Mam takie jedno hobby od lat młodzieńczych.
Wkradanie się na place budowy, eksplorowanie budynków i wchodzenie na dach, skąd rozciągają się piękne nocne panoramy Warszawy.
Byłem wczoraj na parapetówce dwóch koleżanek z Akademii. Impreza miała miejsce na Gocławiu, tuż obok budowy jakiegoś mieszkalnego molocha. Okazja była zbyt dobra do przepuszczenia. Po kilku toastach za gospodynie, ideały, kobiety, mężczyzn, etc., zaproponowałem grupce znajomych, byśmy wyszli z oparów lepszych fajek, z oparów wódki, i przeżyli prawdziwą męską przygodę. Najpierw się podjudzaliśmy, że "ja pójdę, jak on pójdzie", "a może jutro", "a może futro", aż założyłem kurtkę i skierowałem się do drzwi, co było potwarzą dla honoru pozostałych członków ekspedycji. A że prawdziwi mężczyźni nie tchórzą, reszta również założyła kurtki i opuściła lokal.
Na budowie było cicho, wturlaliśmy się pod blaszanym ogrodzeniem, przemierzyliśmy usiane dziwnymi sprzętami i kawałami betonu błotnisty placyk i byliśmy już na klatce schodowej. Nic nam nie mogło teraz zagrozić, więc pokonaliśmy kilkanaście pięter schodami i znaleźliśmy się na dachu. Tam wykonaliśmy kilka męskich fotek, które charakteryzują się tym, że na pięciostopniowej skali Likerta "jakość techniczna" wynosi 1, a "macho" wynosi 5.
W pewnym momencie dwóch towarzyszy zauważyło jasny punkt latarki migający na samym dole. Ale to normalne, że jest jakiś strażnik. Nie wyglądało na to, by wiedział o naszym pobycie na budowie. Wystarczyło tylko cicho zejść i szybko wybiec. Droga w dół upłynęła pod znakiem konspiracyjnego schodzenia na palcach w zupełnym milczeniu. Co jakiś czas przystawaliśmy i nasłuchiwaliśmy, czy w budynku jest ktoś poza nami (bądź co bądź każde kopnięcie leżącego luzem drutu lub kawałka betonu niesie się po całej konstrukcji jak po jaskini). Byliśmy już między pierwszym piętrem a parterem, przestrzeń wokół była pusta, gdy nagle zabrzmiał alarm! Więc my w nogi! Zza budki wyłania się strażnik, próbujący nas przestraszyć buczeniem niewyartykułowanego "łeej" i świecący po oczach potężną latarką. Nie ulegamy. Przeskakujemy przez murek, rzucamy się w wykop i turlamy pod płotem, po drugiej stronie którego czeka nas wolność.
Biegniemy w euforii po opustoszałych uliczkach osiedlowych, czując jak adrenalina kursuje nam w żyłach! Wreszcie zwalniamy, ja wkładam ręce do kieszeni i
"Panowie, nie mam aparatu."
Co robić? Jedyne co pozostaje, to pertraktacje z wrogiem. Wślizguję się ponownie pod płot i staję naprzeciwko strażnika.
"Będę z panem szczery" - mówię - "jesteśmy z Akademii Sztuk Pięknych i chcieliśmy zrobić kilka zdjęć budowy nocą, no i wiadomo, my młodzież, adrenalina. Tak czy siak, zgubiłem aparat."
Strażnik westchnął ze zrozumieniem, powiedział, że po co nam to było. Gdybyśmy się zgłosili do niego, sam by nas oprowadził. Pochodził ze mną po placyku, świecąc latarką. Wyznał, że już wiedział o naszej obecności od momentu, gdy weszliśmy do pierwszej klatki, bo wszędzie poustawiane są ciche alarmy, a ten głośny to on włączył. Wreszcie zobaczyliśmy aparat. Jak na ironię leżał przy płocie, po stronie zewnętrznej, tam gdzie byliśmy już wolni.
