Linki do poprzednich części: pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej, piątej, szóstej, siódmej, ósmej, dziewiątej, dziesiątej i jedenastej.
Jakoś zostawiłem ostatnią część magisterki na tak długo, że pewnie już nikt nie doczyta. Przynajmniej będę miał dzięki poniższemu blokowi tekstu niezły zbiór nowych "key-wordów" dla wyszukiwarek.
Rozdział DIY miał być bardziej spektakularny, oparty na wielu wywiadach wśród autorów komiksów i plastyków akademickich. Niestety zajęty byłem pracą nad Zapętleniem (które przecież było moją praktyczną pracą dyplomową) i zaliczaniem technologii malarskich, których nie potrafiłem zdać przez 4 lata, bo odechciewało mi się mieszać pigmenty w żółtku po kilku godzinach i przestawałem przychodzić na zajęcia.
Więc jest to, co jest.
Nie wiem kiedy znów wrócę na blogu do pasjonującej mnie niezwykle kwestii czasu i jego percepcji, dlatego pozwolę sobie, nim oddam w Wasze monitory końcówkę pracy, podzielić się zdjęciem jednego z najbardziej przejmujących wyznań naściennych, jakie kiedykolwiek w życiu zobaczyłem.
kliknij, żeby powiększyć. |
Przechodzę obok prawie codziennie i za każdym razem treść mną wstrząsa - i oczywiście nie chodzi tu o relacje damsko męskie, a o relatywizm czasu i jakim ogromnym wycinkiem życia takie stracone lato jest dla młodej osoby.
2.5. DIY
DIY, czyli „Do it yourself” kojarzy nam się głównie z kontrkulturą – nagrywanymi w garażu demówkami zespołów punkowych lub niskonakładowymi gazetkami robionymi metodą „klej i nożyczki” i powielanymi na starych kserokopiarkach.
Nowy pejzaż kulturowy stawia tę kojarzoną z małymi niszami etykę i estetykę, jako dominujące, bo najbardziej powszechne i najbardziej wpływowe. Muzykę można tworzyć lub miksować na komputerze za pomocą profesjonalnego lecz intuicyjnego oprogramowania (będące niedostrzegalnym ułamkiem kosztów stworzenia studia nagraniowego). Tak samo łatwo jest złożyć profesjonalny magazyn lub zmontować i okrasić efektami specjalnymi film. Ceny urządzeń technicznych również są bardziej przystępne, a i technologia coraz lepsza, co owocuje tym, że prawie każdy student multimediów odczuwający potrzebę, może zakupić kamerę video i przygotować film na wysokim poziomie jakościowym.
Co jednak najważniejsze, mamy teraz nieograniczone możliwości w udostępnianiu naszej twórczości widzom / słuchaczom / czytelnikom na całym świecie. I faktycznie, wielu twórców (profesjonalnych lub nie – rozróżnienie już ledwo dostrzegalne), woli samemu wyjść do ludzi, niż grzęznąć w pertraktacjach z wydawcami i producentami, kłócić się o ostateczny kształt pracy i wreszcie tracić pieniądze, które wydawcy i producenci, jako pośrednicy, biorą dla siebie. Nowe media pozwalają również na niebywałą kontrolę nad własną twórczością i własnym wizerunkiem. Pisząc bloga, można w każdej chwili wrócić do tekstu, poprawić go. Niniejsza praca, wydrukowana na papierze, oddana jako coś finalnego, zastyga w niedoskonałym kształcie. Na blogu z kolei byłaby punktem do dyskusji (w komentarzach) i w każdej chwili mogłaby zostać właściwie rozbudowana, będąc cały czas w tym samym miejscu (pod tym samym adresem).
Coraz bardziej popularna staje się koncepcja wirtualnej galerii. Oczywiście jakość prezentowanych na ekranie monitora prac jest nieporównywalnie gorsza od oryginałów (zwłaszcza w przypadku prac malarskich operujących fakturą, rozmiarem, umiejscowieniem w przestrzeni), ale są one powszechnie dostępne. Nie trzeba nabywać książek z ich reprodukcjami lub jechać na drugi kraniec świata, by je zobaczyć. Obok typowych witryn prezentujących prace jak w typowej publikacji (61) (choć też nie do końca, bo zazwyczaj możemy powiększyć dany obraz, przyjrzeć się szczegółom niedostępnym na papierowej reprodukcji formatu A4), istnieją galerie trójwymiarowe, po których poruszamy się jak w grze komputerowej. Platforma Second Life pozwala nam stworzyć własną przestrzeń wystawienniczą i zawiesić na jej ścianach cyfrowe wersje obrazów. Wystarczy następnie podać współrzędne na mapie platformy, i każdy zainteresowany może się zarejestrować i odwiedzić wystawę. Kolejną zaleta jest nieograniczony czas jej trwania – co jest niemożliwe w realnej przestrzeni galeryjnej.
Młody polski twórca, Jakub Wróblewski, swoją pracę dyplomową, zbiór krótkich impresji filmowych, również umieścił w sieci (62). O ile impresje te puszczane w trakcie dyplomu były zwartą całością nagraną na jednej płycie jako jeden film, w sieci są one osobnymi fragmentami. To widz wybiera w jakiej kolejności chce je oglądać.
Ciekawe jest również przedsięwzięcie innej absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – Jaśminy Wójcik. W realnej przestrzeni zorganizowała wystawę o snach. Najistotniejszym elementem wystawy była interaktywność. Odwiedzający mogli nagrać swoje wspomnienia ze snów na rejestratorze dźwięku, a wspomnienia te były dodawane do już wcześniej nagranych i puszczanych. Projekt będzie kontynuowany w Internecie. Na stronie projektu będzie można nagrać się i odsłuchać nagrane wcześniej materiały – co powoduje, że praca Jaśminy staje się żywym organizmem współtworzonym przez wiele anonimowych osób.
