BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

wtorek, 20 maja 2008

Dialog z McLuhanem i dwiema generacjami żyjącymi na styku wody i piasku

Właśnie przed chwilą wziąłem do ręki, polecony mi przez K., "Zestaw do śmierci" Susan Sontag. Mama spojrzała litościwie i powiedziała - Może byś poczytał albo obejrzał coś pozytywnego wreszcie, jakąś bajkę może?
- No właśnie dzisiaj będę oglądał bajkę - odpowiadam, oburzony - Pamiętnik Żywych Trupów.

***

Niektórych ludzi podnieca ciało przynajmniej częściowo zasłonięte, skrywające tajemnicę. Czy preferujący ciało nagie, którzy muszę zedrzeć każdą część bielizny, nim mogą odczuć pełny zachwyt, posiadają mniejszą wyobraźnię? Są mniej wyrobieni estetycznie? Potrzebują kawę na ławę?

A może jest inaczej? Może ubrania są dla nich zbędnym szumem, bo już samo ciało kryje nieskończoną ilość tajemnic?

Ruch łopatek widziany z bliska jest przesuwaniem się kontynentów, podniesienie ręki pociąga za sobą niezliczone konsekwencje - napręża skórę, podciąga pierś, odsłania pachę...

Drugi rodzaj człowieka jest bardziej wnikliwy, jest empirykiem i pragmatykiem, a nie romantycznym marzycielem.

W tym przybliżaniu się do ciała ludzkiego można zaobserwować stopniowanie. Jest więc i trzeci typ człowieka - najbardziej wnikliwy.

Jemu nie wystarcza powierzchnia ciała - on musi wedrzeć się wzrokiem do wnętrza.

***

Napisałem esej. Nie wiem nawet na jaki przedmiot, bo nie chodziłem na wykłady. Trzeba było coś o teorii mediów na bazie jakiejś listy tekstów wymyślić. Przeczytałem więc prawie cały "Wybór tekstów" McLuhana, i nie wiedząc jak można by streścić chociażby jedną z jego kluczowych koncepcji na pięciu stronach, napisałem o czymś zupełnie innym, a mianowicie o tym, co generacja znająca świat przed internetem może zrobić, by się w nim odnaleźć, i by nie stracić więzi z najmłodszymi.

Bądź co bądź, w tekście odnoszę się do McLuhana kilkakrotnie. Wszelkie niejasności niewtajemniczeni mogą sobie rozjaśnić w Wikipedii lub w bardzo ciekawym wpisie blogowym Jasona Lutes'a. Goście Pubu pod Picadorem będą mogli odnaleźć w tej pracy fragmenty wcześniejszych wpisów, lub elementy nawiązujące do nich (ustęp o przystankach autobusowych, a akcja Alicji z Broku). Ci, którzy byli na spotkaniu ze mną na tegorocznym WSK pewnie odczują deja vu, czytając o nielinearnym podejściu w Szanownym. Ale fragmenty te zostały poddane recyclingowi (o tym mówiłem na spotkaniu autorskim w Kawangardzie) i wprawione w nowy kontekst.

Z samego tytułu jestem bardzo zadowolony, właściwie wystarczy tylko on. Zauważyłem już po oddaniu pracy, że Ulysses zaczyna się od spaceru po plaży, podczas którego pisarz, Stephan Dedalus, tworzy w natchnieniu szkic powieści, po czym dłubie sobie w nosie i wyciera babola o skałę. Spacerem po plaży zaczyna się też From Hell Moore'a. A sam piasek i woda i ich konsystencja są w tym kontekście bardzo ciekawą metaforą, do której pewnie nie raz wrócę.

A zatem, zapraszam na...