***
Dla mnie powyższa scena ukazuje kwintesencję buntu. Piszę o tym żałosnym epizodzie w ramach wstępu do spotkania w najbliższą środę w warszawskiej Zachęcie, na jakie wszystkich zapraszam:
29 października 2008 (środa), godz. 18.00
Zachęta
Narodowa Galeria Sztuki
pl. Małachowskiego 3
sala kinowa, wejście od ulicy Burschego
WSTĘP WOLNY
Wkradanie się na place budowy, eksplorowanie budynków i wchodzenie na dach, skąd rozciągają się piękne nocne panoramy Warszawy.
Byłem wczoraj na parapetówce dwóch koleżanek z Akademii. Impreza miała miejsce na Gocławiu, tuż obok budowy jakiegoś mieszkalnego molocha. Okazja była zbyt dobra do przepuszczenia. Po kilku toastach za gospodynie, ideały, kobiety, mężczyzn, etc., zaproponowałem grupce znajomych, byśmy wyszli z oparów lepszych fajek, z oparów wódki, i przeżyli prawdziwą męską przygodę. Najpierw się podjudzaliśmy, że "ja pójdę, jak on pójdzie", "a może jutro", "a może futro", aż założyłem kurtkę i skierowałem się do drzwi, co było potwarzą dla honoru pozostałych członków ekspedycji. A że prawdziwi mężczyźni nie tchórzą, reszta również założyła kurtki i opuściła lokal.
Na budowie było cicho, wturlaliśmy się pod blaszanym ogrodzeniem, przemierzyliśmy usiane dziwnymi sprzętami i kawałami betonu błotnisty placyk i byliśmy już na klatce schodowej. Nic nam nie mogło teraz zagrozić, więc pokonaliśmy kilkanaście pięter schodami i znaleźliśmy się na dachu. Tam wykonaliśmy kilka męskich fotek, które charakteryzują się tym, że na pięciostopniowej skali Likerta "jakość techniczna" wynosi 1, a "macho" wynosi 5.
W pewnym momencie dwóch towarzyszy zauważyło jasny punkt latarki migający na samym dole. Ale to normalne, że jest jakiś strażnik. Nie wyglądało na to, by wiedział o naszym pobycie na budowie. Wystarczyło tylko cicho zejść i szybko wybiec. Droga w dół upłynęła pod znakiem konspiracyjnego schodzenia na palcach w zupełnym milczeniu. Co jakiś czas przystawaliśmy i nasłuchiwaliśmy, czy w budynku jest ktoś poza nami (bądź co bądź każde kopnięcie leżącego luzem drutu lub kawałka betonu niesie się po całej konstrukcji jak po jaskini). Byliśmy już między pierwszym piętrem a parterem, przestrzeń wokół była pusta, gdy nagle zabrzmiał alarm! Więc my w nogi! Zza budki wyłania się strażnik, próbujący nas przestraszyć buczeniem niewyartykułowanego "łeej" i świecący po oczach potężną latarką. Nie ulegamy. Przeskakujemy przez murek, rzucamy się w wykop i turlamy pod płotem, po drugiej stronie którego czeka nas wolność.
Biegniemy w euforii po opustoszałych uliczkach osiedlowych, czując jak adrenalina kursuje nam w żyłach! Wreszcie zwalniamy, ja wkładam ręce do kieszeni i
"Panowie, nie mam aparatu."
Co robić? Jedyne co pozostaje, to pertraktacje z wrogiem. Wślizguję się ponownie pod płot i staję naprzeciwko strażnika.
"Będę z panem szczery" - mówię - "jesteśmy z Akademii Sztuk Pięknych i chcieliśmy zrobić kilka zdjęć budowy nocą, no i wiadomo, my młodzież, adrenalina. Tak czy siak, zgubiłem aparat."
Strażnik westchnął ze zrozumieniem, powiedział, że po co nam to było. Gdybyśmy się zgłosili do niego, sam by nas oprowadził. Pochodził ze mną po placyku, świecąc latarką. Wyznał, że już wiedział o naszej obecności od momentu, gdy weszliśmy do pierwszej klatki, bo wszędzie poustawiane są ciche alarmy, a ten głośny to on włączył. Wreszcie zobaczyliśmy aparat. Jak na ironię leżał przy płocie, po stronie zewnętrznej, tam gdzie byliśmy już wolni.