Nawet laicy albo osoby nie dysponujący finansami, by wykupić miejsce na serwerze i zapłacić programiście za stworzenie strony, mogą zaistnieć, dzięki wielu darmowym platformom i serwisom. Piętno bloga, jako ekshibicjonistycznego dziennika pensjonariuszki, powoli odchodzi w niebyt i blog staje się synonimem silnika programowego – medium – dla dowolnych treści. Wiele małych wydawnictw (63), magazynów (64) lub serwisów (65) korzysta z silnika blogowego, nie widząc w tym ujmy. Istnieje niezliczona liczba portali i platform związanych z plastyką (66) lub muzyką (67). Często takie rozwiązania okazują się bardziej korzystne niż autorskie strony, bo będąc podpięte pod sieć podobnych stron-profili, pozwalają na proste reklamowanie się nawzajem, na komentarze i wiele innych rodzajów interakcji.
Kwestie te są niezwykle istotne przy procesie decydowania o publikacji, zwłaszcza w sytuacji gdy w świecie analogowym można udostępnić gdzieś swój artykuł, komiks, fotografie, etc. w ramach przysłowiowego „promowania siebie” lub za drobną sumę, nieadekwatną do włożonej pracy. Czy w takim razie nie lepiej opublikować to w sieci? Mój autorski album komiksowy został wydany w nakładzie 500 egzemplarzy (gdyż w sektorze komiksowym w Polsce nakłady polskich autorów wahają się w granicy 200 – 1000 egzemplarzy). Mimo to, że zazwyczaj papierowa wersja komiksu, książki, magazynu, krąży wśród znajomych nabywcy, wiele egzemplarzy jakichkolwiek nakładów leży latami w magazynach lub są niszczone na ekspozycjach w Empikach. Z kolei gdy fragment mojego komiksu wrzuciłem na serwis należący do wp.pl – Komiksomanię, w ciągu dwóch, trzech tygodni zobaczyło go 7 tysięcy osób. Wynik mówi sam za siebie, choć i tak jest słaby, gdyby go porównać z innymi pracami umieszczonymi na wspomnianym serwisie.
Jednak sprawa nie jest aż tak prosta, jak się wydaje. Papier, płyta, ogólnie rzecz biorąc – artefakt – wciąż ogromnie wiele znaczy w dzisiejszych czasach. I bynajmniej nie chodzi o to, że będzie popyt na dany artefakt, lecz o to, że wciąż wśród ogromnych rzeszy wyższy jest status człowieka z wydaną płytą muzyczną, niż kogoś z większą liczbą słuchaczy, ale działającego w sieci.
Niektórzy znajdują w takiej sytuacji drogę pośrednią. Zespół Radiohead, po odejściu z firmy fonograficznej, postanowił sam wydać swój album „In rainbows”. Precedens, przynajmniej na taką skalę, polegał na fakcie, że przez pierwszy okres promocji album był do ściągnięcia z ich oficjalnej strony za „co łaska”. Dosłownie, bo ściągając trzeba było podać kwotę, jaką jest się gotowym zapłacić za album, od jednego pensa do stu funtów. Nie podano nigdzie oficjalnych zysków, ale oświadczono, że operacja okazała się sukcesem (68). Płyta w postaci fizycznej trafiła do sklepów, gdy opisana akcja dobiegła końca.
Billy Corgan, lider znanego i wpływowego zespołu Smashing Pumpkins, stwierdził niedawno, że zmieniają się rytmy w słuchaniu wywołane zmianami technologicznymi (69). Obecnie większość albumów słuchanych jest wybiórczo w programach muzycznych, gdzie można samemu ustalić sobie playlistę (złożoną z różnych wykonawców i piosenek). Nawet jeśli kupujemy pełny album (choć w internetowych sklepach muzycznych można kupować pojedyncze utwory), to przesłuchujemy go w całości raz lub dwa, a następnie wybieramy ulubione piosenki, które trafiają na nasze playlisty. Dlatego też Billy Corgan postanowił porzucić koncepcję wydawania co kilka lat pełnometrażowego albumu i co jakiś czas udostępniać w sieci kolejne utwory. Dopiero po jakimś czasie i weryfikacji publiczności, niektóre z nich będą trafiały na realne artefakty – czyli płyty.
Trent Reznor, lider zespołu Nine Inch Nails, próbował już wielu metod promocji przez internet. Fragmenty instrumentalnego albumu „Ghosts” są do ściągnięcia za darmo z oficjalnej podstrony zespołu (70). Dopiero jeśli chciało się kupić całość, trzeba było zapłacić. Album „With Teeth” puszczany był w całości na serwisie Myspace.com, by potencjalny nabywca mógł zdecydować przed kupnem, czy chce wesprzeć projekt. W ramach podzięki i prezentu dla fanów, Reznor wypuścił album „The Slip” za darmo, również w postaci cyfrowej (71). W spakowanym pliku znajdowała się również wysokiej jakości książeczka do samodzielnego wydrukowania, zatem album ten, przy odrobinie własnego wysiłku, nie będzie odróżniał się od pozostałych na półce.
Nie trzeba jednak patrzeć tak wysoko i daleko, by zobaczyć jak etyka DIY sprzężona z możliwościami danymi przez internet wpływa na współczesny obraz kultury. Na przykładzie polskiej komiksiarki i jej kolejnych sukcesów chciałbym pokazać, jak prosto i efektywnie jest teraz wypromować się i trafić do swoich czytelników.
