Dziś prezentuję komiks z 2011 roku Zaliczyć zgon (dla niecierpliwych: link do niego na samym końcu wpisu). Pojawił się po raz pierwszy w maju ówczesnego roku w krótkim zinie Hurra, wraz z pracami Jana Mazura, Jakuba Dębskiego, Roberta Sienickiego i Olgi Wróbel. Warto w tym miejscu przytoczyć "patyczakowy manifest" z pierwszej strony :
Odrzucamy zgniłe truchła realizmu, estetyzmu, turpizmu i wszystkich innych szkół dążących do zindywidualizowanego przekazu. Bezlitośnie bezcześcimy ich zwłoki i napełniamy je sokami naszych fantazji - wszystko to w formie jednolitej, prostej, czystej, gdzie przekaz uwolniony jest spod niesprawiedliwego jarzma formy plastycznej. Plujemy w twarz rosińskiemu* i gwałcimy plecy konia! Sprzeciwiamy się niesprawiedliwemu podziałowi na umiejących i nieumiejących rysować. Patyczaki to ostateczna forma komiksu, w której nie ma beztalenci i geniuszy, impresjonistów i kartonistów**. Wszyscy są równi! To nasz dar dla sztuki komiksu i sztandar, który nieść będziemy ponad zgliszczami starego świata.
* nazwisko napisane jest w oryginalnym tekście z małej litery
** chodzi o "cartoon", a dokładnie cartoonowy styl rysowania.
Ten manifest to oczywiście żart, bo jak pokazały publikacje wewnątrz zina, styl opowiadania i rysowania potrafił być skrajnie różny. Jan Mazur powołuje się na Joannę Tokarską-Bakir w pornożarcie o postrzeganiu symboli, a Robert Sienicki rysuje gag autorstwa Jana Mazura (warto może wspomnieć, że twórcy całej koncepcji tego zinu), o uległości w związkach. Olga też opowiada o związkach. Jej planszę można zobaczyć na jej blogu. Komiks Dema jest surrealistyczną scenką o wojsku, a mój zrealizowanym wreszcie pragnieniem zrobienia komiksu o zombie.
Gdy kilka miesięcy później podczas MFKiG wyszedł numer już z grzbietem i z innymi pracami (powtórzone zostały tylko komiksy moje i Roberta), różnice w stylu okazały się jeszcze większe. Co ciekawe, wydawca Paweł Timofiejuk i scenarzysta Grzegorz Janusz nie rysują na co dzień, a zrobili bardzo udane prace.
Okładka zina po lewej, po prawej Hurra z grzbietem. Kliknij w obrazek, by powiększyć.
Bardzo żałuję, że Hurra nie doczekało się jakiegokolwiek echa w środowisku, żadnej recenzji, ani nawet forumowej dyskusji. Bo żartobliwy manifest to jedno, ale eksperyment ten dotknął ważnej kwestii, a nawet dwóch.
Pierwsza kwestia - Hurra uderza w polski kompleks "Ja im pokażę jak dobrze potrafię narysować". Kompleks spod którego większość rysowników znanych z indywidualnego stylu wychodzi latami, czując presję niewidzialnego mitycznego czytelnika i recenzenta w jednym, który wymaga wspaniałego, doskonałego technicznie rysunku. Dopiero przedarcie się przez ten fantazmat pozwala na poszukiwanie własnego stylu. Nie jest to z mojej strony przesada, bo słyszałem o tym od kilku bardzo cenionych rysowników i sam do niedawna miałem z tym problem (komiksy Pół prawda / pół fikcja i A beautiful shambles były właśnie na ten kompleks antidotum).
Druga kwestia - w dobie internetu komiks i jedno- lub kilkukadrowy cartoon potrafią żyć w świadomości tłumów dzięki agregatom memów i Facebookowi. Autorzy widzą, jak ich plansze albo paski są oglądane i "lajkowane" lub "wykopywane" przez tysiące osób, które nie mają pojęcia kto je zrobił. Dla widowni nieważny jest autor, nieważna jest technika, a wyłącznie pytanie: rozbawi - nie rozbawi? Nie wiem jak teraz sprawa ma się w środowisku komiksowym, ale swego czasu dyskusja o komiksach Dema była na poziomie czy manga to komiks, czy nie komiks, i czy Dema można lubić, czy ignorować jako coś niekomiksowego. Czy popularność jest jakimś kryterium legitymizującym w obecnej dobie? Zwłaszcza, że dla mnie Ptaki w kosmosie, czyli paski Dema ze spajającym je autobiograficznym komentarzem (może jest zmyślony, ale tworzy bogaty kontekst emocjonalno intelektualny) jest jednym z lepszych albumów polskich, jakie miałem w rękach w ostatnich latach. O samej tej kwestii można by pisać całe książki.
Tym bardziej nie rozumiem milczenia po Hurra. Cieszę się niemniej, że wziąłem w tym udział, bo takie ćwiczenie daje dużo do myślenia pod względem komponowania plansz, szukania syntetycznych, zrozumiałych dla odbiorcy znaków i skupienia się na treści. Odsyłam do wpisu o tym, jak robiłem warsztaty z patyczakami dla gimnazjalistów, tam są kolejne przykłady komiksów, jak i dodatkowa porcja teorii.
A teraz, dla tych którzy przebrnęli, mój komiks, Zaliczyć zgon.
Można go przeczytać
TU.
Z uwag: Jest to autonomiczna całość, a nie odcinek, a podtytuł pochodzi z piosenki Deftones.
6 komentarzy:
Prawda jest taka, że ziny bądź antologie, takie jak "Hurra", jeśli nie zostaną zrecenzowane na Ziniolu, to jest mała szansa, że zostaną zrecenzowane gdziekolwiek. A dyskusje? Sporo ich toczy się na FB na różne tematy, ale trudno jest na nie wszystkie trafić i po dwóch dniach nie ma po nich śladu. Dlatego żałuję, że niemal wszystkie duskusje przeniosły się z blogów i forów na tę platformę. Tym bardziej, że tam często dyskusja w pewnym momencie sprowadza się do błyskotliwych onelinerów(poławiaczy lajków), linkowania obrazków itd.
Ja "Hurra" mam, czytałem i podobało mi się. Fajny patent na cykliczny zin.
Acha, żeby nie było. Ja akurat nie jestem jakimś wybornym dyskutantem (za mało wiem, za słabo potrafię przekładać myśli na słowa), ale lubię dobrą i treściwą dyskusję poczytać. Dlatego też mi ich brakuje.
chciałbym być w takim zinie.
Najgorsze w tym jest, że fejs jest nastawiony na teraźniejszość, a nie trwałość. Nie możesz wygóglować recenzji komiksu na czyimś profilu. Pamiętam, jak z wstrzymywałem oddech przed rozpoczęciem lektury omówień zinów z danego festiwalu np. u Maćka Pałki w Ziniolu, to były emocje!
No i widzisz, to co napisałeś tutaj (artykuł/notka)może ma feedback na fb ale "trwale" zostanie tutaj. Więc w sumie nie ma się co martwić. Troszkę szkoda, że dyskusje przepadają ale zawsze można zrobić retro-powrót na forum gildii chociażby.
aaaaaa, odnośnie Hurra to często używam tego zinka jako materiału pomocniczego podczas warsztatów.
Tak więc "TO ŻYJE".
Prześlij komentarz