Spacer po plaży
czyli
dialog z McLuhanem i dwiema generacjami
żyjącemu na styku wody i piasku

Początek dwudziestego pierwszego wieku jest ciekawym czasem. Chińskie przekleństwo brzmi: Obyś żył w ciekawych czasach. Chcąc nie chcąc, musimy zaakceptować to, że jesteśmy tu i teraz. Co jest takiego interesującego akurat w tym punkcie historii? Marshall McLuhan przez całą drugą połowę swojego życia tłumaczył jak media elektryczne retrybalizują zachodnią cywilizację, jak po kilkuwiekowym panowaniu druku i zmysłu wzroku, wracamy do struktur plemiennych i trybu oralno-słuchowego. Udowadniał, bazując na wprowadzaniu nowych mediów do afrykańskich plemion, że wystarczy jedna zmiana generacyjna, by zmienił się sposób odbioru świata i przez to przeorganizowała cała struktura społeczna. Za jego życia pojawiło się kino dźwiękowe, radio, telewizja i powoli zaczęły wkraczać komputery.
Moja generacja, ludzi urodzonych w latach 80. jest ostatnią, która pamięta świat bez internetu. Jako dziecko, chcąc dowiedzieć się czegoś, musiałem zdejmować opasły tom encyklopedii z półki i wertować kartki. Była to za każdym razem fantastyczna przygoda, bo zanim dotarło się do szukanego hasła, zatrzymywało się przy kilkunastu innych i w ten sposób poszerzało wiedzę ogólną. Dzisiaj, jeśli siedzę przy biurku, to odnalezienie informacji o jakimś haśle trwa tyle, ile załadowanie strony i wpisanie danego hasła do wyszukiwarki. I tak trafiam na ciągle uaktualniane artykuły Wikipedii. Odwrotnie, niż w przypadku książki, nie trafiam na inne artykuły wcześniej, wertując, lecz w trakcie czytania artykułu oryginalnie poszukiwanego, gdyż w samym tekście są odnośniki do innych haseł. Czytanie każdego artykułu kończy się dziesięcioma otwartymi oknami, które pożerają godzinę z życia.
Z drugiej strony, płynność tych informacji powoduje luźniejszy do nich stosunek. Tekst w książce był ostateczny. Z demokratycznie uzupełnianą Wikipedią jest zupełnie inaczej. Amerykański komik, Stephen Colbert, korzystając ze swojej dużej popularności, zaproponował swoim widzom, by zmienili świat na lepsze. Zauważył, że w Wikipedii grożą wyginięciem wszystkich słoni w niedalekiej przyszłości. A gdyby tak wystarczająco dużo ludzi podało, że jednak słonie się rozmnażają i mają się dobrze? Oczywiście administratorzy Wikipedii dość szybko zablokowali możliwość zmieniania artykułu i przywrócili dane do stanu z przed ingerencji fanów amerykańskiego komika. Mimo to, przez kilka chwil populacja słoni na świecie zaczęła, przynajmniej w świadomości wszystkich, którzy natrafili na zmieniony artykuł, nie podejrzewając pułapki, rosnąć. Colbertowi nie wystarczyła tymczasowa ingerencja w rzeczywistość. Dowiedziawszy się o nowym moście, który ma zostać wybudowany w Budapeszcie, i konkursie, w którym internauci mogą wybrać nazwę mostu z podanej listy, lub z poza, poprosił swoich fanów, o skorzystanie z możliwości drugiej. I tak, największy bohater narodowy Węgier uplasował się na drugim miejscu w rankingu, a Amerykanin zwyciężył plebiscyt (oczywiście prawne uwarunkowania nie pozwoliły nadać obiektowi jego imienia). Czy McLuhan domyślał się, że tak silnie będzie można modulować rzeczywistość w globalnej wiosce?
Żyjemy w ciekawych czasach, bo dopiero teraz następuje prawdziwa zmiana cywilizacyjna, której potrzebny jest skok między jedną generacją, a drugą. Co dla mojego pokolenia i starszych jest rozszalałym huraganem technologicznym, gdzie człowiek stara się uratować swoją tożsamość, gdzie w ogóle jeszcze pojmuje tożsamość jako coś jednolitego, dla młodzieży jest placem zabaw, w którym czują się, jak ryba w wodzie. Tożsamość? Na każdym forum można mieć inną. W grze internetowej można mieć inną. Jeśli się ma dość wszystkiego, można popełnić wirtualne samobójstwo, kasując wszystkich z Grona i samemu usuwając swoje konto, by po jakimś czasie się ponownie narodzić i znów kilkoma kliknięciami nawiązać więzi.