Olga Wróbel, na co dzień sekretarka, od kilku lat tworzy komiksy autobiograficzne. Choć tworzone są analogowo, autorka skanuje je w pracy i wrzuca do sieci. Wpierw zamieszczała je na serwisie Digart.pl (72), platformie służącej do pokazywania swoich prac, ale i do komentowania swojej twórczości nawzajem i do wszelkich dyskusji związanych z polem aktywności i zainteresowań. Tam, przeglądając różne galerie, natrafiła na innych polskich komiksiarzy, co zaowocowało znajomością z kilkoma z nich na żywo. Olga została zaproszona do jednego z polskich magazynów komiksowych (73), którego redaktorem był właśnie jeden z nowopoznanych znajomych. Podczas akcji promocyjnej Olga poznała kolejnych komiksiarzy, którzy z kolei dowiedzieli się o jej twórczości. Wkrótce potem autorka założyła bloga (74), gdzie zaczęła publikować nowe komiksy. Jednocześnie nie zaniedbała Digartu, bo tam byli jej stali czytelnicy. W ramach promocji bloga, zaczęła na Digarcie wrzucać tylko fragment komiksu, linkując adres swojego bloga, gdzie był ciąg dalszy. Następnie założyła konta na Facebook.com i Twitter.com. Tam zamieszcza za każdym razem notkę o aktualizacji bloga, żeby znajomi nie przeoczyli kolejnego wpisu. Oczywiście wśród znajomych na Facebooku ma wszystkich kolejno spotykanych na imprezach na żywo komiksiarzy, dzięki czemu jest już pełnoprawną częścią środowiska, rozpoznawalną autorką. To z kolei owocuje tym, że gdy podczas kolejnego festiwalu komiksowego w Poznaniu organizowana jest wystawa kobiecego komiksu i gdzie sprzedawany jest okolicznościowy kalendarz z pracami autorek z Europy Środkowej, to ona zostaje reprezentantką Polski. Później, zadowolony ze współpracy i interesujący się jej twórczością organizator festiwalu zaoferuje się zostać wydawcą jej papierowego debiutu, wydając album od razu po polsku i angielsku.
Olga nie ma ani plastycznego wykształcenia, ani mentorów. Przy właściwym połączeniu własnej ciężkiej pracy i talentu, życia towarzyskiego w realnym świecie i odpowiednich działań w świecie wirtualnym, została w ciągu niespełna dwóch lat jednym z najważniejszych kobiecych twórców komiksu w Polsce.
Postępująca demokratyzacja zburzyła starą władzę. Nie instytucje decydują o tym, kto jest profesjonalnym twórcą, a własna przedsiębiorczość połączona z właściwą reakcją niszy, do której się trafia, przy czym nie jest się ograniczonym do rodzimego podwórka. Jeśli ktoś ma właściwy horyzont sieci, może trafiać do swojej niszy na różnych krańcach globu (przykładowo, niektórzy publikujący swoje prace na digart.pl umieszczają swoje prace również na deviantart.com, największej zagranicznej platformie plastycznej, dzięki czemu pokazują się nie tylko potencjalnym zleceniodawcom umiejącym obsłużyć aplikację w języku polskim, ale też i tym ze znajomością języka angielskiego).
Wielu studentów ASP narzeka, że informatycy, którzy opanowali programy graficzne, zabierają im miejsca pracy. Jest to kolejny dowód na dezinstytucjonalizację. Internetowa encyklopedia – Wikipedia jest najlepszym obrazem nowej kultury, gdzie każdy czytelnik, każda jednostka, ma wpływ na kształt kultury. Z jednej strony trzeba przyznać Debordowi i Baudrillardowi, że żyjemy w świecie spektaklu i symulacji; z drugiej strony sytuacja wymaga od nas aktywności i autentyczności. Że ta autentyczność jest tak widocznie sprzężona z bodźcami płynącymi od innych, że my, jak u Gombrowicza, wciąż walczymy o formę, nie wydaje mi się czymś gorszym. Przyjrzeliśmy się w rozdziale o strukturalizowaniu czasu, że niezależnie od czasu historycznego, jesteśmy sprzężeni z innymi i każdy nasz wybór ma dla nas nieodwracalne skutki. Aktor grający postać na scenie staje się amalgamatem swojej przeszłej osoby i postaci, w jaką się wcielił. Widzowie też widzą ten amalgamat. Gdy aktor zejdzie ze sceny, jest już skontaminowany przez ten amalgamat, jakim był na scenie – nie może wrócić już do postaci przeszłej, czystej. Wciąż staje się, niezależnie od tego jak postrzega czas, linearnie staje się. Uważam, że nowa, semipubliczna tożsamość, eksponowana i wchłaniające bodźce ze wszystkich stron, jak za czasów kultury audialnej i idące za nią uznanie bądź jego brak, są bardziej autentyczne i realne, niż postulowane przez Deborda uznanie antyspektakularne (75), polegające na skrywaniu się przed publicznym okiem. Zwłaszcza, że postawa Deborda również istniała względem społeczeństwa i wreszcie została wchłonięta przez Spektakl.
Przypisy dla DIY:
61) Olga’s Galery, http://www.abcgallery.com/
62) Ager Incertus, http://www.agerincertus.com/
63) Wydawnictwo CKH, http://ckh-wydawnictwo.blogspot.com/
64) Ziniol, http://ziniol.blogspot.com/
65) Kolorowe Zeszyty, http://kolorowezeszyty.blogspot.com/
66) DeviantArt, op. cit.