***
Dla mnie powyższa scena ukazuje kwintesencję buntu. Piszę o tym żałosnym epizodzie w ramach wstępu do spotkania w najbliższą środę w warszawskiej Zachęcie, na jakie wszystkich zapraszam:
29 października 2008 (środa), godz. 18.00
Zachęta
Narodowa Galeria Sztuki
pl. Małachowskiego 3
sala kinowa, wejście od ulicy Burschego
WSTĘP WOLNY
Spotkanie Koła Miłośników Sztuki towarzyszące wystawie „Rewolucje 1968”
Butelki z benzyną i inne puste gesty – Bunt w dniu dzisiejszym
W spotkaniu udział wezmą studenci Pracowni Przestrzeni Audiowizualnej Profesora Grzegorza Kowalskiego (Wydział Rzeźby, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie): Anna Senkara i Daniel Chmielewski.
Czy naprawdę buntujemy się w walce o słuszną sprawę, a może w celu osiągnięcia własnej wygody? Czy oddolny bunt ma współcześnie jeszcze znaczenie, czy może jest jedynie pustym hasłem narzucanym przez specjalistów od marketingu? I wreszcie – czy w globalnej wiosce możliwy jest jeszcze bunt autentyczny?
Spotkanie będzie okazją do zapoznania się z materiałami filmowymi studentów „Kowalni”. W programie m.in.:
Marta Kossakowska, Normalnie 01 (1'34'')
Marta Kossakowska, Normalnie 02 (1'34'')
Tomasz Waszczeniuk, Wychowanie Patriotyczne (45'')
Anna Senkara, Wychowanie Patriotyczne (1'33'')
Marta Kossakowska, Landscapes (1'43'')
Dorota Godlewska, Next (1’)
Daniel Chmielewski, Next (ok. 1')
Marta Kossakowska, Normalnie 02 (1'34'')
Tomasz Waszczeniuk, Wychowanie Patriotyczne (45'')
Anna Senkara, Wychowanie Patriotyczne (1'33'')
Marta Kossakowska, Landscapes (1'43'')
Dorota Godlewska, Next (1’)
Daniel Chmielewski, Next (ok. 1')
***
Tytuł spotkania nawiązuje do pamiętnej piosenki CKOD i do całej dyskusji o punkowym imidżu, jaki tam prezentowali, ale podczas samego spotkania nie będzie nic o komiksach.
Nie będzie też o makroekonomicznych aspektach kryzysu gospodarczego 2007/2008 ani o politycznych aspektach 1968.
Ja rzucę kilka tez i pomoderuję mam nadzieję ciekawą dyskusję, która może mimo wszystko skończy się na tematach politycznych czy ekonomicznych. Będzie też część "warsztatowa" z uczestnictwem wszystkich zebranych, ale o tym cicho sza. A na koniec możliwość zobaczenia co my tam robimy w tej Kowalni, o której kilkakrotnie tu już wspominałem.
Gorąco zapraszam.
***
JAPONfan był na mojej wystawie w Sosnowcu i podzielił się wrażeniami. Wysłałem całą tekę rysunków, nieznanych komiksów, fotografii i 2 videoarty. Z tego na ścianach zawisł komiks z Ziniola, nieznany szerzej pięciostronicowy komiks z Cynikiem i dwa cykle fotograficzne, mieszczące się w trzech antyramach. Tu można zobaczyć jeden z nich.
Prace są wywieszone za wysoko (jak wynika ze zdjęć, które otrzymałem od JAPONfana), więc wpadnięcie tam może Was kosztować ból karku. I 6 złotych za piwo. Sami zdecydujcie, czy warto. Ja się jednak nie wybiorę.
***
Komu nie w smak klimaty buntownicze, ten może w środę zamiast na spotkanie ze mną wybrać się do warszawskiej Filharmonii Narodowej na oratorium z wierszami Herberta: Głosy wewnętrzne. Koncert jest darmowy, trzeba tylko wpaść tam któregoś dnia wcześniej między 16.00 a 19.00 i odebrać wejściówki.
