BLOG DANIELA CHMIELEWSKIEGO

.

niedziela, 20 lutego 2011

Zmiana percepcji czasu i tożsamości w wyniku nowego przełomu technologicznego - część VI

Jak zawsze, linki do części poprzednich: pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej i piątej.

Trafiłem ostatnio na tylną okładkę najnowszej książki Jakuba Żulczyka (do samej książki nie zajrzałem), a na okładce taki oto tekst:

Jakub Żulczyk bawi się konwencjami. Zmorojewo to powieść fantastyczno-przygodowa i jednocześnie horror. Są tu istoty jak z kart Strauba, Barkera czy Kinga. Jest Lustro Twardowskiego i Kwiat Paproci, są tajemnicze Klucze i wiele innych symboli. Tak, w Zmorojewie Żulczyk bawi się znakomicie. Ale co ważniejsze, zadbał o to, by świetnie bawili się czytelnicy.
Jakub Winiarski

I wszystko ładnie, nie moge się do samego tekstu przyczepić. Za to przyczepiam się do zachwytu, jakim ludzie wciąż darzą "zabawę knowencjami". Widać to zwłaszcza na scenie komiksowej. Jak trafi się w komiksie kilka cytatów i parafraz, to ludzie są zachwyceni, jakby stworzono nową jakość. Konwencje rozbierano na drobne kawałki w modernizmie na przełomie wieków XIX i XX, a bawiono się tymi konwencjami już na wszelkie możliwe sposoby od lat 50. XX wieku. Mieszanie konwencji jest już taką normą w popkulturze i tzw. kulturze wysokiej, że nie rozumiem, po co wciąż zwraca się na to uwagę. To już lepiej spojrzeć na to, czy faktycznie coś się kryje za tą zabawą. Chociaż może za dużo wymagam. Właśnie chyba o samą, nieskrępowaną zabawę chodzi. Z powyższego tekstu Winiarskiego wynika, że celem danej książki, ba! - kultury, jest bawienie. I albo coś bawi, albo nie. A ta książka bawi. I nie trzeba się martwić, czy się ją zrozumie, albo czy warto się z nią afiszować przed znajomymi, bo to jest zabawa. Aż zabawa i tylko zabawa.

Przynajmniej powyższy opis daje klarowną informację. O opisach z tyłów książke można by napisać osobne dzieło. Np. najbardziej kuriozalnym hasłem promującym komiks to ten zamieszczony w materiałach prasowych (i chyba też na okładce) Space Dog. Brzmi on: Spacedog – 64-stronowa nowela graficzna Hendrika Dorgathena jest najlepszą rzeczą jaka powstała w Niemczech od czasu Volkswagena.

Nie powinienem się jednak dziwić ani denerwować. Bo skończę jak trzej cytowani w dzisiejszym odcinku mojej pracy magisterskiej filozofowie - w opozycji do realnego świata. Można go nie lubić, ale walka ze światem kończy się jedynie zapełnioną narzekaniem cyberprzestrzenią lub co gorzej - papierową książką, zajmującą realną przestrzeń i pewnie opatrzoną kolejnym kuriozalnym opisem na tylnej okładce.


1.5. Czas spektakularny

Większość z nas z grubsza zna historię ostatnich stu, dwustu lat i bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z odkryć, jakie dokonano na polu nauki i z wynalazków, jakie weszły do powszechnego użycia. Dlatego też nie będziemy, jak we wcześniejszych rozdziałach, zastanawiać się nad implikacjami samochodu, telewizora i lądowania na księżycu. Podejdziemy do tematu bardziej abstrakcyjnie, wchodząc w dialog z kilkoma tekstami. Ich autorzy to filozofowie o poglądach skrajnie negatywnych wobec zjawisk, jakie mają miejsce głównie na bazie mass-mediów i mass-kultury, a które wpływają najsilniej na nasze postrzeganie czasu i miejsca w świecie. To co łączy Deborda, Sloterdijka i Baudrillarda to ich przynależność do niesprecyzowanego tworu, jakim jest Inteligencja.