67) MySpace, http://www.myspace.com/
68)
http://web.archive.org/web/20080208234628/http://www.billboard.com/bbcom/news/article_display.jsp?vnu_content_id=1003660154
69) http://leisureblogs.chicagotribune.com/turn_it_up/2008/12/billy-corgan-di.html
70) Strona z albumem Ghosts, http://ghosts.nin.com/
71) Strona z albumem The Slip, http://theslip.nin.com/
72) http://kitchenbizmo.digart.pl/
73) Olga Wróbel, Zaznaczam: Mogę się mylić [w:] Jeju 8, Warszawa 2009, s. 3.
74) Odmiany Masochizmu, http://odmianymasochizmu.blogspot.com
75) Guy Debord, op. cit., s. 27
W jakim kierunku zmierzamy? Jak będziemy postrzegać siebie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat i jak wtedy będziemy pojmowali czas? Nikt tego nie jest w stanie przewidzieć. Może loty na Marsa zmienią nasz sposób rozumienia świata jeszcze bardziej, a może będą wyłącznie ciągiem dalszym znanym od stuleci kolonializmu, łatwe do objęcia pojęciowo za pomocą starych casusów.
Mam nadzieję, że praca ta unaocznia pewne paralele między tym, jak cywilizacja rozwijała się od pradziejów z tym, jak rozwija się od przejęcia czasu przez Spektakl. Wydaje mi się, że wkraczamy w bardzo podobną sytuację, w jakiej znajdowały się pierwsze cywilizacje i napotykamy podobne problemy. Młode pokolenia, coraz mniej skażone przez naszą doczesną pamięć i przekazywane przez obecne pokolenia wartości, będą traktowały nowy, spektakularny czas, jako coś coraz bardziej naturalnego i transcendentnego, aż wreszcie przestaną zauważać fakt, iż to my go stworzyliśmy. Rozłam na świat realny i wirtualny zostanie ostatecznie zasklepiony, im intensywniejszy będzie mariaż online i offline. Wreszcie puentylistyczna czasoprzestrzeń zacznie być postrzegana w ramach teologicznych i nałożona na wcześniejsze doktryny kościołów, tak jak czas chrześcijański był nakładany na wcześniej ustalone porządki. Pewnie za kilka wieków następny odpowiednik Kościoła i kapitalizmu zostanie wytworzony, i on przejmie władzę nad czasem.
Trzeba pamiętać, że powyższy akapit, rodem z science-fiction, nie odnosi się do prostych, widocznych gołym okiem procesów, jak pojawienie się witryny YouTube, albo pendrive’ów (przenośnej pamięci). Procesy, o jakich mowa, trwają całymi wiekami, korelują, sprzęgają się, wchodzą w mariaż. Jak się jednak spojrzy na nie z odpowiedniego dystansu, można wyłapać pewne rytmy i próbować przewidzieć co może w najbliższej (kilkadziesiąt, kilkaset następnych lat) przyszłości nastąpić.
W tym wszystkim największą stałą jest człowiek i to jego zachowania najłatwiej przewidzieć. Piramida Maslowa wyczerpuje pole naszych działań i nawet wskazuje w jakiej kolejności je wykonamy, byleby przetrwać (wpierw na płaszczyźnie biologicznej, następnie statusu społecznego, wreszcie w samorealizowaniu się). Oczywiście zdanie to jest już zbytnim strywializowaniem sprawy, ale wcale daleko od faktycznego stanu rzeczy nie odbiega.
Niezależnie od wszelkich dywagacji i prognoz, wierzę, że praca ta daje wgląd w obecny pejzaż kulturalny i pomaga choć trochę lepiej się w nim odnaleźć, niezależnie w jakiej formie uczestniczmy w kulturze, a volens nolens, wszyscy w niej uczestniczymy.
Nowy pejzaż kulturowy stawia tę kojarzoną z małymi niszami etykę i estetykę, jako dominujące, bo najbardziej powszechne i najbardziej wpływowe. Muzykę można tworzyć lub miksować na komputerze za pomocą profesjonalnego lecz intuicyjnego oprogramowania (będące niedostrzegalnym ułamkiem kosztów stworzenia studia nagraniowego). Tak samo łatwo jest złożyć profesjonalny magazyn lub zmontować i okrasić efektami specjalnymi film. Ceny urządzeń technicznych również są bardziej przystępne, a i technologia coraz lepsza, co owocuje tym, że prawie każdy student multimediów odczuwający potrzebę, może zakupić kamerę video i przygotować film na wysokim poziomie jakościowym.
Co jednak najważniejsze, mamy teraz nieograniczone możliwości w udostępnianiu naszej twórczości widzom / słuchaczom / czytelnikom na całym świecie. I faktycznie, wielu twórców (profesjonalnych lub nie – rozróżnienie już ledwo dostrzegalne), woli samemu wyjść do ludzi, niż grzęznąć w pertraktacjach z wydawcami i producentami, kłócić się o ostateczny kształt pracy i wreszcie tracić pieniądze, które wydawcy i producenci, jako pośrednicy, biorą dla siebie. Nowe media pozwalają również na niebywałą kontrolę nad własną twórczością i własnym wizerunkiem. Pisząc bloga, można w każdej chwili wrócić do tekstu, poprawić go. Niniejsza praca, wydrukowana na papierze, oddana jako coś finalnego, zastyga w niedoskonałym kształcie. Na blogu z kolei byłaby punktem do dyskusji (w komentarzach) i w każdej chwili mogłaby zostać właściwie rozbudowana, będąc cały czas w tym samym miejscu (pod tym samym adresem).
