BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

czwartek, 20 marca 2008

Tadeusz Różewicz - Przygotowanie do wieczoru autorskiego

Dwie sprawy.

Pierwsza. Nowa recenzja "Powidoku", autorstwa Bartka "Godaia" Biedrzyckiego. Dziękuję bardzo w imieniu swoim i Pani Oposowej!
Podziękuję też w tym miejscu Wojtkowi Stefańcowi za recenzję, jaką sie ostatnio ze mną podzielił w prywatnej rozmowie. Nie będę tu jej przytaczał, ale życzę wszystkim komiksiarzom takich szczerych opinii od swoich bliskich!
***
Druga sprawa. Skończyłem przed chwilą "Przygotowanie do wieczoru autorskiego" Różewicza (z serii "Utwory zebrane", mocno zmienione od wcześniejszych wydań). Jest to zbiór esejów, notatek, szkiców, (auto)wywiadów, fragmentów z dzienników osobistych. Komu mogę polecić? Właściwie małej grupce twórców, bo poeta głównie mówi o procesie twórczym, o relacjach z innymi twórcami (pierwsza część głównie o Staffie), o tym, o czym warto pisać, i czy w ogóle warto pisać.

Zresztą co ja mogę powiedzieć w kilku zdaniach? Przytaczam obszerny cytat z rozdziału "Kartki wyrwane z dziennika". Pozornie jest o jednym z moich ulubionych malarzy, Tadeuszu Brzozowskim, ale dotyka kwestii o wiele bardziej uniwersalnych. Sami zdecydujecie, czy warto sięgnąć.
W okolicach sacrum
"Prawie strefa sacrum"... czyli "chodzę po świecie i zbieram śmiecie"... przeczytałem rozmowę z Tadeuszem Brzozowskim ("Radar", 17 stycznia 1985). Na pytanie dziennikarki: "Czy kolor, formę, symbole zestawiasz świadomie?", Tadeusz odpowiada: „Nigdy nie doprowadzam do całkowitego stopnia świadomości, bo się tego boję. Utraciłbym wówczas element tajemnicy, który jest dla mnie nierozłączny z kondycją ludzką”…
Nie pogniewasz się, że po starej znajomości wtrącę do waszej ciekawej rozmowy „swoje trzy grosze?” Czy jednak człowiek nie powinien ciągle próbować ten „element tajemnicy” uchwycić, wyjaśnić, zrozumieć? … Gdyby Kopernik wpatrywał się w niebo i doznawał tylko uczuć religijnych, nie mielibyśmy dzieła O obrotach sfer niebieskich… A nasz współczesny Linus Pauling, jeden z najwybitniejszych uczonych XX wieku, w rozmowie z Osiatyńskim powiedział: „Odnoszę wrażenie, że dokonaliśmy olbrzymiego postępu w kierunku coraz głębszego zrozumienia świata…
- Na czym polega ten postęp?
- Chyba na tym, że świat przestaje być tak tajemniczy jak dawniej… Ogólnie rzecz biorąc, nie widzę potrzeby mistycyzmu w świecie; nie widzę też konieczności istnienia tajemnic. Świat po prostu można zrozumieć… Oczywiście sztuka to nie nauka. Jednak dążenie do zrozumienia tajemnicy jest najwspanialszym objawieniem ludzkiego rozumu”.
„Tajemnica jest ważna i dla odbiorcy, i dla Twórcy?” Dziennikarka nie tylko pyta, ale równocześnie jakby „podpowiada”. Chciałoby się – bez złośliwości – zapytać, czy „tajemnica” dziennikarki jest taka sama jak malarza, a tajemnica malarza taka jak rzeźnika… Brzozowski, jak przystało na utalentowanego malarza, jest „naiwny” (choć bywają wyjątki od tej reguły: Witkacy, Strzemiński, Nowosielski, Tchórzewski)…
„- Ja poddaję się temu, co jest – czy to w piętach, czy to w brzuchu, nie wiem… temu, co powoduje, że mam malować tak, a nie inaczej. Po prostu – słucham…”
Ale kogo słuchasz? Mówisz jak czarnoksiężnik, jak „nawiedzony”, jak mistyk… słuchasz zapewne „głosów”?!, ale nie mówisz najważniejszego, że słuchasz siebie. Nasłuchujesz, co do ciebie mówią głosy: Tadzia, gdy miał pięć lat, i Tadzia, który poznał litery, i Tadka, który chodził do gimnazjum, Tadeusza, który przeżył okupację, i tego, który poznał realizm socjalistyczny, i jeszcze kilku innych Tadków i Tadziów… którzy czytali książki, oglądali obrazy, słuchali muzyki, oglądali katedry, chmury, oceany, drzewa… przecież nie pietą ani pięścią poznawałeś genialnych malarzy… tylko okiem, mózgiem… o czym zresztą wiesz doskonale, „posiadam oczywiście świadomość artystyczną, dużo oglądałem, słucham wielu mądrych ludzi, czytałem książki… Ale najcenniejsze, co mogę ofiarować – to jest to, co, wydaje mi się, tkwi we mnie najgłębiej. Jest to prawie strefa sacrum albo działa jak strefa sacrum”…