Napisałem powyżej, że młodzież czuje się jak ryba w wodzie. Może dlatego, że jej nie dostrzegają. W książce "Kultura jest naszym biznesem" z 1970 roku, McLuhan pisze
Ryby nie wiedzą, że woda istnieje, póki nie zostaną wyrzucone na brzeg.
Zresztą jest to echo z platońskiego "Fedona" –
(...) zupełnie jakby ktoś na środku dna morskiego siedział, a sądziłby, że na powierzchni morza mieszka i poprzez wodę by słońce i inne gwiazdy oglądał, a myślałby, że morze to już niebo...
Dlatego też, generacje starsze powinny bacznie obserwować. Zawsze, gdy umiera np. dziadek, który przeżył wojnę lub inne ważne wydarzenia historyczne, młodsi członkowie rodziny zauważają, że nie spędzili wystarczająco czasu obcując z nim, nie zadali wystarczająco pytań. A teraz nie ma już szans. Tutaj jest podobna sytuacja, tylko my, jako obserwator, nie patrzymy wstecz. My jako obserwator jesteśmy wstecz - widzimy wodę, w której pływają ryby, sami stojąc w niej tylko po kolana. Zamiast narzekać, powinniśmy wykorzystać tę szansę, bo gdy nas zabraknie, nikt nie będzie już mógł opisać świata z perspektywy plaży.
A jak opisywać ten świat? Poprzez przełamywanie linearności, jaka została nam narzucona przez druk. Możemy to nawet robić, korzystając z druku, ale pisząc mozaikowo. McLuhan sam tak pisał i propagował taki styl pisania. Zresztą nie on pierwszy. Wystarczy poobcować z Ulysessem Joyce'a, lub wszelkimi innymi pracami korzystającymi ze strumienia świadomości. Ta praca również czerpie z mcluhanowskiego pomysłu. Sprawy stylu, literackich wartości w znaczeniu XIX-wiecznym już dawno przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Stare kategorie estetyczne są z natury swej podpasowane wizualnej linearności.
W wydanym w tym roku przez timofa i cichych wspólników komiksie „Szanowny”, trudno mówić o jakiejkolwiek akcji. Mężczyzna wchodzi do tajemniczego lokalu. Przy barze stoi jego sobowtór, przy stole siedzą czterej kolejni. Idzie do toalety, tam spotyka kolejnego sobowtóra, który go wprowadza w krainę łączącą cechy Nieba, Czyśćca i Piekła. W pewnym momencie mężczyzna znów znajduje się przy barze.
Z powyższego streszczenia nic tak naprawdę nie wynika. Pewien krytyk literacki w TVP Kultura narzekał na brak sensu w mającym około dwadzieścia stron zeszycie. Znamienna jest ta mała ilość stron, bo pozwala szybko, wertując w lewo i prawo, objąć całość. Medium komiksowe, dzięki rysunkom, pozwala na łatwe odnalezienie interesującego nas fragmentu dzięki obrazowi, który w tej sytuacji działa jako indeks. Blok tekstu w książce nie daje takiej możliwości. „Szanowny” zbudowany jest na osi konceptualnej analizującej korelację świadomości i podświadomości, na tym jak wypieramy odpowiedzialność w psychice do innych sfer, z super ego, do ego, do id (stąd motyw sobowtóra).
Po medium komiksowe również sięgnąłem ja, pisząc i rysując esej o komunikacji międzyludzkiej – „Zostawiając powidok wibrującej czerni”. 88-stronicowy komiks podzielony jest na dwie równe połowy. Pierwsza to niepowiązane ze sobą, jednostronicowe epizody traktujące o wszelkich obliczach komunikacji międzyludzkiej. Druga to na wzór Kundery parafikcyjny esej osadzający pewne abstrakcyjne koncepcje, typu wiara i wola lub władza jako narzędzie do wyrażania siebie, w konkretne realia, pozwalające odbiorcy odnaleźć paralele w swoim życiu. Znów, nie ma tu linearności, pierwsza połowa może być czytana w jakiejkolwiek kolejności, a druga rządzi się prawami rozmowy, czyli przekazu oralno-słuchowego.
Popularność zespołu Lao Che też nie jest bez związku z ich tekstami, pełnymi parafraz i paralel. Słynny już album „Powstanie warszawskie” odniósł sukces, bo młodzi muzycy z Płocka, by oddać buntowniczego ducha tamtych czasów, sięgnęli po motywy muzyczne z kontestacyjnych zespołów lat 70. i 80. Jednocześnie, patos przeciwstawili codzienności. Żołnierze w ich piosenkach nie mają siły walczyć, bo są głodni, albo zastanawiają się, czy będzie czas się ogolić.