Coraz bardziej popularna staje się koncepcja wirtualnej galerii. Oczywiście jakość prezentowanych na ekranie monitora prac jest nieporównywalnie gorsza od oryginałów (zwłaszcza w przypadku prac malarskich operujących fakturą, rozmiarem, umiejscowieniem w przestrzeni), ale są one powszechnie dostępne. Nie trzeba nabywać książek z ich reprodukcjami lub jechać na drugi kraniec świata, by je zobaczyć. Obok typowych witryn prezentujących prace jak w typowej publikacji (61) (choć też nie do końca, bo zazwyczaj możemy powiększyć dany obraz, przyjrzeć się szczegółom niedostępnym na papierowej reprodukcji formatu A4), istnieją galerie trójwymiarowe, po których poruszamy się jak w grze komputerowej. Platforma Second Life pozwala nam stworzyć własną przestrzeń wystawienniczą i zawiesić na jej ścianach cyfrowe wersje obrazów. Wystarczy następnie podać współrzędne na mapie platformy, i każdy zainteresowany może się zarejestrować i odwiedzić wystawę. Kolejną zaleta jest nieograniczony czas jej trwania – co jest niemożliwe w realnej przestrzeni galeryjnej.
Młody polski twórca, Jakub Wróblewski, swoją pracę dyplomową, zbiór krótkich impresji filmowych, również umieścił w sieci (62). O ile impresje te puszczane w trakcie dyplomu były zwartą całością nagraną na jednej płycie jako jeden film, w sieci są one osobnymi fragmentami. To widz wybiera w jakiej kolejności chce je oglądać.
Ciekawe jest również przedsięwzięcie innej absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – Jaśminy Wójcik. W realnej przestrzeni zorganizowała wystawę o snach. Najistotniejszym elementem wystawy była interaktywność. Odwiedzający mogli nagrać swoje wspomnienia ze snów na rejestratorze dźwięku, a wspomnienia te były dodawane do już wcześniej nagranych i puszczanych. Projekt będzie kontynuowany w Internecie. Na stronie projektu będzie można nagrać się i odsłuchać nagrane wcześniej materiały – co powoduje, że praca Jaśminy staje się żywym organizmem współtworzonym przez wiele anonimowych osób.
Nawet laicy albo osoby nie dysponujący finansami, by wykupić miejsce na serwerze i zapłacić programiście za stworzenie strony, mogą zaistnieć, dzięki wielu darmowym platformom i serwisom. Piętno bloga, jako ekshibicjonistycznego dziennika pensjonariuszki, powoli odchodzi w niebyt i blog staje się synonimem silnika programowego – medium – dla dowolnych treści. Wiele małych wydawnictw (63), magazynów (64) lub serwisów (65) korzysta z silnika blogowego, nie widząc w tym ujmy. Istnieje niezliczona liczba portali i platform związanych z plastyką (66) lub muzyką (67). Często takie rozwiązania okazują się bardziej korzystne niż autorskie strony, bo będąc podpięte pod sieć podobnych stron-profili, pozwalają na proste reklamowanie się nawzajem, na komentarze i wiele innych rodzajów interakcji.
Kwestie te są niezwykle istotne przy procesie decydowania o publikacji, zwłaszcza w sytuacji gdy w świecie analogowym można udostępnić gdzieś swój artykuł, komiks, fotografie, etc. w ramach przysłowiowego „promowania siebie” lub za drobną sumę, nieadekwatną do włożonej pracy. Czy w takim razie nie lepiej opublikować to w sieci? Mój autorski album komiksowy został wydany w nakładzie 500 egzemplarzy (gdyż w sektorze komiksowym w Polsce nakłady polskich autorów wahają się w granicy 200 – 1000 egzemplarzy). Mimo to, że zazwyczaj papierowa wersja komiksu, książki, magazynu, krąży wśród znajomych nabywcy, wiele egzemplarzy jakichkolwiek nakładów leży latami w magazynach lub są niszczone na ekspozycjach w Empikach. Z kolei gdy fragment mojego komiksu wrzuciłem na serwis należący do wp.pl – Komiksomanię, w ciągu dwóch, trzech tygodni zobaczyło go 7 tysięcy osób. Wynik mówi sam za siebie, choć i tak jest słaby, gdyby go porównać z innymi pracami umieszczonymi na wspomnianym serwisie.
Jednak sprawa nie jest aż tak prosta, jak się wydaje. Papier, płyta, ogólnie rzecz biorąc – artefakt – wciąż ogromnie wiele znaczy w dzisiejszych czasach. I bynajmniej nie chodzi o to, że będzie popyt na dany artefakt, lecz o to, że wciąż wśród ogromnych rzeszy wyższy jest status człowieka z wydaną płytą muzyczną, niż kogoś z większą liczbą słuchaczy, ale działającego w sieci.
Niektórzy znajdują w takiej sytuacji drogę pośrednią. Zespół Radiohead, po odejściu z firmy fonograficznej, postanowił sam wydać swój album „In rainbows”. Precedens, przynajmniej na taką skalę, polegał na fakcie, że przez pierwszy okres promocji album był do ściągnięcia z ich oficjalnej strony za „co łaska”. Dosłownie, bo ściągając trzeba było podać kwotę, jaką jest się gotowym zapłacić za album, od jednego pensa do stu funtów. Nie podano nigdzie oficjalnych zysków, ale oświadczono, że operacja okazała się sukcesem (68). Płyta w postaci fizycznej trafiła do sklepów, gdy opisana akcja dobiegła końca.