Inteligencja uznawana była i wciąż przez niektórych jest, jako klasa, rozwijająca się właściwie od Odrodzenia. Jednakże nie można traktować jej w kategoriach ekonomicznych, bo wystarczy prześledzić życiorysy filozofów, czy pisarzy, by zobaczyć pełne spektrum sytuacji życiowych, od biedoty po najwyższy luksus. Jest to raczej kwestia statusu roszczonego sobie przez pewne nisze posiadające właściwą edukację i uczestniczących w nauce lub kulturze. O uczestnictwie w kulturze będziemy w dalszej części pracy pisać szerzej i stanie się jasne, że kategorie, w jakich ta forma aktywności była pojmowana w XIX i XX wieku zdezaktualizowały się. Zresztą przytoczyłem kiedyś na blogu fragment tekstu (24) Ortegi y Gasseta dotyczącego różnicy między Masą, a Inteligencją. Podsumowałem wpis blogowy pytaniem, czy Inteligencja wciąż istnieje. Wywiązała się ciekawa dyskusja, ale to, co było znamienne to fakt, iż ja i osoby dyskutujące, którym dałoby się przypiąć łatkę Inteligencji, według opisu Ortegi y Gasseta byliśmy najjaskrawszymi reprezentantami Masy. Znamienne jest, że wielu ludzi uważających się za przedstawicieli Inteligencji uważa, że ma monopol na wiedzę, albo przynajmniej powinno mieć. Świat widzą normatywnie i ubolewają nad procesami, które według nich spłycają świat, czynią go sztucznym, dezindywidualizują społeczeństwo. Dobrym tego przykładem jest fragment eseju Petera Sloterdijka:

„Tylko dlatego mogliśmy w ciągu minionego półwiecza przemienić się z czarnej atomicznej masy w barwną cząsteczkową. Barwna masa to taka, która wie, dokąd można się posunąć – aż do progu rozróżnienia wertykalnego (sztucznie wytworzonej różnicy hierarchicznej – przyp. DC). Ponieważ w egalitarnej przestrzeni obiektywnie nie stanowimy wyzwania dla siebie nawzajem, podczas naszych prób uczynienia się interesującymi przyglądamy się sobie z mniejszym lub większym rozbawieniem czy z mniejszą lub większą pogardliwością. Kultura masy zakłada niepowodzenie wszelkiego czynienia się interesującym, to znaczy lepszym niż inni. Czyni to zasadnie, bo jej dogmat brzmi, że odróżniamy się od siebie tylko przy założeniu, iż nasze różnice nie robią różnicy. Masa zobowiązuje.(25)”

Według Sloterdijka istnieje wąska grupa, do jakiej zapewne on należy, która z etnograficznego dystansu może przyglądać się procesom dziejącym się na świecie. Ja z kolei optuję za opcją, że jesteśmy w oku cyklonu, jesteśmy niszą starającą się przyjrzeć temu, w czym jesteśmy. I nie robi różnicy, czy wertykalna różnica była naturalna (jak w średniowieczu, zależna od stanu urodzenia i roli społecznej), czy jest sztuczna (potrzebna do nadawania rangi naszej aktywności, która w samym swym rdzeniu jest wyłącznie sposobem na strukturalizowanie czasu, jaki mamy do czasu śmierci). Zmieniają się tryby postrzegania i zmieniają się ośrodki władzy, ale rozróżnianie między naturalnością a sztucznością wydaje się bezpodstawne. Zawsze będziemy zależni od czegoś wyższego.