Tytuł spotkania nawiązuje do pamiętnej piosenki CKOD i do całej dyskusji o punkowym imidżu, jaki tam prezentowali, ale podczas samego spotkania nie będzie nic o komiksach.
Nie będzie też o makroekonomicznych aspektach kryzysu gospodarczego 2007/2008 ani o politycznych aspektach 1968.
Ja rzucę kilka tez i pomoderuję mam nadzieję ciekawą dyskusję, która może mimo wszystko skończy się na tematach politycznych czy ekonomicznych. Będzie też część "warsztatowa" z uczestnictwem wszystkich zebranych, ale o tym cicho sza. A na koniec możliwość zobaczenia co my tam robimy w tej Kowalni, o której kilkakrotnie tu już wspominałem.
Gorąco zapraszam.
***
JAPONfan był na mojej wystawie w Sosnowcu i podzielił się wrażeniami. Wysłałem całą tekę rysunków, nieznanych komiksów, fotografii i 2 videoarty. Z tego na ścianach zawisł komiks z Ziniola, nieznany szerzej pięciostronicowy komiks z Cynikiem i dwa cykle fotograficzne, mieszczące się w trzech antyramach. Tu można zobaczyć jeden z nich.
Prace są wywieszone za wysoko (jak wynika ze zdjęć, które otrzymałem od JAPONfana), więc wpadnięcie tam może Was kosztować ból karku. I 6 złotych za piwo. Sami zdecydujcie, czy warto. Ja się jednak nie wybiorę.
***
Komu nie w smak klimaty buntownicze, ten może w środę zamiast na spotkanie ze mną wybrać się do warszawskiej Filharmonii Narodowej na oratorium z wierszami Herberta: Głosy wewnętrzne. Koncert jest darmowy, trzeba tylko wpaść tam któregoś dnia wcześniej między 16.00 a 19.00 i odebrać wejściówki.
27 komentarzy:
Daniel!
Ale powiedz! Bardzo głupio Ci się zrobiło jak cieć powiedział, że wiedział o Was przez cały czas? Ojeeezu jaki lol :). Fajna przygoda. Gdy miałem 13 lat na jednej budowie znalazłem stado nietoperzy. Oczywiście się obudziły a ja się wystraszyłem tego latającego tałatajstwa ;).
Do Zachęty z miłą chęcią pójdę. Tylko mi przypomnij ;).
a bohaterstwo wasze jeszcze wiele lat opiewać będą. Takich przygód co drugi dzień/noc przeżywa wielu i nie jest to specjalnie wielki temat na opowieści. Brak adrenaliny i przygód tworzy z takich błahostek temat na epopeję blogową...
Do Łukasza: Przypomnę, przypomnę.
A Twoja przygoda mi przypomina pewne wydarzenie z pewnego amerykańskiego komiksu. A może Ty też po nocach biegasz na czarno ubrany i walisz zbirów po mordach, tylko media to z jakichś sobie tylko znanych przyczyn tuszują?
Do anonima: Chyba dość jasno wynika z samego tytułu, ze zbyt ekspresyjnego i napuszonego języka samego opisu wydarzenia i wreszcie treści mojego wykładu, że wszelkich takich wybryków nie traktuję poważnie. Również Panu / Pani proponuję nie traktować wszystkiego, co się słyszy i czyta zbyt poważnie, bo to źle działa na krążenie.
Mimo pewnych czynników banalizujących wasz wyczyn, myślę, że byłeś bardzo odważny! i w Jarosławiu - mieście tablic, posągów i tworów z nimi spokrewnionych - miałbyś już ładny pomnik przy ratuszu.
Albo chociaż taką fajowską ławeczkę jak Nikifor w Krynicy.
Bo u nas, w Jarosławiu, cenimy ludzi, którzy robią COKOLWIEK:)
Żenująca opowiastka o tym, jak mięczyźni z ASP maczów udawali, a potem prosili pana ochroniarza, żeby nie poskarżył rodzicom. Obciach nad obciachami.
LOL, ale gupie te anonimy :)
LOL nie są kumplami autora
LOL,nie są kumplami autora.
Już kilka lat temu zauważyłem, że tzw. "inteligencja" jest klasą o najniższym statusie, jest trądem na zdrowym ciele i stara się zarazić kolejne członki swoimi ideami.
Ale to się nie uda. Prędzej taki anonim zrobi kolejną rewolucję kulturalną i wywiezie nas na pola, pracować. I nikomu nie będzie to przeszkadzało. Poza tymi niedobitkami "inteligencji", które pochowały się po kątach i będą podcasty robić o jakimś smakimś ruchu oporu.
Po to właśnie poprzez blogi, wszelkie imprezy itd., "inteligencja" próbuje się zaznajomić z innymi przedstawicielami swojej klasy, żebyśmy mogli wymrzeć w spokoju. A że właściwie zawsze będą na świecie jacyś "trędowaci", to to nasze wymieranie jest trwającą do końca świata agonią, podczas której zwiastujemy kolejne upadki kultury i ubolewamy nad tym i owym.
Więc pozwól, drogi anonimie, nam zagrać kolejną partię bridża w tym naszym hermetycznym domu wiecznych starców.
Albo pisz sobie dalej i baw sie naszym kosztem, a my będziemy czytać te wpisy i bawić się Twoim kosztem, nasze małe, tanie sensacje, bez których ludzie nie potrafią żyć.
Lol. Roxxorz. ROTFL. ;) :P
Spoko, mnie też się zdarzało i nadal zdarza wleźć gdzieś. Generalnie lepsze niż pierdzenie w taboret przy plejaku i brak umiejętności założenia sobie konta na bloggerze.
:D
Zaproszę cię Daniel, kiedyś do siebie, pod stolycę, mamy fajny, 150-letni kompleks fabryczny. Jak wejdziemy oba z aparatami to się na pewno da sprzedać tekst o ASP. Tam zresztą szybcy, ale spokojni ochroniarze są generalnie.
http://godie.deviantart.com/art/The-paper-factory-31576524
Bawmy się więc dobrze. Zwiedziłem niejeden dach fabryki. I nie w celu uwiecznienia się na zdjęciu tej bohaterskiej wycieczki. Można działać i robić dla samego działania i radości z niego płynącej, lub po to by zrobić zdjęcia i nakręcać się i innych jaki to ja nie jestem gość. Paniczna ucieczka wasza mówi zaś najwięcej o bohaterach co sztukę robili. Mówię po prostu jak odczytuje się ten wpis. Jak ktoś wspomniał:kilku studentów ASP robiło za bohaterów i udawało artystów. Spróbuj się nie unosić i wysłuchać opinii z zewnątrz. Twoje słowa są przeintelektualizowane, przez to sztuczne. Tak jak sztuczny i śmieszny jest tekst o tym jak to się zebraliście by pokazać że na coś was stać, a pierwszy odważny zaciągnął hufiec do boju. Najdelikatniej i najjaśniej jak mogę: Robienie Czegoś z Niczego i pieprzenie w kółko o sztuce, performance etc. Bo sprawiasz wrażenie człowieka usilnie aspirującego do roli artysty. Za dużo gadania, za dużo mądrych słów. Mówi się, im ktoś bardziej stara się pozować na kogoś tym mniej się nim staje w oczach innych. Sugeruję mniej tego przebrania.Pozdrawiam.
Bunt, rewolucja- zawiodły. Wszystkie gesty są podejrzewane o sztuczność, śmieszność, pozerstwo. Ja wolę być jak Cortazarowe kronopie i może ta pieprzona maszyna się w końcu zatrze od wykonywanej pracy od środka i u podstaw. A tak ogólnie to "w ogóle wszystko zniszczyć trzeba" jak spiewał (dla nie wyłapujących ironii) nie całkiem poważnie Maciek Kurowicki.
Te Kronopie to takie Tylery Durdeny? Cortazara tylko "Grę w klasy" czytałem. Polecasz zatem opowiadania, Jakubie?
A Hurt ma rację!*
Oi! Oi!
Destroi! Oi! Oi! Oi!
*Maciek, ja tylko żartowałem
I nie Maciej P LOL!
Tylko taki anonimowy, przysłowiowy, everymanowy Maciek.
W sensie że żartowałem po prostu.
Używając do tego żartu tekst Kazika.
Dla żartu.
Bo cytaty muzyczne były, więc też dałem cytat muzyczny taki.
Dla żartu.
Daniel. Ty artysto jak z koziego tyłka jerychoński puzon. Nikt ci (piszę celowo z małej, bo mam w głębokim poważaniu takich maczów jak ty [tu też z małej, celowo! żeby być konsekwentnym co do twojej {jak widzisz ciągle to robię!} osoby] i twoi {ich też mam za nic} znajomi!) nikt wcześniej nie powiedział, że jesteś żałosny. Przeliteruję ci (już wiesz o co chodzi! masz nauczkę na przyszłość) - ŻET A EŁ O EŚ EN YGREK. Na drugi raz w tej swojej skali liberta (cóż za przeintelektualizowanie!) zrób tak żeby było 5 na jakości zdjęć, bo muskułów nie widać!
Na koniec rebus, zajumany Raczkowskiemu.
ŻE
A
Poprzedni post aż musiałem usunąć, bo napisałem przez przypadek jeden wyraz z wielkiej. Jeszcze byś se pomyślał coś...
Dodam od siebie cytat z klasycznego "manifestu spideya":
"przecież ja próbowałem wypowiadać się logicznie i gdzie kurwa napisałem jakieś bzdury ?
Widzę że z wami to nawet kurwa po dobroci się nie da (a właśnie w poście powyżej próbowałem)
jesteście bandą pojebanych, zadufanych w sobie, popierdolonych kurw ktorzy nawet jak człowiek próbuje z nimi po dobroci to sie kurwa nie da
a tego waszego gówna, shitu i pojebaństwa (czytajcie Rewolucji, Zeliga, wszystkich komiksów z nędznego wydawnictwa kultury gniewu nie kupie nigdy w życiu) nawet taki komiks Gigant skierowany do małych dzieci bije to wasze gówno tysiąckrotnie."
slava!
Drogi Łukaszu, pojmuję Twą konsternację, ale Ja, Artysta, jestem skazany na niezrozumienie przez mi współczesnych. Godzę się na ten los, gdyż dialektyzm dziejowy wymusił na mnie obowiązek swego rodzaju "kulturowego pasterza", a kimże Ja jestem, skromny Artysta, by sprzeciwiać się siłom transcendującym nasze ludzkie pojmowanie?
Mój metatekstualny, imponderabiliczny i swoiście ironiczny wpis blogowy zakłada pewnego rodzaju, można by rzec, "ferment" wśród odbiorców, wynikający z pluralistycznego modelu funkcjonującego w demokratycznej cyberprzestrzeni, ale jak każdy zapewne się zgodzi, qui ne risque rien, n'a rien, czyż nie?
Rebus Raczkowskiego? A któż to? Bo chyba nie mówisz, szanowny kolego, o profesorze toruńskiej Akademii Sztuk Pięknych, Juliuszu, ani kompozytorze, Janie? Innych nie widzę w spisie "liczących się w XX wieku polskich ludzi kultury". Chyba, że popełniłeś literówkę i chodziło Ci o innego kompozytora, Feliksa Rączkowskiego, ale również nie wyobrażam sobie, by on poświęcał się tak niskim formom jak rebus.
Macieju, cytowany przez Ciebie już po raz drugi w ostatnim czasie, jak sie wydaje - "kultowy" - manifest, jest, pokuszę się o to stwierdzenie - nader pociągającym kuriozum. Gdzieżbym mógł zapoznać się z jego pełną treścią?
Swoją drogą nielogiczny ten rebus. "ApodŻE"?! "ŻAprzyE"?! W sensie "zaprze", że "zaparcie". Można było spodziewać się takiego kolokwialnego poczucia humoru od Ciebie. Brytyjski humor nie służy rozwojowi kultury.
Danielu!
Używane przez ciebie słownictwo świadczy o tym, że na tej swojej alma mater na pierwszym roku macie zajęcia "słownik wyrazów roznoszących ferment i konsternację wśród publiki, innymi słowy +10 do >artyzmu<". Namiętnie korzystasz z tej wiedzy by oddzielić swoją jakże naiwnie myślącą osobę od plebsu, który (tylko według was - "artystów") nie rozumie "sztuki". Koniec naigrywania się z odbiorcy! Koniec wmawiania co jest A przez duże A, a co S przez wielkie S! Niech odbiorcy sami decydują!
Cytując Szaranowicza z ostatnich "Gwiazd tańczących na lodzie" - "Nie można z niczego tworzyć wartości" - myślisz, że tym swoim wyszukanym lecz plugawym językiem zamącisz odbiorcy tak, że skusi się na te twój pseudoartyzm! Niedoczekanie! Są jeszcze prawdziwi odbiorcy jak spidey, którzy nie dają sobą pomiatać.
Rebus był testem. Oblałeś go z kretesem. To tylko świadczy jak wąskie masz horyzonta. Sięgają tylko do obiektywu aparatu uwieczniającego twój maczyzm, nigdzie więcej.
co do Cortazara to opowiadanka o kronopiach ("Opowieści o kronopiach i famach") to jedyna jego książka jaką polecam komukolwiek... pozostałe, które czytałem znudziły mnie okrutnie... "Gry w klasy" nie doczytałem do końca, "62 Model do składania" doczytałem, ale mi się nie podobało, "W osiemdziesiąt światów dookoła dnia" już nawet nie pamiętam o czym było :lol: O- "Tango raz jeszcze" jeszcze jako tako przyjąłem. Ogólnie- nie moja liga, przyjmuję do wiadomości, że to ma duzo plusów, ale ja ich nie widzę- Cortazr to chyba taki autor, do którego trzeba dorosnąć. (Z latynoamerykańskich w zasadzie nie ma dla mnie równych Mario Vargas Llosa). A żeby było komiksowo, a nie pseudointelektualnie, to jeszcze warto apoznać się z "Fantomasem przeciwko międzynarodowym wampirom".
pis end sejten
hm. jest takie miejsce...nigdy nie uruchomiona elektrownia. olbrzymi obszar, ograniczony ośrodkiem dla uchodźców i krzako-lasem - kawałkiem natury, czymś, co wyrosło, gdy tylko człowiek przestał patrzeć.
i gigantyczny komin. kiedy wejdziesz do środka, zobaczysz kilometry tunelu nad sobą.
w dzień, zwłaszcza słoneczny, widać rude piaski i porzucone hale.
w nocy nie widać kilkudziesięciometrowych dziur z wodą. nie widać kolein. ale czasem widać w glinie odciski wielkich łap, za dużych na psa.
a cieć chętnie opowie Ci historie tego miejsca, równie fascynującą. i pomoże Ci wyjść, bo w nocy to miejsce przedziwnie się zmienia...
czarodziejskie, straszne...
:)
Brzmi fascynująco. A gdzie ona się znajduje? Z Twojego opisu brzmi jak stalkerowska strefa.
och, i to mocno stalkerowska:))
w połączeniu z taką jedną bazą w bieszczadach, zupełnie ukrytą przed światem, ma się grę w realu:):):)
(książki nie czytałam;))
gdzie jest?hm. niedaleko wawy:)
więcej info mogę Ci powiedzieć na prv;)
oj, tak!
w połączeniu z taką jedną moją bazą w bieszczadach, tworzy się niesamowity, stalkerowski klimat:):):)
gdzie to jest...
hm..
niedaleko wawy;D
nie wiem, czy mówić, bo to ten klimat tworzy TO COś, i brak ludzi, ale...
mogę Ci powiedzieć na prv;)
no i mi wpadł 1 komentarz skończony i 1 nieskończoy;);)
zakręcony dzień mam...
:)
Prześlij komentarz