Billy Corgan, lider znanego i wpływowego zespołu Smashing Pumpkins, stwierdził niedawno, że zmieniają się rytmy w słuchaniu wywołane zmianami technologicznymi (69). Obecnie większość albumów słuchanych jest wybiórczo w programach muzycznych, gdzie można samemu ustalić sobie playlistę (złożoną z różnych wykonawców i piosenek). Nawet jeśli kupujemy pełny album (choć w internetowych sklepach muzycznych można kupować pojedyncze utwory), to przesłuchujemy go w całości raz lub dwa, a następnie wybieramy ulubione piosenki, które trafiają na nasze playlisty. Dlatego też Billy Corgan postanowił porzucić koncepcję wydawania co kilka lat pełnometrażowego albumu i co jakiś czas udostępniać w sieci kolejne utwory. Dopiero po jakimś czasie i weryfikacji publiczności, niektóre z nich będą trafiały na realne artefakty – czyli płyty.
Trent Reznor, lider zespołu Nine Inch Nails, próbował już wielu metod promocji przez internet. Fragmenty instrumentalnego albumu „Ghosts” są do ściągnięcia za darmo z oficjalnej podstrony zespołu (70). Dopiero jeśli chciało się kupić całość, trzeba było zapłacić. Album „With Teeth” puszczany był w całości na serwisie Myspace.com, by potencjalny nabywca mógł zdecydować przed kupnem, czy chce wesprzeć projekt. W ramach podzięki i prezentu dla fanów, Reznor wypuścił album „The Slip” za darmo, również w postaci cyfrowej (71). W spakowanym pliku znajdowała się również wysokiej jakości książeczka do samodzielnego wydrukowania, zatem album ten, przy odrobinie własnego wysiłku, nie będzie odróżniał się od pozostałych na półce.
Nie trzeba jednak patrzeć tak wysoko i daleko, by zobaczyć jak etyka DIY sprzężona z możliwościami danymi przez internet wpływa na współczesny obraz kultury. Na przykładzie polskiej komiksiarki i jej kolejnych sukcesów chciałbym pokazać, jak prosto i efektywnie jest teraz wypromować się i trafić do swoich czytelników.
Olga Wróbel, na co dzień sekretarka, od kilku lat tworzy komiksy autobiograficzne. Choć tworzone są analogowo, autorka skanuje je w pracy i wrzuca do sieci. Wpierw zamieszczała je na serwisie Digart.pl (72), platformie służącej do pokazywania swoich prac, ale i do komentowania swojej twórczości nawzajem i do wszelkich dyskusji związanych z polem aktywności i zainteresowań. Tam, przeglądając różne galerie, natrafiła na innych polskich komiksiarzy, co zaowocowało znajomością z kilkoma z nich na żywo. Olga została zaproszona do jednego z polskich magazynów komiksowych (73), którego redaktorem był właśnie jeden z nowopoznanych znajomych. Podczas akcji promocyjnej Olga poznała kolejnych komiksiarzy, którzy z kolei dowiedzieli się o jej twórczości. Wkrótce potem autorka założyła bloga (74), gdzie zaczęła publikować nowe komiksy. Jednocześnie nie zaniedbała Digartu, bo tam byli jej stali czytelnicy. W ramach promocji bloga, zaczęła na Digarcie wrzucać tylko fragment komiksu, linkując adres swojego bloga, gdzie był ciąg dalszy. Następnie założyła konta na Facebook.com i Twitter.com. Tam zamieszcza za każdym razem notkę o aktualizacji bloga, żeby znajomi nie przeoczyli kolejnego wpisu. Oczywiście wśród znajomych na Facebooku ma wszystkich kolejno spotykanych na imprezach na żywo komiksiarzy, dzięki czemu jest już pełnoprawną częścią środowiska, rozpoznawalną autorką. To z kolei owocuje tym, że gdy podczas kolejnego festiwalu komiksowego w Poznaniu organizowana jest wystawa kobiecego komiksu i gdzie sprzedawany jest okolicznościowy kalendarz z pracami autorek z Europy Środkowej, to ona zostaje reprezentantką Polski. Później, zadowolony ze współpracy i interesujący się jej twórczością organizator festiwalu zaoferuje się zostać wydawcą jej papierowego debiutu, wydając album od razu po polsku i angielsku.
Olga nie ma ani plastycznego wykształcenia, ani mentorów. Przy właściwym połączeniu własnej ciężkiej pracy i talentu, życia towarzyskiego w realnym świecie i odpowiednich działań w świecie wirtualnym, została w ciągu niespełna dwóch lat jednym z najważniejszych kobiecych twórców komiksu w Polsce.
Postępująca demokratyzacja zburzyła starą władzę. Nie instytucje decydują o tym, kto jest profesjonalnym twórcą, a własna przedsiębiorczość połączona z właściwą reakcją niszy, do której się trafia, przy czym nie jest się ograniczonym do rodzimego podwórka. Jeśli ktoś ma właściwy horyzont sieci, może trafiać do swojej niszy na różnych krańcach globu (przykładowo, niektórzy publikujący swoje prace na digart.pl umieszczają swoje prace również na deviantart.com, największej zagranicznej platformie plastycznej, dzięki czemu pokazują się nie tylko potencjalnym zleceniodawcom umiejącym obsłużyć aplikację w języku polskim, ale też i tym ze znajomością języka angielskiego).