Tym czymś wyższym od momentu sekularyzacji czasu i rozwoju industrializacji jest Spektakl, który przejął schedę nad czasem. I tu tkwi cały problem, bo to przejęcie inicjuje epokę rozłamu świata na prawdziwy i wirtualny. Choć ten wirtualny istniał od pradziejów w postaci zaświatów, były one traktowane transcendentnie i naturalnie. Współczesny świat wirtualny jest immanentny, jest namacalnym tworem człowieka, który zaczął żyć własnym życiem i podporządkował sobie swoich twórców. Wydaje mi się, iż to właśnie dzięki temu, że technologia (archiwizowanie wiedzy) pozwoliła nam dokładnie uczestniczyć w tym procesie narodzin nowej władzy – kapitalizmu jako samodzielnego bytu – w przeciwieństwie do wyłącznie spekulatywnych badań nad pradziejami, kiedy rodziła się władza pierwsza – duchowa – czujemy rozdźwięk i sztuczność. Baudrillard pisze: „Kiedy rzeczywistość przestaje być tym, czym drzewiej bywała, pełnię praw zyskuje nostalgia. Idą w górę mity założycielskie i realne świadectwa. Idzie w górę prawda, obiektywność i autentyczność z drugiej ręki.(26)” O pogłębiającej się nostalgii wspomni również Zygmunt Bauman we fragmencie przytoczonym w drugiej części pracy, opisując proces zasygnalizowany przez Baudrillarda w swej bardziej rozwiniętej postaci, kiedy namacalność Sztucznego jest już ewidentna (siedzimy przed fabrycznie wyprodukowanym monitorem, piszemy w programach działających na zasadzie algorytmów, słuchamy muzyki w postaci elektronicznych danych, etc.).

Wynik pracy Newtona i jego rozpowszechnienie stworzyły w naszej świadomości jednostajne, nierozróżnialne odcinki czasowe – gotowe pakiety z przypiętą ceną, która z kolei jest wynikiem procesów, jakie zaczęły się podczas zmian w systemie cechowym. Jedyną faktyczną rzeczywistością tego czasu, konstatuje Debord, jest wymienialność (27). Wyrwanie się spod władzy Kapitału równa się ostracyzmowi społecznemu, utratą pracy, statusu i pieniędzy (czyli środków do życia). To z kolei jest spuścizną po przemianach, jakie nastąpiły w wyniku Reformacji. Czas rządzony przez Spektakl Debord nazywa pseudocyklicznym. Przedrostek w tym terminie zgodny jest z dysonansem, któremu się przed chwilą przyglądaliśmy. Cykliczność tego czasu bierze się z jego nierozróżnialności i z nowych rytualnych punktów powrotu (np. weekend). Można wymieniać te homogeniczne odcinki na pozornie zindywidualizowane, będące jednak sfabrykowanymi – przygotowany przez stację telewizyjną program, zaplanowana przez biuro podróży wycieczka w egzotyczne miejsce, albo nawet jakaś dyscyplina sportu, odpowiednio wzmacniana medialnie, by była popularna, a co za tym idzie, żeby sprzedawały się związane z nią narzędzia, przedmioty, gadżety.

Debord uzasadnia spektakularność nowego czasu dwoma argumentami. Jest to czas konsumpcji obrazów i jest to obraz konsumpcji czasu. Pierwszy argument odwołuje się do konsumowania prefabrykowanych pakietów aktywności, drugi oznacza przykłady konsumpcji, jakie są nam udostępniane, chociażby w formie reklam. Obiecują nam one to, czego nigdy nie mogą spełnić, przez co dalej brniemy w gąszcz obrazów, szukając spełnienia. Działa ten sam paradoks, jak przy doktrynie Kalwina. Skoro nie mamy prawdziwego (według swoich odczuć) wpływu na nasze życie, możemy oddać się nihilizmowi, albo wręcz przeciwnie, gorączkowo starać się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, dzięki któremu poczujemy, że jednak prawdziwe życie (oderwane od pseudocykliczności) jest nam dane.

Mass-media zwiększają rolę przeżycia nieprzeżytego. Nie musimy jechać na drugi kraniec świat, by zobaczyć peruwiańską świątynię, bo widzimy ją w telewizji. Nie jesteśmy ograniczeni do słuchania opowiastek sąsiadek, bo mamy gazety informujące nas o wypadkach z całego kraju (znamienna jest popularność tabloidów, w których nie liczy się informacja, a zastąpienie lub przedłużenie funkcji podglądania i komentowania czyichś zachowań za ich plecami). Filmy historyczne pozwalają nam uczestniczyć w historii, do której nie mamy namacalnego dostępu. Tak samo sprawa się ma z reprodukcjami dawnych przedmiotów i miejsc. Oddziaływanie mass-mediów na nasze emocje z jednej strony daje nam dostęp do świata, z drugiej, przez podkolorowanie rzeczywistości, powoduje, że gdy jedziemy do zobaczonej w telewizji miejscowości, jesteśmy zawiedzeni jej realnością, gorszą od sztucznego obrazu. To samo ma miejsce ze świętami, które rzadko kiedy odpowiadają obrazom z reklam.