To chwytanie się wszelkich informacji, tak u McLuhana, jak i w innych przytoczonych przykładach, przypomina zapisane powierzchnie w przestrzeni publicznej – mury, przystanki autobusowe. Ogromną szkodą jest, gdy zostają zamalowane, odrestaurowane, gdyż tracimy ogromne pole do badań. Pośród wszelkich wierszyków miłosnych i grafomańskich aforyzmów, kryją się niesamowite pokłady informacji o społeczeństwie. Charakterystyczna jest ich skrótowość, skondensowanie. Filmy na YouTubie też mają do dziesięciu minut długości. Ogólnie narzucone jest to wymogami technicznymi. Z drugiej strony, pozwala nam szybko przebierać w bodźcach.
Najistotniejsze w badaniu tych wszystkich zjawisk musi być wyłączenie własnych poglądów. W wywiadzie dla Playboya z 1969, McLuhan, zapytany o jego subiektywną postawę dotyczącą dziejących się zmian, objawia się nam jako czystej krwi konserwatysta, bolejący nad stanem kultury i samemu uciekający w jeszcze pulsującą niszę malejącej galaktyki Gutenberga. Oczywiście, gdyby nie wyłączał tych poglądów podczas badań, nie umiał by tak zsyntetyzować wcześniejszych odkryć i swoich obserwacji, by stworzyć koncepcji ciepłych i zimnych mediów lub rozpropagować przedłużeń ciała ludzkiego.
Gdyż to właśnie hasło The medium is the message, mozaikowy styl pisania i poniższy cytat Edwarda T. Halla, zamieszczony w przedmowie “Galaktyki Gutenberga” są, według mnie, największymi zasługami McLuhana.
W dzisiejszych czasach człowiek wymyślił rozszerzenia właściwie dla wszystkiego, do czego wcześniej służyło mu jedynie własne ciało. Ewolucja broni rozpoczyna się od zębów i pięści, a kończy na bombie atomowej. Odzież i domy są rozszerzeniami biologicznych mechanizmów kontroli temperatury. Zamiast kucać i siedzieć na ziemi, ludzie używają mebli. Przykładami rozszerzeń materialnych są urządzenia elektryczne, okulary, telewizja, telefony i książki, które przenoszą głos w czasie i przestrzeni. Pieniądze są sposobem rozszerzania i magazynowania siły roboczej. Nasze sieci transportu wykonują teraz to, co kiedyś robiliśmy za pomocą nóg i pleców. Właściwie wszystkie rzeczy materialne wytworzone przez człowieka mogą być traktowane jako rozszerzenia tego, co człowiek kiedyś wykonywał ciałem lub jakąś wyspecjalizowaną jego częścią.
Istotna jest też koncepcja sond, wysyłanych w pracach Kanadyjczyka. Praktycznie cała współczesna twórczość krytyczna (chociażby nasi rodzimi Artur Żmijewski, czy Krzysztof Wodiczko) sonduje, syntetyzuje, i dalej sonduje.
Jeszcze raz podkreślam, jak istotne jest wyzbycie się wszelkich apriorycznych tez w samych badaniach. Sam McLuhan nie zawsze to potrafił, jak widać chociażby w tekście „Czy to naturalne, że jedno medium może sobie przywłaszczyć i wykorzystać inne?” z książki "Hot and Cool", wydanej w 1967. Tworzy tam autor coś, co uznaje za koncept, który można by wprowadzić do szkół średnich. Sam ten tekst objawia wszystkie mocne i słabe strony metody badawczej McLuhana. Niektóre sokratejskie pytania mają ewidentnie naprowadzić czytelnika na tezy autora, ewentualnie tak, by czytelnik sam się na tyle zaangażował w myślenie nad nimi, by w końcu uznał odpowiedź za swoją. Pytania typu
Które medium jest najbardziej skuteczne w angażowaniu odbiorcy? (...) Czy telewidz jest najbardziej prowokowany do uczestnictwa w wydarzeniach?
są tendencyjnym, intelektualnym szantażem. Z drugiej strony wyzwalają zaangażowanie emocjonalne, które drogą sprzeciwu mogą wywołać zupełnie nowe pomysły. Trzeba jednak mieć na tyle zaparcia, by jednocześnie chcieć zagrać w zaproponowaną grę, ale narzucić nowe reguły.
Inną słabością takiego rzucania się z motyką na słońce wynika ze zbyt powierzchownego dotykania lub badania innych kwestii. I tak inne pytanie z proponowanego konspektu brzmi
Czy historyjka obrazkowa jest zapożyczona ze świata kreskówek?