Wielu studentów ASP narzeka, że informatycy, którzy opanowali programy graficzne, zabierają im miejsca pracy. Jest to kolejny dowód na dezinstytucjonalizację. Internetowa encyklopedia – Wikipedia jest najlepszym obrazem nowej kultury, gdzie każdy czytelnik, każda jednostka, ma wpływ na kształt kultury. Z jednej strony trzeba przyznać Debordowi i Baudrillardowi, że żyjemy w świecie spektaklu i symulacji; z drugiej strony sytuacja wymaga od nas aktywności i autentyczności. Że ta autentyczność jest tak widocznie sprzężona z bodźcami płynącymi od innych, że my, jak u Gombrowicza, wciąż walczymy o formę, nie wydaje mi się czymś gorszym. Przyjrzeliśmy się w rozdziale o strukturalizowaniu czasu, że niezależnie od czasu historycznego, jesteśmy sprzężeni z innymi i każdy nasz wybór ma dla nas nieodwracalne skutki. Aktor grający postać na scenie staje się amalgamatem swojej przeszłej osoby i postaci, w jaką się wcielił. Widzowie też widzą ten amalgamat. Gdy aktor zejdzie ze sceny, jest już skontaminowany przez ten amalgamat, jakim był na scenie – nie może wrócić już do postaci przeszłej, czystej. Wciąż staje się, niezależnie od tego jak postrzega czas, linearnie staje się. Uważam, że nowa, semipubliczna tożsamość, eksponowana i wchłaniające bodźce ze wszystkich stron, jak za czasów kultury audialnej i idące za nią uznanie bądź jego brak, są bardziej autentyczne i realne, niż postulowane przez Deborda uznanie antyspektakularne (75), polegające na skrywaniu się przed publicznym okiem. Zwłaszcza, że postawa Deborda również istniała względem społeczeństwa i wreszcie została wchłonięta przez Spektakl.
Przypisy dla DIY:
61) Olga’s Galery, http://www.abcgallery.com/
62) Ager Incertus, http://www.agerincertus.com/
63) Wydawnictwo CKH, http://ckh-wydawnictwo.blogspot.com/
64) Ziniol, http://ziniol.blogspot.com/
65) Kolorowe Zeszyty, http://kolorowezeszyty.blogspot.com/
66) DeviantArt, op. cit.
67) MySpace, http://www.myspace.com/
68)
http://web.archive.org/web/20080208234628/http://www.billboard.com/bbcom/news/article_display.jsp?vnu_content_id=1003660154
69) http://leisureblogs.chicagotribune.com/turn_it_up/2008/12/billy-corgan-di.html
70) Strona z albumem Ghosts, http://ghosts.nin.com/
71) Strona z albumem The Slip, http://theslip.nin.com/
72) http://kitchenbizmo.digart.pl/
73) Olga Wróbel, Zaznaczam: Mogę się mylić [w:] Jeju 8, Warszawa 2009, s. 3.
74) Odmiany Masochizmu, http://odmianymasochizmu.blogspot.com
75) Guy Debord, op. cit., s. 27
ZAKOŃCZENIE
W jakim kierunku zmierzamy? Jak będziemy postrzegać siebie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat i jak wtedy będziemy pojmowali czas? Nikt tego nie jest w stanie przewidzieć. Może loty na Marsa zmienią nasz sposób rozumienia świata jeszcze bardziej, a może będą wyłącznie ciągiem dalszym znanym od stuleci kolonializmu, łatwe do objęcia pojęciowo za pomocą starych casusów.
Mam nadzieję, że praca ta unaocznia pewne paralele między tym, jak cywilizacja rozwijała się od pradziejów z tym, jak rozwija się od przejęcia czasu przez Spektakl. Wydaje mi się, że wkraczamy w bardzo podobną sytuację, w jakiej znajdowały się pierwsze cywilizacje i napotykamy podobne problemy. Młode pokolenia, coraz mniej skażone przez naszą doczesną pamięć i przekazywane przez obecne pokolenia wartości, będą traktowały nowy, spektakularny czas, jako coś coraz bardziej naturalnego i transcendentnego, aż wreszcie przestaną zauważać fakt, iż to my go stworzyliśmy. Rozłam na świat realny i wirtualny zostanie ostatecznie zasklepiony, im intensywniejszy będzie mariaż online i offline. Wreszcie puentylistyczna czasoprzestrzeń zacznie być postrzegana w ramach teologicznych i nałożona na wcześniejsze doktryny kościołów, tak jak czas chrześcijański był nakładany na wcześniej ustalone porządki. Pewnie za kilka wieków następny odpowiednik Kościoła i kapitalizmu zostanie wytworzony, i on przejmie władzę nad czasem.
Trzeba pamiętać, że powyższy akapit, rodem z science-fiction, nie odnosi się do prostych, widocznych gołym okiem procesów, jak pojawienie się witryny YouTube, albo pendrive’ów (przenośnej pamięci). Procesy, o jakich mowa, trwają całymi wiekami, korelują, sprzęgają się, wchodzą w mariaż. Jak się jednak spojrzy na nie z odpowiedniego dystansu, można wyłapać pewne rytmy i próbować przewidzieć co może w najbliższej (kilkadziesiąt, kilkaset następnych lat) przyszłości nastąpić.
W tym wszystkim największą stałą jest człowiek i to jego zachowania najłatwiej przewidzieć. Piramida Maslowa wyczerpuje pole naszych działań i nawet wskazuje w jakiej kolejności je wykonamy, byleby przetrwać (wpierw na płaszczyźnie biologicznej, następnie statusu społecznego, wreszcie w samorealizowaniu się). Oczywiście zdanie to jest już zbytnim strywializowaniem sprawy, ale wcale daleko od faktycznego stanu rzeczy nie odbiega.
