BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

wtorek, 14 lipca 2009

It was daylight when you woke up in your ditch. You looked up at your sky then. That made blue be your color.






























Skończyłem po nocnym posiedzeniu storibord do animowano-komiksowej reklamy, wyszedłem po papierosy i wodę oligoceńską i wracając przystanąłem. Przede mną niebo żarzyło się różami, pomarańczami, fioletami - buchało nimi i kipiało. Wiem, że wiele ludzi ma taki widok codziennie w drodze do pracy. Dla mnie, wstającego koło południa przez większość roku jest to widok rzadko spotykany. Dzisiaj jest właściwie moim widokiem dobranocnym. I może też dlatego takie wrażenie wywarł. Bo nie spieszę się nigdzie. Wykonałem pracę, jaką sobie na ostatnią dobę założyłem, już nie dostaję ataków spazmów od kaszlu, więc miałem w ustach pierwszego od tygodnia Łesta Ajsa. I poczułem takie dziwne uczucie, związane z czasami liceum, kiedy to przez większość wakacji w 2000 r. nocowałem u kumpla, po raz pierwszy czatowałem (ze studentką psychologii, z którą się niestety kontakt po jakimś czasie urwał, ku mojej wielkiej, nastoletniej rozpaczy), po raz pierwszy słuchałem zespołu Tool i codziennie jeździeliśmy z kumplem na rowerach. Był to piękny czas. Poza tym, że mocno przesadzaliśmy z ziołem, ku utrapieniu mojej matki i niewiedzy jego rodzicielki. Teraz nie ma marihuany. Jest za to rower - wyjęty wczoraj po dwóch latach rdzewienia w piwnicy. Zerkam co chwilę na piękną, wyczyszczoną ramę i nie mogę wyjść z zachwytu dla tego urządzenia. Po kilku godzinach snu pójdę wreszcie kupić nowe części i będę znów mógł jak w liceum szaleć sobie po fortach Bema, wzdluż Wisły i na trasie Warszawa - Łomianki prowadzącej do mojego dobrego znajomego, Jacka, u którego kiedyś zasypiało się na trawniku i budziło dopiero, gdy zimno było od rosy i trzeba było dobijać się do gospodarza, bo wszyscy poszli spać do cieplych pokoi i zamknęli wszystkie drzwi do domu. Teraz dopiero, jak mój cudowny rower jest tak blisko mnie, widzę ile ja straciłem przez te ostatnie lata właśnie przez to, że zamknąłem mojego przyjaciela w piwnicy. Bądźcie mądrzejsi ode mnie. Nigdy nie zamykajcie przyjaciół ani rodziny w piwnicy.

3 komentarze:

maggot pisze...

rower to najlepszy wynalazek człowieka, zawsze to mówię. cieszę się razem z tobą, ah, wiatr na twarzy, wiatr we włosach, ah! mój niestety po tygodniu jeżdżenia dzień w dzień w deszczu trochę zaniemógł. cierpię bardzo z tego powodu

Olga Wróbel pisze...

Co dla niektórych jest sufitem, dla mnie jest podłogą...

Siegfried pisze...

hmmm... osobiscie nigdy nie mialem problemu z rozbieraniem rowerow na czesci, gorzej bylo w druga strone :) najczesciej po takiej akcji przerzutki zaczynaly zyc wlasnym zyciem, co kompletnie rujnowalo mi przyjemnosc jazdy :(