Każdy chociażby pobieżnie znający historię komiksu i animacji zmuszony jest odwrócić to pytanie na
Czy kreskówka jest zapożyczona ze świata historyjek obrazkowych?
I tu wracamy do wstępu o demokratycznym charakterze Wikipedii. Tu chodzi o informacje i ich wyłapywanie, a nie o jednostki potrafiące powiedzieć od A do Z coś w pełni własnego i bezbłędnego. W tym eseju zaczerpnąłem trochę z McLuhana, kilka informacji o amerykańskim komiku, polskich komiksach i graffiti. Z tego eseju ktoś może weźmie jedno zdanie. Może tak jak ja odkryłem koncepcję Halla o przedłużeniach dzięki McLuhanowi, ktoś odkryje to przeze mnie. Indywidualność przestaje mieć znaczenie. Tożsamość staje się tylko narzędziem i ogranicza się do założenia konkretnych ubrań lub wpisania danych przy logowaniu się na forum. Z drugiej strony, przeszkadzają temu ostatnie naleciałości z czasów przedelektrycznych. Linearność i spójność wciąż tkwią nawet w młodzieży, która wychowywana jest w tym duchu przez rodziców. Rodzice nie mają kontroli nad technologicznymi aspektami życia dziecka, ale wpajają określone postawy etyczne. I tak wciąż ważna jest dla ludzi ta jedyna prawda.
Jeśli spojrzymy na profile w Gronie, lub spytamy ich osobiście, to wiele młodych ludzi powie, że nienawidzą kłamstwa, dwulicowości. Chociaż ci sami ludzie, tworząc postać w grze internetowej upiększają się lub prowadząc dyskusję na forum, pozwalają sobie na większą dozę agresji, niż gdyby nie siedzieli zamknięci w czterech ścianach. Ale znów, Ryby nie wiedzą, że woda istnieje, póki nie zostaną wyrzucone na brzeg. Musimy my, starsze generacje, zdać sobie z tych rzeczy sprawę, i jednocześnie umieć odpowiednio zakomunikować je młodzieży. Obie strony mogą się dzięki temu wiele nauczyć.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawe. Ja znałam McLuhana głównie z opracowań kompleksowych. Ale teraz zamierzam do niego sięgnąć:)Czy to już koniec aktywności bloga?

Daniel Chmielewski pisze...

Żadnego końca aktywności w najbliższej przyszłości nie przewiduję, ewentualnie przerwy sesyjne i wakacyjne.

A jakie ciekawe opracowania czytałaś? Co polecasz?

Anonimowy pisze...

A jednak, żyje.
Co czytałam, hmm, w Nowej Krytyce kilkakrotnie autorzy odnosili się do jego poglądów, również Kapuściński wiele razy z nim polemizował. Marek Kochan w erystyce też go chyba cytował:)niczego kompleksowego na temat mediów samych w sobie nie czytałam. Chciałam kupić go w internetowym empiku, ale nie ma. Życie zmusi mnie więc do konfrontacji z człowiekiem w czerwonym podkoszulku i plakietą "w czym mogę pomóc"(szkoda, że nikt nie da mi szansy dopisania odpowiedzi:/)A co polecam- w ogóle to polecam prof. Kochana, i jego ostatnie "Życie codzienne w matriksie. Filozofia społeczna w ponowoczesności", i Avanti, i oczywiście Glamour;)