Niezależnie od wszelkich dywagacji i prognoz, wierzę, że praca ta daje wgląd w obecny pejzaż kulturalny i pomaga choć trochę lepiej się w nim odnaleźć, niezależnie w jakiej formie uczestniczmy w kulturze, a volens nolens, wszyscy w niej uczestniczymy.
BIBLIOGRAFIA
Antropologia Kultury, Wyd. UW, Warszawa, 2005.
Berne Eric, W co grają ludzie – psychologia stosunków międzyludzkich, tłum. Paweł Izdebski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa, 2008.
Debord Guy, Społeczeństwo spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, tłum. Mateusz Kwaterko, PIW, Warszawa, 2006.
Gombrowicz Witold, Ferdydurke, PIW, Warszawa, 1956.
Gombrowicz Witold, Kosmos, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1994.
Jeju 8, pod redakcją Tomasza Pastuszki, Warszawa, 2009.
Le Goff Jacques, Od czasu średniowiecznego do czasu nowożytnego [w:] Czas w kulturze, tłum. Bohdan Chwedeńczuk, PIW, Warszawa, 1988.
Leunig Michael, Ramming the shears, Dynamo Press, Melbourne, 1985
Lloyd Geoffrey Ernest Richard, Czas w myśli greckiej [w:] Czas w kulturze, tłum. Bohdan Chwedeńczuk, PIW, Warszawa, 1988.
McLuhan Marshall, Wybór tekstów, tłum. Ewa Różalska i Jacek M. Stokłosa, Zysk i S-ka, Poznań, 2001.
Młodzi i Media, (do ściągnięcia pod adresem: http://wyborcza.pl/0,104532.html), pod redakcją Mirosława Filipiaka, Michała Danielewicza, Mateusza Halawy, Pawła Mazurka, Agaty Nowotny, Warszawa, 2010.
Nietzsche Fryderyk, To rzekł Zaratustra: książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum. Sława Lisiecka, Zdzisław Jaskuła, PIW, Warszawa, 1999.
Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, Oficyna Naukowa, Warszawa, 2002
Ortega y Gasset José, Bunt mas, tłum. Piotr Niklewicz, Muza, seria „Spektrum”, Warszawa, 1995.
Różewicz Tadeusz, Czytanie [w:] Tadeusz Różewicz, Proza, tom III, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 2004.
Sartre Jean Paul, Egzystencjalizm jest humanizmem, tłum. Janusz Krajewski, Muza, seria „Spektrum”, Warszawa, 1998.
Sloterdijk Peter, Pogarda mas, tłum. Bogdan Baran, Czytelnik, Warszawa, 2003.
Tatarkiewicz Władysław, Dzieje sześciu pojęć, PIW, Warszawa, 1982.
Ludwig Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus, tłum. Bogusław Wolniewicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa, 1970.
Strony internetowe(stan na 15 maja 2010: aktywne)
Olga’s Gallery, http://www.abcgallery.com/
Ager Incertus, http://www.agerincertus.com/
Bash, http://bash.org.pl/latest/
Wydawnictwo CKH, http://ckh-wydawnictwo.blogspot.com/
DeviantArt, http://www.deviantart.com/
Wikipedia, http://en.wikipedia.org/wiki/Main_Page
Strona z albumem Ghosts, http://ghosts.nin.com/
Kolorowe Zeszyty, http://kolorowezeszyty.blogspot.com/
Kominek, http://kominek.blox.pl/html
Blog Kuby Dąbrowskiego, http://kubadabrowski.blogspot.com
LastFm, http://www.lastfm.pl/
Cytat Billy’ego Corgana, http://leisureblogs.chicagotribune.com/turn_it_up/2008/12/billy-corgan-di.html
Google Street View, http://maps.google.com/maps?f=q&hl=en&q=&layer=c&cbll=40.758414,-73.985198&cbp=11,42.04,,0,-6.66&ie=UTF8&om=1&panoid=TZZaoRRf6Kv3sDcvcaT5wA&t=h&ll=40.78886,-74.185181&spn=1.039745,4.235229&z=8
MySpace, http://www.myspace.com/
Pub pod Picadorem, http://pubpodpicadorem.blogspot.com/
The daily meme, http://thedailymeme.com/what-is-a-meme/
Strona z albumem The Slip, http://theslip.nin.com/
I-god, http://www.titane.ca/igod/main.html
Twitter, http://twitter.com/
We are from Poland, http://wearefrompoland.blogspot.com/
Cytat o sprzedaży albumu “In rainbows”, http://web.archive.org/web/20080208234628/http://www.billboard.com/bbcom/news/article_display.jsp?vnu_content_id=1003660154
YouTube, http://www.youtube.com/
Ziniol, http://ziniol.blogspot.com/
2 komentarze:
Skojarzyło mi się to z "No Future Book". Czytałeś może? Jak tytuł wskazuje, autor zajmuje się tam głównie książkami i rynkiem wydawniczym, ale jest wiele zbieżności pomiędzy tym rynkiem a innymi sektorami kultury.
Ciekawy temat do przemyśleń...
Ostatnie zdania (czy pierwsze - sytuacja jak z Memento!) bardzo zachęcające i trafiające do mnie. Wielkie dzięki, Magda! Super, że jest w formie elektronicznej z linkami itd. O wiele bardziej sensowne - przynajmniej dla takiej książki - niż wersja papierowa. Zresztą wspominam gdzieś u siebie o traktacie Wittgensteina, który też jest o wiele bardziej przejrzysty, gdy jest ułozony zakładami, a nie linearnie.
Prześlij komentarz