Baudrillard wyodrębnił kolejne fazy obrazu (świata) (28). Pierwsza jest odbiciem głębszej rzeczywistości (czyli tej która władała światem przed Spektaklem – rzeczywistości duchowej). Druga faza przesłania i wynaturza głębszą rzeczywistość (był to według naszych rozważań początkowy etap nowożytności i szukania rozejmu między kultem pracy, a obowiązkami duchowymi – np. kupowanie odpustów). W trzeciej fazie głębsza rzeczywistość zanika (przejęcie władzy przez Kapitał), a w czwartej fazie zostaje sam obraz, simulacrum, oderwany od świata (czego przykłady podaliśmy wyżej).

Opis Baudrillarda nie odpowiada realnym procesom, lecz ludzkiemu postrzeganiu, jakie wytworzyło się w ciągu ostatnich dwustu lat. Debord natomiast szuka wyjścia z tej sytuacji w swoich rozważaniach: „Naturalna podstawa czasu, zmysłowe postrzeganie jego upływu, staje się czymś ludzkim i społecznym, kiedy istnieje dla człowieka. Dotychczas to skarlałe formy ludzkiej praktyki, poszczególne postacie wyobcowanej pracy, humanizowały i dehumanizowały czas – zarówno czas cykliczny, jak i oderwany, nieodwracalny czas produkcji gospodarczej. Rewolucyjny projekt bezklasowego społeczeństwa i upowszechnionego życia historycznego zakłada zastąpienie społecznych miar czasu ludycznym modelem nieodwracalnego czasu grup i jednostek, a więc równoczesnym występowania autonomicznych, zrzeszonych czasów (temps indépendants fédérés). Projekt ten zmierza do pełnego urzeczywistnienia – w dziedzinie czasu – komunizmu, wykluczającego ‘wszystko, co niezależne od jednostek’” (29).

Fazy Baudrillarda dość dobrze oddają percepcję świata pokoleń pamiętających świat zanim rozpowszechniły się nowe media, zwłaszcza Internet i telefonia komórkowa. Z drugiej strony, młode pokolenie, nie urodzone w świecie, gdzie Internet już był, wydaje się realizować, przynajmniej w pewnych obszarach, wizję Deborda, choć paradoksalnie, ich semipubliczne życie sprzężone z platformami społecznymi, fotogaleriami i blogami wydaje się hiperspektakularne. Naznaczeni są też wszelkimi postawami, w tym lękiem związanym z podziałem świata na realny i sztuczny, jakie przekazują im pokolenia starsze. Skoro już wiemy skąd przychodzimy, zamknijmy w tym punkcie rozważania historyczne i skupmy się na tu i teraz, by przekonać się kim jesteśmy obecnie i dokąd idziemy.
24) Pub pod Picadorem, http://pubpodpicadorem.blogspot.com/2009/01/ju-za-dwa-dni-koniec-konkursu-blog-roku.html
25) Peter Sloterdijk, Pogarda mas, Warszawa 2003, s. 74.
26) Baudrillard, Precesja Symulakrów [w:] Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, Warszawa 2002, s.633
27) Guy Debord, op. cit., s. 110.
28) Baudrillard, op. cit., s. 633
29) Guy Debord, op. cit., s. 116

2 komentarze:

Kato pisze...

Ile części jeszcze? To kluczowa informacja dla mnie.

Daniel Chmielewski pisze...

Powinno być ich jeszcze siedem. Możliwe, że jeszcze w tym tygodniu wrzucę kolejną.