednocześnie idealnie dopełniający humor rysunek ujawnia nam tylko te rekwizyty, które służą historyjce. Jacek wypracowuje sobie już system znaków ułatwiających poruszanie się po jego świecie. Charakterystycznie wygięte ciała podczas scen rozpaczy lub paniki, kropelkowe łezki zdradzające smutek lub wstyd. Dużo jest wciąż naleciałości naiwnego kreskówkowego stylu, ale przy dalszej syntezie (vide Pragnienie Mahlera) wyłoni się osobisty, dojrzały styl.

Bardzo dobrze Jacek gra kompozycją i rytmem. Już na stronach tytułowej i wydawniczej atakuje nas gromadą głowonogów wygłaszających cytaty, popkulturowe parafrazy i dowcipy, niektóre subtelne, niektóre banalne (które w tym zestawieniem są wypowiadane z przymrużeniem oka i pasują do konwencji). By nie odstraszyć potencjalnego czytelnika rysowanymi w 5 sekund głowonogami, zaczyna autor Paproszki od serii skeczów dość konkretnych, z ludźmi w rolach głównych. Dopiero koło połowy, kiedy już wiemy, że umie rysować zgodnie z konwencją gatunku, atakuje nas znów okrągłymi bezrękimi ludzikami. Dlatego porównałem Jacka do Izzarda, bo tak samo jak Brytyjczyk, w ładnym stylu zamyka swój szoł, bez roszczenia sobie pretensji do tworzenia prawdziwej fabuły.

Jeśli nie ma fabuły, to czy komiks przynajmniej spełnia powierzoną sobie rolę, czyli bawi? Jak najbardziej. Mamy tu scenkę o studencie w pociągu i okrutnym kontrolerze, historyjkę o zakonniku, który musi opiekować się swoim nie do końca dysponowanym przełożonym i znaną z Southpark zabawę - "Kick the baby". A to tylko pierwsza połowa. Najsłabiej według mnie prezentuje się sam wtręt z głowonogami (po którym komiks znów wznosi się do postawionej wysoko poprzeczki). Humor tu jest mało subtelny, opiera się na mdłych rymowankach typu "...zgodnie z planem! - Jakim panem?" albo na hermetycznych grach słownych głowonogów dotyczących ich samych. Humor taki pasuje bardzo dobrze w komiksie dla dzieci, ale nie tutaj, gdzie są wątki mało dziecięce, a i humor czasem wymaga pewnej erudycji. Zestawienie obydwu rodzajów humoru działa na przestrzeni jednej strony (wydawniczej) - nie trzeba było dawać tego dziecięcego prawie 6 stron (prawie, bo jest oczywiście w tej części kilka momentów pasujących do reszty). Lepiej było te 6 stron z głowonogami wypełnić połączeniem niskiego i wysokiego humoru widocznym w stripie "po napisach".

Mimo czasem makabrycznego humoru (np w świetnej scence z Olgą, która lubi dość niebezpieczne zabawy z nożyczkami), ton komiksu jest lekki i przyjemny. Za nieuzasadnione uważam używanie ciężkich przekleństw, zwłaszcza na pierwszej stronie, bez których spokojnie mogłoby się obyć. Zwłaszcza, że warstwa dialogowa idealnie buduje humor i dobrze płynie - Paproszki mimo dużej ilości tekstu nie są przegadane, wzrok leci po kartce bez przeszkód, głównie dzięki temu, że dialogi bazują na krótkich szczeknięciach, komendach, hasłach, strzępkach myśli, śmiesznie okrojonych, ale zawsze klarownie przekazanych.

Dla kogo są Paproszki? Czytania mało (format zeszytowy, jak już wspomniałem); mimo inteligentnego humoru raczej olśnień życiowych nie dadzą, więc ludzie lubiący tylko te dwie cechy w komiksie mogą sobie odpuścić. Tak samo esteci lubiący tylko stronę plastyczną. Reszcie polecam. Zwłaszcza, że cena równoważna jest tylko pięciu czizburgerom, których i tak nie jecie, bo Makers jest be, więc można spokojnie przeznaczyć te 15 złotych na Paproszki.

A na koniec pochwalę jeszcze to, co się widzi na początku, czyli okładkę, inteligentną i również plastycznie bardzo udaną!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie mogę przejść tego kawałka o syntezie, znaczy z czym Autor ma ten naiwny kreskówkowy styl syntetyzować?

Daniel Chmielewski pisze...

Nie mówię, że styl jest naiwnie kreskówkowy, tylko, że są pełne naleciałości, które widać chyba najbardziej na planszy z przyszywaniem głowy. Sugeruję doskonalenie pewnych już wypracowanych znaków i pracowanie nad kolejnymi, aż autor stworzy swój własny, idiosynkratyczny "słownik".

kabel pisze...

szkoda że nie napisałeś o dość kunsztownym układzie komiksu, szkatułkowej formie, co jak na zbiór luźnych historyjek jest dość niezwykłe.

No i przede wszystkim szkoda że nie połączyłeś recenzji Paproszków z 'Przygodami PW'. Dopiero razem widać inteligencję, erudycje, bezczelność i obrazoburczość Głowonuka maskowane dla niepoznaki dziecinnością.

No i te wszystkie smaczki, odniesienia, aluzje .... cudo. Dla mnie najzabawniejszy polski komiks od czasów 'Rapiera Miłości' Wilqa.
I najlepszy debiut od czasów pojawienia się Braci M.

Daniel Chmielewski pisze...

Co do budowy szkatułkowej, to ukryłem mowę o tym w zdaniu "Dlatego porównałem Jacka do Izzarda, bo tak samo jak Brytyjczyk, w ładnym stylu zamyka swój szoł, bez roszczenia sobie pretensji do tworzenia prawdziwej fabuły." Zabieg, jakiego dokonał Jacek jest inteligentny i czyni komiks konkretną całością, ale nie jest niezbędny; to nie jest film Inarritu czy "Początek" Szczypiorskiego. Nie zmienia to faktu, że Jacek ma pomysł nie tylko na szorty, ale umie myśleć całościowo o kompozycji i narracji, a to nie jest wcale tak często spotykane.

"PPW" nie czytałem, ale Paproszki zachęciły do dalszej lektury. Gdy przeczytam, zrecenzuję, i PPW samo w sobie, i w kontekście "Paproszków".