Ale czy zadałeś sobie pytanie, co w tobie tkwi najgłębiej, może to „coś” nie ma nic wspólnego z „sacrum”? Pewnie, przyjemnie sądzić, że najgłębiej tkwi w nas „coś” niezwykłego… może „absolut”… jakieś absolutne dobro… ale czemu nie absolutne zło? Można tak gawędzić nieskończenie… Mnie zastanawiają konkrety… ktoś mądry powiedział: „Wygaśnięcie absolutu niszczy też sferę jego przejawiania się”… zastanawiam się często, czemu malarstwo „sakralne” jest tak tandetne, powierzchowne… czemu w Kościele znalazło schronienie malarstwo państwa Kosów z USA (tak kiepskie, że chce się płakać i śmiać równocześnie) (?)… czemu architekci obdarzają nas monstrualnymi świątyniami, czemu poeci „religijni” piszą nędzne wierszyki i piosenki?! „Wygaśnięcie absolutu niszczy też sferę jego przejawiania się”… oto „tajemnica” marnej sztuki sakralnej, która przypomina czasem karykatury uczynione ręką demona, a nie dzieła ludzi wierzących… „Absolut” zaczyna się przejawiać w „karykaturach” … „Mam bardzo ostrą świadomość tego, że żyjemy w świecie tajemnym, ileż jest tych spraw tajemnych, których nigdy nie odczytamy”… mówisz dalej, Tadeuszu – ale musisz przyznać, że liczba spraw „tajemnych” zmniejszyła się za życia naszego pokolenia (i zmniejsza się ciągle)… i nie trzeba się tym martwić, to jest powód do dumy… W pewnym miejscu dziennikarka wykazuje trochę przenikliwości (co nie jest w tym zawodzie zbyt częstym zjawiskiem):
„- Kochasz człowieka, ale czy nie jesteś sadystą? Ludzie w twoich obrazach to – strzępy tkanek, kikuty, okaleczasz ich do granic możliwości”…
„- Ale ja kocham człowieka, jakim on jest” – tutaj odpowiadasz jak dziennikarz albo jakiś „literat”, czy też "działacz”, który chce zyskać popularność wśród wyborców… mówisz tak, jakbyś nie myślał o tym, co mówisz… przecież tutaj jesteś bardziej cudowny od świętych, bardziej ludzki niż „stary doktor” Korczak, bardziej papieski niż papież… bo oni wszyscy całe życie poświęcili na to, aby człowieka zmienić… wiesz, jak to jest z człowiekiem!... i oczywiście nie kochasz „człowieka, jakim on jest”… nie kochasz… poza tym nie ma to nic wspólnego z twoim malarstwem (z świetnością twojego malarstwa)… na szczęście nie malujesz obrazów ani swoją „filozofią”, ani swoją „moralnością”… gdybyś malował taką „filozofią głębi”, jaką tu prezentujesz, twoje obrazy nie różniłyby się od obrazów państwa Kosów (proszę mi darować! Może państwo jesteście bardzo sympatyczną rodziną… ale to nie decyduje o wartości waszego dzieła). Twoje obrazy, twoja forma, technika, sposób, poziom twojej sztuki – to twoja „miłość do człowieka”…. A nie banalna gadanina…
[…]
Czemu Ty poszukujesz „tajemnicy” we własnym brzuchu, w pięcie, w tajemniczych głosach; Strefa Sacrum… sacrum… to właśnie twój obraz… nie wędruj po zaświatach… ale popatrz na obrazy, które namalowałeś… przyjrzyj im się… są wśród nich niezwykłe obrazy… przejawiła się w nich jakaś resztka wygasającego absolutu. Te „strzępy tkanek, kikuty… ludzie okaleczeni do granic możliwości” (jak powiada dziennikarka) to nic innego jak obraz rozkładającego się absolutu, to nie „ludzie okaleczeni”, to okaleczony „absolut” (okaleczony w Tobie, w twojej wyobraźni i myśli). Człowiek, co został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, został zamordowany i tego nie mogli ukryć prawdziwi artyści. Reszta jest milczeniem.

Brak komentarzy: