Bardzo, ale to bardzo mi przykro. My Reksia pożegnaliśmy w 2011 roku, miał 13 lat, nowotwór. Również borykaliśmy się z podobnym dylematem - kontynuować leczenie, które nie dość, że kosztowne, to nie daje gwarancji wyleczenia a tylko wydłuża cierpienia psa, czy zlitować się nad nim i pozwolić mu odejść. Wybraliśmy to drugie. Tata płakał jak dziecko, trzymając go za łapę gdy lekarz robił zastrzyk.
Uważam, że - jeżeli rodzina należy do tych ucywilizowanych, mających do zwierząt stosunek podobny jak do ukochanych bliskich - odejście ukochanego zwierzęcia, które było z rodziną kilka(naście) lat, zawsze wiąże się z bardzo trudnym czasem (zastanawiam się, czy nie użyć słowa "żałobą"). My śmierć Reksia przeżyliśmy bardzo. Ba, do dzisiaj oglądając zdjęcia czy filmy z nim w rodzinnym archiwum, zdarza mi się rozpłakać. Tak już jest, daję sobie na to zgodę. I żal mi ludzi, którzy traktują po macoszemu swoich pupili, nie dbają o nich, nie chodzą do weterynarza, nie obdarzają taką miłością, jaką zwierzę obdarowuje ich zupełnie bezwarunkowo...
Bardzo dziękuję za komentarz i też współczuję. Jako dziecko miałem koty, które ginęły w różnych okolicznościach (samochód, pies sąsiadów), ale nie miałem nigdy sytuacji, by żegnać się ze zwierzęciem, być odpowiedzialnym za te ostatnie dni życia i ostatecznie za decyzję o śmierci. Pozdrawiam serdecznie.
Jeśli chodzi o kota, w tym też mam doświadczenie :) (taka z nas zwierzętolubna rodzina). Filemon, 18 lat (rekordowy pacjent naszej pani wet.). W tym wieku cierpiał już na wiele schorzeń, był wychudzony, słaby, wątły. Szkoda było patrzeć. Decyzja o uśpieniu była jedyną słuszną.
A z Reksiem stanowili niezły duecik :) I wierzę, że nadal stanowią, gdzieś tam...
Oh, jak bliskie mi to wszystko... Pół roku temyu walczyliśmy o życie naszego kota - Czort miał niewydolność nerek. Dopóki nie cierpiał, próbowaliśmy, jak sie zaczęły dolegliwości - podjęliśmy tę strasznie trudną decyzję. Byłam przy nim i głaskałam do samego końca, a łzy kapały mi na kocie futerko... Dzieci do dziś tęsknią. Mnie też sie zdarza popłakać nad zdjęciami.
Daniel Chmielewski [1983], scenarzysta i rysownik komiksów oraz autor książek dla dzieci. Twórca komiksów naukowych i terapeutycznych („Przygotowanie psychologiczne w piłce nożnej” — z Łukaszem Smolarowem i Pawłem Habratem, „Czarne fale. Jak radzić sobie z depresją” — scenariusz: Katarzyna Szaulińska, segmenty „Kacper” i „Weronika” w serii „Przerysowani”, dotykającej uzależnienia od narkotyków i samouszkadzania), jak również adaptacji literatury. W 2018 roku ukazała się jego pełnometrażowa adaptacja powieści Olgi Tokarczuk „Anna In w grobowcach świata” pt. „Ja, Nina Szubur”, a w 2023 adaptacja „Antygony” Sofoklesa w ramach międzynarodowego projektu instytutów teatralnych w Polsce, Słowenii i Słowacji. „Podgląd” z jego scenariuszem i rysunkami Marcina Podolca został wydany we Francji pod tytułem „Voyeurs”, a „W głowie tłumaczy”, napisany przez tłumacza Tomasza Pindla i współrysowany m. in. z Jackiem Świdzińskim, w Niemczech ukazał się jako „Im Kopf der Übersetzerin”. We współpracy z ilustratorem Maciejem Łazowskim wydał książkę dla przedszkolaków „Burze kuchenne i bestie bezsenne”, a z malarką Magdą Rucińską „Miasto Złotej”, która znalazła się na pokonkursowej liście bis Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY. Od wielu lat prowadzi stałe zajęcia, cykle i pojedyncze warsztaty z narracji komiksowej dla dzieci, młodzieży i dorosłych na terenie całego kraju.
Szelki / Historia okładki / Cover facts
-
W 2011 roku ukazał się komiks SZELKI (scenariusz Jerzy Szyłak, ilustracje
Ja). Jest to druga część trylogii SZ. Pierwszy tom SZMINKA zilustrowała
Joanna K...
Wewnętrzna Inkwizycja
-
Po komunie zostało nam w Polsce dużo brzydkich rzeczy. Wytarte krzesła i
tapczany, pawlacze załadowane zupełnie zbędnymi gratami, lampki stołowe w
kolorz...
5 komentarzy:
Bardzo, ale to bardzo mi przykro. My Reksia pożegnaliśmy w 2011 roku, miał 13 lat, nowotwór. Również borykaliśmy się z podobnym dylematem - kontynuować leczenie, które nie dość, że kosztowne, to nie daje gwarancji wyleczenia a tylko wydłuża cierpienia psa, czy zlitować się nad nim i pozwolić mu odejść. Wybraliśmy to drugie. Tata płakał jak dziecko, trzymając go za łapę gdy lekarz robił zastrzyk.
Uważam, że - jeżeli rodzina należy do tych ucywilizowanych, mających do zwierząt stosunek podobny jak do ukochanych bliskich - odejście ukochanego zwierzęcia, które było z rodziną kilka(naście) lat, zawsze wiąże się z bardzo trudnym czasem (zastanawiam się, czy nie użyć słowa "żałobą"). My śmierć Reksia przeżyliśmy bardzo. Ba, do dzisiaj oglądając zdjęcia czy filmy z nim w rodzinnym archiwum, zdarza mi się rozpłakać. Tak już jest, daję sobie na to zgodę. I żal mi ludzi, którzy traktują po macoszemu swoich pupili, nie dbają o nich, nie chodzą do weterynarza, nie obdarzają taką miłością, jaką zwierzę obdarowuje ich zupełnie bezwarunkowo...
Bardzo dziękuję za komentarz i też współczuję. Jako dziecko miałem koty, które ginęły w różnych okolicznościach (samochód, pies sąsiadów), ale nie miałem nigdy sytuacji, by żegnać się ze zwierzęciem, być odpowiedzialnym za te ostatnie dni życia i ostatecznie za decyzję o śmierci. Pozdrawiam serdecznie.
Spłakałam się. Bardzo, bardzo mi przykro.
Jeśli chodzi o kota, w tym też mam doświadczenie :) (taka z nas zwierzętolubna rodzina). Filemon, 18 lat (rekordowy pacjent naszej pani wet.). W tym wieku cierpiał już na wiele schorzeń, był wychudzony, słaby, wątły. Szkoda było patrzeć. Decyzja o uśpieniu była jedyną słuszną.
A z Reksiem stanowili niezły duecik :) I wierzę, że nadal stanowią, gdzieś tam...
Pozdrawiam
Oh, jak bliskie mi to wszystko... Pół roku temyu walczyliśmy o życie naszego kota - Czort miał niewydolność nerek. Dopóki nie cierpiał, próbowaliśmy, jak sie zaczęły dolegliwości - podjęliśmy tę strasznie trudną decyzję. Byłam przy nim i głaskałam do samego końca, a łzy kapały mi na kocie futerko... Dzieci do dziś tęsknią. Mnie też sie zdarza popłakać nad zdjęciami.
Prześlij komentarz